881 776 552 (całodobowo: wezwania do chorych, sprawy pogrzebowe)

Różne były koleje kształtowania się święta Ofiarowania Pańskiego. O jego początkach dowiadujemy się m.in. z manuskryptu odnalezionego w 1884 r. przez włoskiego uczonego. Badacz natrafił w nim na zapiski pewnej kobiety imieniem Egeria, która pod koniec IV wieku udała się z pielgrzymką do Ziemi Świętej. Przebywając z wizytą w Jerozolimie, ok. 386 r. zanotowała, iż „czterdziesty dzień po Epifanii [Bożym Narodzeniu] jest tu obchodzony naprawdę bardzo uroczyście. Tego dnia ma miejsce procesja do Anastasis [Bazylika Zmartwychwstania] i wszyscy w niej biorą udział, jak i wszystko jest sprawowane w sposób uroczysty, podobnie jak podczas Paschy”. Z dalszej relacji Egerii wyraźnie wynika, że wysoka ranga uroczystości opierała się na jeszcze dobitniejszym ukazaniu prawdy, zakorzenionej już w tajemnicy Wcielenia, że Jezus jest „światłością świata” (J 8, 12). W ciągu wieków z różnych powodów nastąpiło jednak znaczne przesunięcie akcentów. Dziwnym trafem na czoło wysunął się fakt oczyszczenia Matki Bożej, przez co święto przybrało charakter maryjny. Czterdziesty dzień po Narodzeniu obchodzono w tymże duchu aż do 1970 r., kiedy to przywrócono mu pierwotną nazwę i wymowę. Za kluczowy uznano hymn Symeona, w którym podkreśla on powszechną zbawczą misję Jezusa Chrystusa.

Święto Ofiarowania to ostatni takt w symfonii opiewającej radość Narodzenia Pańskiego i jednocześnie pomost łączący tę tajemnicę z wydarzeniem śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Środkiem, który ma nam posłużyć do lepszego zrozumienia tego nierozerwalnego związku, jest symbol światła. Ale od razu pojawia się tutaj pewien kłopot. W naszych czasach, w których ogromny rozmach ludzkiej twórczości oraz związana z nią dominacja pragmatyczno-technicznego potencjału rozumu odsuwają na dalszy plan jego mądrościowo-kontemplacyjną właściwość, zdolność odczytywania symboli zdaje się być poważnie zachwiana. Bo czyż, na przykład, nie oswoiliśmy się za nadto ze światłem, które łatwo zapalić pstryknięciem wyłącznika? Czy w świetle dostrzegamy jeszcze coś więcej niż tylko służkę na nasze zawołanie? Czy wychwytujemy głębsze przesłanie, jakie ono do nas kieruje? A może sprowadziliśmy je wyłącznie do rzędu instrumentu na podobieństwo telewizora, samochodu, komputera? Naturalne żywioły, jak ogień czy woda, nie równają się ot tak po prostu przedmiotom codziennego użytku, lecz mieszczą w sobie więcej sensów. Liturgia odwołuje się zatem do drzemiącej w nas zdolności odkrywania bogactwa treściowych płaszczyzn w rzeczach oraz odsłaniania ich rozmaitych znaczeń. Dzięki prostocie duchowego spojrzenia i specyficznej sprawności rozumu, jesteśmy w stanie dojrzeć w symbolu rzeczywistość, która prześwituje spoza zewnętrznej powłoki dostępnej zmysłom. Jak wobec tego odczytać symbolikę Ofiarowania, w ramach której Jezusa porównuje się do „światła na oświecenie pogan”?

Pójdźmy jednym z potencjalnych tropów, dzięki któremu możemy przybliżyć się nieco do tajemnicy światła. Nietrudno zauważyć, iż każdy z nas doświadczył już w swoim życiu działania mniej lub bardziej uchwytnej formy ciemności. Czasami przybiera ona postać chwilowego zagubienia i braku jasności, kiedy nie wiemy jak w danym momencie postąpić lub nie potrafimy znaleźć właściwego rozwiązania dla konkretnego problemu. Innym razem staje się bardziej dojmująca, dogłębna i trwała, kiedy odnosimy wrażenie, że straciliśmy życiową orientację, kiedy nie przestaje nas nękać i nurtować pytanie o sens – o „po co” ludzkiej egzystencji, kiedy dopominamy się jakiegoś uzasadnienia i celu dla poszczególnych zdarzeń oraz ich następstw, kiedy zewsząd oplatają nas jedynie wątpliwości i rozterki. Wbrew pozorom nie zadawalają nas w tych fundamentalnych kwestiach jedynie empiryczne czy zdawkowe odpowiedzi. Dzieje się tak, ponieważ dopytywanie się o sens w przedziwny sposób przesłania obłok ciemności (czynność ta wykracza niejednokrotnie poza możliwości racjonalnego poznania), przez co ciągle rodzi się w nas niedosyt, i wewnętrzny niepokój. Skąd bierze się w nas tefl fbdzaj ciemności? Po części z naszej stworzonej kondycji, którą charakteryzuje kruchość i wielorakie ograniczenia. Jej nasilenie wzmagają też do pewnego stopnia skutki osobistych grzechów i wad.

