Konstytucja soborowa o Kościele w świecie współczesnym wprowadza nas w zagadnienie godności osoby ludzkiej: „Kim jednak jest człowiek? Przedstawiał on i przedstawia wiele różnych, a nawet sprzecznych opinii o sobie samym, w których często albo uważa siebie za normę absolutną, albo deprecjonuje się aż poza granice rozsądku, stając się przez to niezdecydowany i lękliwy. Kościół, wyraźnie dostrzegając te problemy, może przynieść na nie odpowiedź, pouczony przez Boże Objawienie, które prawdziwie opisuje kondycję człowieka, wyjaśnia jego słabości, a równocześnie umożliwia właściwe poznanie jego godności i powołania. Pismo święte poucza, że człowiek został stworzony „na obraz Boży”, jako zdolny do poznania i pokochania swojego Stworzyciela, ustanowiony przez Niego panem nad wszystkimi stworzeniami ziemskimi, aby rządził i posługiwał się nimi, sławiąc Boga”.
„Bóg nie stworzył jednak człowieka jako istoty samotnej: albowiem od początków „stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1, 27), a ich związek tworzy pierwszą formę wspólnoty osób. Człowiek bowiem z głębi swej natury jest istotą społeczną i bez kontaktów z innymi nie może ani żyć, ani rozwijać siebie samego i swoich uzdolnień”.
O tę wielką godność człowieka troszczy się Bóg, Jezus Chrystus, gdy w Ewangelii pokazuje człowiekowi, jak żyć i po co żyć. Bo człowiek wskutek ograniczeń naturalnych, grzechu i wad łatwo błądzi i szuka często szczęścia tam, gdzie w ostateczności znajduje gorycz. Dlaczego człowiek nie dowierza Chrystusowi, Ewangelii, Kościołowi?
Do Chrystusa z pytaniami przyszli faryzeusze. W Księdze Powtórzonego Prawa powód do rozwodu został niezbyt jasno sformułowany: „Jeżeli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie” (Pwt 24, l).
Szkoły rabinackie różnie tłumaczyły to „coś odrażającego”. Jedna szkoła twierdziła i dopowiadała, że wystarczy jakakolwiek przyczyna, nawet źle przygotowany posiłek. Druga bliższa właściwej interpretacji Prawa to „coś odrażającego” widziała w cudzołóstwie. Pierwsza szkoła rabbi Hillela, który słynął z łagodności, mocno krzywdziła kobietę. Kobieta mogła być w praktyce przedmiotem pogardy, lekceważenia, poniżenia, namiętności czy zwyczajnego egoizmu. Jej życie zależało od kaprysu męża. Żyła w ciągłym zagrożeniu, że może być odesłana. Pewną obroną był wniesiony majątek. Druga szkoła rabbiego Szammaja też praktycznie była po stronie męża.
Chrystus nie dał się wciągnąć w spory. Sięgnął do samego źródła, do pierwotnej myśli Bożej zanotowanej w Księdze Rodzaju. „Czy wolno mężczyźnie rozwieść się z żoną z jakiegokolwiek powodu? On odpowiedział: Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku uczynił ich jako mężczyznę i kobietę? I oznajmił: Dlatego mężczyzna opuści ojca i matkę i połączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. Tak więc już nie są dwoje, lecz stanowią jedno. Co zatem Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” (Mt 19, 3-6).
Gdy ludzie zawierają związek małżeński na kształt przymierza, ten związek staje się nierozerwalny i pobłogosławiony przez Boga. „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”. Małżeństwo określamy dzisiaj jako wspólnotę życia i miłości, to znaczy taką, która z samej natury jest nierozerwalna. Chrystus, który wrócił do pierwotnego zamysłu Boga, chce nadać ludzkiej miłości trwałość i wielkość. Daje jej równocześnie siłę sakramentalną, żeby mogła przetrwać również trudności.
Jezus wystąpił w obronie kobiety, jej godności. Nie jest dobrze, gdy małżonkowie biorą pod uwagę możliwość rozejścia się lub myśli o tym przynajmniej jedna strona. Jest to zaprzeczenie świętości sakramentu, a więc grzech a jednocześnie głęboka niedojrzałość i brak odpowiedzialności za drugiego człowieka.
