Dla mnichów, którzy lubili nazywać się żołnierzami, podstawowa walka duchowa toczyła się z logismoi, czyli myślami namiętnymi, które atakują duszę człowieka. Walka z nimi nie jest walką z myśleniem. Logismoi to myśli, pragnienia i pożądania jakie się pojawiają w naszym sercu, odciągając duszę od działania zgodnie z jej naturą. Mogą one mieć charakter emocjonalny lub wyobrażeniowy, niekoniecznie intelektualny. Ważne jest to, że ich zasadniczym efektem jest odciągnięcie nas od trwania w otwartości wobec Boga. Same w sobie mogą mieć różny charakter i wartość od strony moralnej: mogą być wzbudzonymi złymi pożądaniami czy namiętnościami, ale mogą również być wzniosłymi myślami teologicznymi, wspaniałymi rozwiązaniami problemów, pragnieniami najszlachetniejszego działania, które jednak momentu pojawiają się w nieodpowiednim momencie. Niezależnie od moralnej lub ideowej wartości przychodzących myśli efekt zasadniczy jest jeden: Kiedy wyobrażasz sobie różne rzeczy w czasie modlitwy i nie zanosisz czystych modłów do Boga, wpadasz zaraz pod władzę demona acedii, który rzuca się na człowieka w takim właśnie stanie i rozszarpuje duszę jak pies jelonka (Pr. 23).
Te mocne słowa Ewagriusza oddają prawdę o odejściu podczas modlitwy od żywej relacji, co ostatecznie prowadzi do pustego istnienia bez osobowego spotkania. Nie widać może tego od razu, ale z czasem pustka samotności człowieka dopada.
Doświadczenie pojawiania się rozmaitych myśli podczas modlitwy bardzo łatwo sprawdzić osobiście. Wystarczy jedynie pragnąć się skupić na Bożej obecności, np. przed Najświętszym Sakramentem, a od razu doświadczamy przychodzących nam do głowy mnóstwa myśli, odczuć, natchnień itd., które bardzo łatwo nas pociągają. Kiedy po chwili się orientujemy, że odlecieliśmy w naszym myśleniu i przeżywaniu, staramy się ponownie skupić, jednak po chwili wszystko się powtarza.
Jeżeli w naszym wysiłku duchowym troszczymy się zasadniczo tylko o wartość moralną naszego działania i naszych myśli, możemy łatwo wpadać w „pobożne” myśli i przez nie zostać odciągnięci w stan istnienia wirtualnego, odciętego od żywej obecności Boga. Wszystko to może dziać się przy subiektywnym mniemaniu, że oto jesteśmy przed Bogiem i Jemu służymy. Niestety nierzadko się zdarza, że niektórzy „mistrzowie życia duchowego” nakłaniają do aktywnej pracy wyobraźni i budowania pobożnych myśli podczas modlitwy, co w istocie jest akceptacją i utrwalaniem w sobie acedii.
Kiedy mamy do czynienia z myślami złymi, brudnymi, to po pierwsze stosunkowo łatwo rozpoznać, że są one złe i trzeba z nimi walczyć, a po drugie walka z nimi jest stosunkowo łatwa, bo wystarczy jedynie zmienić myśli jedne na drugie, złe na dobre i pobożne. Natomiast o wiele trudniejsza jest walka z wszelkimi myślami, pragnieniami, emocjami i obrazami, jakie na nas przychodzą.
Tak jest w przypadku np. posługi dla chorych. Nierzadko właśnie podczas modlitwy przychodzą do głosu myśli o potrzebie takiej posługi. Ewagriusz umie dostrzec w natarczywości tej myśli przejaw acedii. Pisze o tym: Opanowany przez acedię wymawia się odwiedzinami chorych, w istocie jednak uskutecznia własny cel. Mnich opanowany przez acedię jest skory do posługi [bliźnim], lecz korzyść własną uważa za przykazanie (De octo spirit. 13).
