50 tys. złotych – na tyle wycenił swoje „szkody moralne” szpital Pro Familia w Rzeszowie, który zażądał od położnej Agaty Rejman zadośćuczynienia za publiczne poinformowanie, że w tamtejszej placówce zabija się dzieci nienarodzone. Cena wierności przykazaniu „Nie zabijaj” jest więc słona.
Teoretycznie polskie prawo daje szeroko rozumianemu środowisku medycznemu wszelkie możliwości obrony własnego światopoglądu w kwestiach moralnych przy wykonywaniu profesji określanej nie bez powodu jako „zawody zaufania publicznego”. Prawo każdego obywatela do wolności sumienia zapisane jest zresztą wyraźnie w art. 53 Konstytucji RP. Co więcej, w 1997 r. Trybunał Konstytucyjny jednoznacznie orzekł, że wolność od przymusu i wolność od zachowań niezgodnych z sumieniem jest w naszym porządku prawnym niepodważalną zasadą. I to powinno właściwie zamykać wszelką dyskusję. Tymczasem przykład Agaty Rejman wyraźnie pokazuje, że te przepisy w zderzeniu z tzw. prozą życia nie zdają się na nic. W teorii każdy może co prawda odmówić działań sprzecznych ze swoim sumieniem, ale wtedy musi liczyć się z konsekwencjami: utratą pracy, pozbawieniem premii, brakiem awansu, niekorzystnym przesunięciem godzin pracy w grafiku dyżurów itp. Sposobów na „wychowanie” niepokornego pracownika są przecież setki.
List od szantażysty
Nie inaczej było w przypadku rzeszowskiej położnej, która wraz z grupą koleżanek powołała się na klauzulę sumienia i odmówiła uczestnictwa w aborcjach. Dyrekcja szpitala Pro Familia odpowiedziała w kuriozalny sposób. Stwierdziła bowiem, że w przypadku tzw. zabiegu usuwania ciąży położne nie mogą powoływać się na klauzulę sumienia, albowiem nie wykonują bezpośrednio tego zabiegu, a jedynie czynności pomocnicze, np. wyniesienie szczątków zabitego dziecka. I tutaj widać jak na dłoni, że władzom rzeszowskiego szpitala brakuje elementarnych pokładów empatii. Bo zmuszanie kogokolwiek do wykonywania nawet takiej „pomocniczej” czynności jest ewidentnym gwałceniem jego sumienia. Nie dość jednak na tym. Pro Familia zażądała od Agaty Rejman wpłacenia 50 tys. zł tytułem zadośćuczynienia za rzekome naruszanie dóbr osobistych i sprostowania podanej przez nią publicznie informacji, że w szpitalu zabija się dzieci. Uzasadniając swoje stanowisko, dyrekcja placówki argumentowała, że to nieprawda, ponieważ przeprowadza ona tylko „zgodne z prawem zabiegi aborcyjne”. Proszę sobie teraz wyobrazić sytuację, w jakiej znalazła się rzeszowska położna. Nie tylko postawiła się w ostrym konflikcie ze swoim pracodawcą, który oskarża ją o szkalowanie dobrego imienia (a to już zaczyna pachnieć zwolnieniem dyscyplinarnym), to na dodatek żąda od niej gigantycznego odszkodowania stanowiącego wielokrotność jej miesięcznej wypłaty. Trudno takie działanie nazwać inaczej jak tylko ordynarną formą zastraszania i szantażu. Nic więc dziwnego, że rzeszowska położna swój sprzeciw wobec uczestnictwa w aborcyjnym procederze okupiła gwałtownym pogorszeniem stanu zdrowia. Na tyle poważnym, że nie była nawet w stanie uczestniczyć w konferencji prasowej zwołanej dla nagłośnienia jej sprawy. O swojej trudnej sytuacji mogła opowiedzieć dziennikarzom tylko za pośrednictwem nagranego filmu, i to w krótkich urywanych zdaniach.
Himalaje hipokryzji
Trudno przejść obojętnie nie tylko nad niegodziwymi metodami zastraszania stosowanymi przez Pro Familię wobec swojego pracownika – usiłującego przecież skorzystać jedynie z przysługującej mu w polskim prawie klauzuli sumienia – ale także nad hipokryzją dyrekcji szpitala. Tutaj koniecznie trzeba poświęcić kilka słów na temat samej placówki. Otóż klinika Pro Familia w Rzeszowie cieszy się wśród pacjentów bardzo dobra opinią, a do niedawna kreowała się także na placówkę „z wartościami”. I to do tego stopnia, że w momencie jej otwierania zadbano nawet o to, żeby szpital został uroczyście poświęcony przez miejscowego biskupa. Wiele mówi zresztą sama nazwa szpitala, który – jak możemy przeczytać na jego stronie internetowej – „powstał z myślą o rodzinie”. A to chyba do czegoś zobowiązuje, nieprawdaż? Teraz jednak okazało się, że Pro Familia podpisała obowiązujący od grudnia 2013 r. kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia przewidujący także wykonywanie zabiegów przerywania ciąży. Tłumaczyła się przy tym, że takie były wymogi podpisania nowego kontraktu z NFZ. To jednak nieprawda. Z ustaleń aktywistów ruchów obrony życia wynika, że rzeszowski oddział NFZ stanowczo zaprzeczył, jakoby zmuszał jakąkolwiek placówkę do przeprowadzania aborcji. Stwierdził także, że w ostatnim czasie nie nastąpiły żadne zmiany prawne, które zobowiązywałyby szpitale do podejmowania takich świadczeń. Jak więc jest naprawdę? Powiedzmy wprost: za aborcyjnym kontraktem podpisanym przez szpital Pro Familia stoją wyłącznie korzyści materialne, a nie jakiekolwiek inne względy.