Faryzeusze pytali dalej Chrystusa: „To dlaczego Mojżesz pozwolił dać żonie list rozwodowy i się rozwieść? Odpowiedział im: Mojżesz pozwolił wam na rozwód z powodu zatwardziałości waszych serc. Na początku jednak tak nie było” (Mt 19, 7-8).
Chrystus nie tylko wyjaśnia, ale jasno wytycza granice i unieważnia prawo, które dozwalało rozwód w Starym Testamencie. Wspomniany przepis Mojżeszowy był ustępstwem, który zrobił Mojżesz z powodu zatwardziałości serc Izraelitów, z powodu narosłych złych obyczajów w ciągu ich historii. Okoliczne ludy, w tym również Izrael daleko odeszły od pierwotnej myśli Bożej. Poligamia była ówcześnie dosyć powszechna.
Bóg wchodził ze Swoim prawem w sytuacje ówczesnych praw i zwyczajów barbarzyńskich, aby lud wychować i podprowadzać do przyjęcia Bożych myśli. Takim przykładem są m.in. ówczesne prawa wojny czy prawa zemsty. Ale człowiek Pana Boga nie rozumie i łatwo oskarża. Do wszystkiego trzeba ciągle dorastać. Dorastać duchowo do przyjmowania w pełni Bożych zamysłów i życzeń. Bóg w Starym Testamencie pokazuje praktycznie Swoją myśl. Księgi mądrościowe przybliżają wartości duchowe, radości i kłopoty rodzin monogamicznych, a takie również były w Izraelu (np. rodzina Tobiaszów). Jak wiara i modlitwa pomagają żyć w wierności dla Bożego Prawa.
Czy w Nowym Testamencie nie ma żadnych wypowiedzi Chrystusa, które by pozwalały na rozwód? Najstarszym tekstem w tej materii jest List św. Pawła do Koryntian. „Tym natomiast, którzy trwają w związku małżeńskim, nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od męża. A jeśliby odeszła, winna pozostać niezamężna albo pojednać się z mężem. Mąż również niech nie rozwodzi się z żoną” (1 Kor 7, 10-11). Świadectwo św. Pawła powołujące się na Pana Jezusa dotyczy nierozerwalności małżeństwa. Natomiast nieco dalej mamy tzw. „przywilej Pawłowy”, odnoszący się do małżeństw nieochrzczonych, po nawróceniu jednej ze stron. „Jeżeli natomiast niewierzący chce odejść, niech odejdzie. W takich przypadkach nie jest niewolniczo skrępowany ani brat, ani siostra” (1 Kor 7, 15). Chodzi tutaj o sytuację, która uniemożliwia wspólne życie małżonków.
Podług egzegetów, to św. Łukasz przekazał słowa Jezusa w formie najbardziej pierwotnej: „Każdy, kto oddala swoją żonę i poślubia inną, cudzołoży, a kto żeni się z oddaloną przez męża, też cudzołoży” (Łk 16, 18). Gdy chodzi o wierność małżeńską, oboje małżonkowie ponoszą jednakową odpowiedzialność. Św. Marek przytacza identyczne słowa, co św. Łukasz, jedynie św. Mateusz podaje jeden warunek „Każdy, kto oddala swoją żonę, poza przypadkiem nierządu, naraża ją na cudzołóstwo, a kto oddaloną poślubia, cudzołoży” (Mt 5, 32). Mateusz pisał Ewangelię dla Żydów. To był jego komentarz. Zasady nierozerwalności nie można podważać, bo trzeba brać pod uwagę wszystkie wypowiedzi Pisma świętego na ten temat. Należy przyjąć, że Mateuszowa uwaga nie odnosi się do rozwodu, lecz jedynie do separacji małżonków.
Co może oznaczać u św. Mateusza ów „nierząd”? W narodzie żydowskim były tak określane małżeństwa zawarte niezgodnie z Prawem, to znaczy między bliskimi krewnymi lub gdy jedna ze stron była pogańska. Był to po prostu konkubinat. Przed taką formą życia przestrzega również dekret Soboru Jerozolimskiego (por. Dz 15, 28-29).