Przejaw acedii w postaci pozornej służby, czyli ucieczki od modlitwy i spotkania z Bogiem, można poznać po przesadzie i braku pokoju w tej służbie. Jednak sam zainteresowany może uważać, że wszystko jest w porządku i tak postępować przez całe lata w przekonaniu, że jest człowiekiem wiary, że jest blisko Pana Boga.
Przeciwieństwem myśli, jakie na nas przychodzą podczas modlitwy, nie są inne myśli, ale otwartość serca. I tutaj dopiero rozpoczyna się prawdziwy wysiłek duchowy.
Najczęściej kiedy mówi się o walce z myślami, rozumie się przez to rozproszenia. Są one podstawowym wymiarem tej walki, ale nie jedynym. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam ogólną zasadę tej walki. Najczęstszą trudnością w naszej modlitwie jest roztargnienie. W modlitwie ustnej może ono dotyczyć wyrazów i ich sensu; o wiele bardziej może dotyczyć Tego, do którego się modlimy w modlitwie ustnej (liturgicznej czy osobistej), w czasie rozmyślania i podczas kontemplacji. Próba odrzucenia roztargnienia równałaby się popadnięciu w jego sidła, podczas gdy wystarczy 2711 powrócić do swego serca: roztargnienie wyjawia nam, do czego jesteśmy przywiązani, i pokorne uświadomienie sobie tego przed Panem powinno obudzić naszą miłość przede wszystkim do Niego przez zdecydowane ofiarowanie Mu naszego serca, by je oczyścił. Tu właśnie ma miejsce walka: chodzi o wybór Pana, któremu mamy służyć (KKK 2729) Por. Mt 6, 21. 24..
Widać z tego, że walka nie toczy się na płaszczyźnie myśli, ale dotyczy zmiany postawy z takiej, która zasadniczo zajmuje się tym, co w myślach i w przeżywaniu, na postawę otwartą na spotkanie z Panem. Jest to niezmiernie ważny moment. Myśli, pamięć, przeżycia, wyobraźnia, jeśli mają nam w jakikolwiek sposób pomóc, winny przygotować nas do otwarcia się na spotkanie. Jeżeli natomiast koncentrujemy się na nich, to przeszkadzają i nie pozwalają wejść w żywą więź z Bogiem. Stąd właśnie myśli są największą przeszkodą w drodze do spotkania Boga.
Samo myślenie, tak jak je zwykle rozumiemy, stawia nas przed czymś – tematem myślenia. Myślimy o czymś lub o kimś, abstrahując to, o czym myślimy, od żywej obecności. Jeżeli nawet jest to ktoś, kogo kochamy i z kim się spotykamy, to myśl o nim nie jest żywym spotkaniem, ale co najwyżej przedstawianiem sobie takiego spotkania. Sami stajemy się obserwatorami jak widz w teatrze. To wyobrażane sobie spotkanie jest także czymś, co obserwujemy. Myśl stawia przed nami coś, co jest jej przedmiotem, co jednocześnie jest obok tego, co faktycznie się dzieje. W ten sposób sami stajemy poza tym, co jest, nie jesteśmy tu i teraz, ale umieszczamy się w wirtualnej przestrzeni gdzieś i kiedyś. Ten moment abstrahowania powoduje oderwanie od żywej obecności w tym, co jest.
Myślenie abstrakcyjne jest niewątpliwie potrzebne w refleksji typu naukowego, w technice, przy próbie uchwycenia większej całości, której nie jesteśmy w stanie ogarnąć jednym spojrzeniem. Trzeba powiedzieć, że dzięki takiemu myśleniu nastąpił cały postęp cywilizacyjny. Ma ono zatem wielką wartość w dziedzinie opanowania świata i nawet uporządkowania zasad współżycia między ludźmi. Natomiast przez oderwanie od żywej obecności nie pozwala się spotkać z Tym, który Jest.
Włodzimierz Zatorski OSB