Istnieje, jak sądzę, jeszcze inne źródło ciemności, mimo że na pierwszy rzut oka niełatwo je odróżnić od pozostałych przyczyn. Ciemność może być również negatywną stroną głębokich ludzkich tęsknot, których nie da się byle czym uciszyć, a które czynią z nas istoty nieustannie ku czemuś otwarte. W gruncie rzeczy tęsknoty te są wyrazem wpisanego w naszą naturę, aczkolwiek częstokroć przebranego w różne szaty, pragnienia Boga. Według św. Augustyna życie ludzkie trwa i rozwija się dzięki łaknieniu Boga, przez które od wewnątrz jesteśmy poruszani i motywowani, chociaż często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jeśli spojrzymy na naszą ciemność przez ten pryzmat, dojdziemy do wniosku, że nie można od niej uciec. Co więcej, przynależąc niejako do naszej natury, towarzyszy ona nieodłącznie naszej pielgrzymce przez życie. Wszelako nie znaczy to, iż ciemność nie odstępuje od nas ani na krok tak jakby nasze losy były nieodwołalnie i całkowicie splecione z jej przerażającym przeznaczeniem. W każdym z nas, bez względu na religię czy wyznanie, mieszka również światło – znak pochodzenia i przynależności do Stwórcy, a także zapowiedź i przedsmak przyszłego nasycenia. Choćby było ono nikłe jak iskierka, rozbłyska we wnętrzu każdej ludzkiej duszy, gdyż Bóg „oświeca każdego człowieka, który na świat przychodzi” (J 1, 9). Niemniej obecność ciemności zstępującej na nas w najrozmaitszych postaciach i z różnym natężeniem, uprzytamnia nam, że jesteśmy wciąż w drodze, że na ziemi nie ziszczą się wszystkie nasze dążenia. Z tego powodu ów szczególny rodzaj ciemności (nie wykluczający bynajmniej innych jej przejawów) przyzywa światło, wypływa z tęsknoty a zarazem pogłębia ją oraz potęguje pragnienie oświecenia. Kiedy Symeon nazywa Mesjasza światłem, które oświeca, odwołuje się właśnie do tego pragnienia. Starzec, wiedziony tym utajonym porywem, otworzył się na olśniewające światło, które przychodzi do człowieka stęsknionego i wypatrującego.

Światło przyciąga, intryguje i zaprasza do wejścia w obręb jego oddziaływania, ale nie pochłania nas. Jezus przychodzi do każdego jak światło, ale nie na zasadzie zastąpienia ludzkiego rozumu i zawładnięcia całą istotą człowieka. Chrystus wychodzi naprzeciw człowieczej tęsknocie za ogarnięciem całości, za uchwyceniem sensu i celu. Słowa i czyny Jezusa, przypieczętowane ostatecznie Jego śmiercią i zmartwychwstaniem, tworzą strumień światła, którego uznanie udziela nam wystarczających odpowiedzi do tego, abyśmy nie kroczyli w nieprzeniknionych mrokach, zabłąkaniu i poczuciu chaosu. Jednakże Zbawiciel nie podaje nam wszystkich gotowych rozwiązań na tacy, nie zwalnia od trudu szukania, nie wyrywa nam z serca naszego najgłębszego dążenia. Przeciwnie, jeszcze bardziej go rozżarza i wspiera naszą naturę do doskonalszego przygotowania się na ostateczne spełnienie wszelkich ludziach tęsknot. Jezus oświeca, to znaczy, wskazuje kierunek, naprowadza, obdarza swoistym intelektualnym wglądem, poszerza perspektywy, wyprowadza z bezradności, udziela pewności i odwagi w działaniu, zadaje kłam iluzjom, przymnaża nam energii, która pomaga nam przezwyciężyć przytłaczające nas ciemności.

Święto Ofiarowania jest zatem kolejnym Bożym zapewnieniem, że nie jesteśmy sierotami wydanymi na łup druzgocącej nas ciemności, gdyż Bóg sam postanowił przerzedzić pomrokę świata i rozświetlić rodowód i przeznaczenie każdego z nas. I tylko Boża moc może do głębi przeniknąć i odnowić całe człowieczeństwo. Z drugiej strony w życiu i łasce Jezusa podarowane zostało nam światło podtrzymujące tęsknotę, która przenosi nas na tym świecie w spowitą mrokiem próżnię, gdyż jej definitywne napełnienie nastąpi poza zasłoną czasu, kiedy Bóg będzie „wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15, 28). Bo tak naprawdę tylko ożywiana świadomie tęsknota pozwala nam żyć w sposób godny naszego powołania i uzdalnia nas do ziemskiej wędrówki, która stale nakierowana jest na niebieską Ojczyznę. Bo tak naprawdę – jak pisze biskup Hippony – „Bóg każąc nam czekać, zwiększa pragnienie, wywołując pragnienie – poszerza duszę, poszerzając ją – zwiększa zdolność przyjęcia”, przyjęcia światła, które jest inną nazwą tego, „czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć” (1 Kor 2, 9).

Dariusz Piórkowski SJ

Tekst pochodzi z pisma
„Królowa Apostołów” luty 2010 r.