Wróćmy zresztą jeszcze na chwilę do argumentacji stosowanej przez dyrekcję szpitala i reprezentujących ją prawników. Jak już wspomniałem, oficjalne stanowisko władz szpitala głosi, że nie zabija on dzieci, a jedynie przeprowadza „zgodne z prawem zabiegi aborcyjne”. Przedziwna konstrukcja logiczna. Bo czy legalny „zabieg aborcji” oznacza trochę mniejsze zabicie dziecka? Czy jego ostateczny efekt jest inny? Chowanie się za medycznymi procedurami, wypieranie etycznej strony „zabiegu” aborcji, odmawianie innym prawa do moralnej oceny takiej działalności jest po prostu szczytem hipokryzji. Taka argumentacja jest nie tylko wyjątkowo mętna, ale również powoduje fatalne skojarzenia historyczne. W końcu w hitlerowskich Niemczech także eksterminowano ludzi powołując się na – było nie było – legalnie obowiązujące ustawy norymberskie. Fundacja „Pro – Prawo do życia” zwróciła natomiast uwagę na jeszcze inny, niezmiernie ważny aspekt tej sprawy: czy ujawnienie przez rzeszowską położną informacji o zabijaniu dzieci w klinice Pro Familia można w ogóle uznać za czyn zabroniony, skoro każdy obywatel ma prawo wystąpić z wnioskiem o udzielenie informacji publicznej na temat zakresu działalności danej placówki służby zdrowia? I gdzie tutaj nastąpiło naruszenie „dobrego imienia”? „Według tej «logiki» zabijanie po cichu jest dobre, a zabijanie w świetle reflektorów już nie” – zauważyła Aleksandra Musiał z Fundacji „Pro – Prawo do życia”.
Ręce życia
Historia rzeszowskich położnych pozwoli być może wreszcie uświadomić wszystkim, jak wielki chaos prawny panuje w kwestii klauzuli sumienia i jak bardzo brakuje dziś realnego wsparcia dla osób, które chcą z niej korzystać. Pierwsze efekty „sprawy Agaty Rejman” już zresztą widać. Kilkanaście dni temu w Rzeszowie powstała ogólnopolska inicjatywa „Ręce życia”, która stawia sobie za cel właśnie pomoc położnym oraz innym pracownikom służby zdrowia w możliwości odmowy uczestniczenia w aborcji i we wszelkich zabiegach, które są niezgodne z ich sumieniem. W skład organizacji wchodzi grupa prawników, etyków, położnych i osób zaangażowanych w obronę życia. Podczas konferencji inaugurującej działalność inicjatywy senator Kazimierz Jaworski oraz mecenas dr Paweł Bała wyjaśniali, że w ostatnim czasie, po nagłośnieniu działań dyrekcji Pro Familii, zgłosiło się wiele osób, które doświadczyły podobnych jak Agata Rejman problemów z powoływaniem się na klauzulę sumienia. „Ręce życia” mają być więc miejscem, gdzie wszyscy zainteresowani będą mogli zdobyć wszelkie potrzebne informacje i materiały na temat tego, w jaki sposób, gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach stosować klauzulę sumienia. Na stronie www.recezycia.pl będą dostępne wzory klauzul sumienia, a także zbiór przepisów prawnych dotyczących wolności sumienia oraz stanowisko Kościoła w tej sprawie.
Docelowo inicjatywa chce także obejmować opieką prawną wszystkie osoby potrzebujące tego rodzaju pomocy. Na dziś najpilniejsze zadanie polega jednak na wymianie doświadczeń dotyczących radzenia sobie w sytuacjach spornych, rodzajach kruczków prawnych stosowanych przez pracodawców, sposobach przeciwstawiania się takim praktykom itp. Inicjatywa chce także działać na rzecz jak najszybszego ujednolicenia przepisów dotyczących klauzuli sumienia. Dziś realia bowiem są takie, że zupełnie inne przepisy obowiązują w przypadku klauzuli sumienia dla lekarzy, a zupełnie inne dla pielęgniarek i położnych. Jeszcze bardziej skomplikowana jest sytuacja farmaceutów, którzy jako jedyna grupa zawodowa nie mogą oficjalnie stosować klauzuli sumienia, nie chcąc być np. zmuszanymi do sprzedawania środków wczesnoporonnych. Mogą to jedynie robić nieoficjalnie, „na dziko”, tłumacząc się najczęściej brakiem stosownego asortymentu. Chaos jest więc potężny. I to musi się zmienić. Bo im szybciej stworzymy trwałe, spójne i jednolite przepisy, tym lepiej uodpornimy się na wszelkie „postępowe” nowinki. Wszak w krajach Europy Zachodniej od dawna coraz ostrzej kwestionuje się prawo do wolności sumienia. Próba jego podważenie jest więc tylko kwestią czasu.
Łukasz Kaźmierczak