Separację wprowadza dopiero chrześcijaństwo. Chrześcijańskie małżeństwo jest nierozerwalne, jest sakramentem i dopiero śmierć daje wolność drugiej stronie. „Małżeństwo zawarte i dopełnione nie może być rozwiązane żadną ludzką władzą i z żadnej przyczyny, oprócz śmierci”, mówi obecne Prawo kościelne.
Dla katolików związek cywilny reguluje tylko cywilno — prawne aspekty małżeństwa. Kościół nie uznaje rozwodów cywilnych, stąd naucza jasno: chrześcijaninowi nie wolno występować o rozwód ani wyrazić zgody na niego. Jeżeli to się dzieje bez jego zgody albo mimo wyraźnego sprzeciwu — jest niewinny. Jeżeli ktoś to rozumie jako formę separacji, bo np. mąż jest pijakiem czy awanturnikiem — to można to przyjąć. Jeżeli ktoś sam wniósł pozew o rozwód, jeżeli ktoś sam jest winien rozpadu — to moralnie nie można go usprawiedliwiać. Najpierw ta osoba powinna naprawić krzywdy i zadośćuczynić. Podjąć wysiłek pojednania, jeżeli to jest jeszcze możliwe. Osoba trzecia, np. matka, która doprowadza do rozbicia małżeństwa dzieci, ponosi ciężką winę i zobowiązana jest do naprawy.
Rozpad małżeństwa dokonuje się wbrew woli Bożej i wypływa z przyczyn ludzkich, z ludzkiej małości, winy czy głupoty. Najczęściej niszczą więź małżeńską następujące wady: egoizm, agresywność, zarozumiałość i lenistwo. Innym czynnikiem jest brak wiary. Wiara słaba, ale przede wszystkim płytka. Wtedy wszystko, co prezentuje religia, wydaje się być martwą literą. Przykazania Boże wydają się zbyt surowe, trudne i nieludzkie. Traktuje się je wyłącznie jako ograniczenia ludzkiej wolności, jak każde inne ludzkie prawo. Innym negatywnym czynnikiem, który ułatwia podejmowanie decyzji rozwodu cywilnego jest atmosfera, która sprzyja lekkomyślności w zawieraniu małżeństwa czy kusi zbyt łatwym rozwodem. Ile małżeństw udałoby się uratować, gdyby panował inny duch i pomoc w pokonaniu kryzysów i pierwszych poważnych trudności.
„Coraz więcej jest takich wypadków, że katolicy ze względów ideologicznych lub praktycznych wolą zawrzeć tylko ślub cywilny, odrzucając lub przynajmniej odkładając ślub kościelny. Sytuacji tych ludzi nie można stawiać na równi z sytuacją tych, którzy współżyją bez żadnego związku, tu bowiem istnieje przynajmniej jakieś zobowiązanie do określonej i prawdopodobnie trwałej sytuacji życiowej, chociaż często decyzji tej nie jest obca perspektywa ewentualnego rozwodu… Mimo to, również i ta sytuacja nie jest do przyjęcia przez Kościół”. Nie można tych ludzi dopuszczać do sakramentów świętych. Troską Kościoła jest skłonić ich do zawarcia małżeństwa.
Inną kategorię stanowią osoby żyjące w separacji i rozwiedzeni, którzy nie zawarli nowego związku. Kościół uważa separację za środek ostateczny. „Samotność i inne trudności są często udziałem małżonka odseparowanego, zwłaszcza gdy nie ponosi on winy. W takim przypadku wspólnota kościelna musi w szczególny sposób wspomagać go; okazywać mu szacunek, solidarność, zrozumienie i konkretną pomoc, tak aby mógł dochować wierności także w tej trudnej sytuacji, w której się znajduje; wspólnota musi pomóc mu w praktykowaniu przebaczenia”. Kościół powinien zachęcać do pogodzenia się z małżonkiem i nie robić trudności w dopuszczeniu do sakramentów świętych.
Kościół w żadnym wypadku nie może udzielić rozwodu. Jedynie na drodze procesowej może stwierdzić, że nie doszło do zawarcia ważnego małżeństwa. Wtedy mówimy o orzeczeniu nieważności małżeństwa z powodu zaistniałych wcześniej przeszkód, które od początku czynią ten związek nieważnym. Musi to być w pełni udowodnione.
Kolejną grupę stanowią rozwiedzeni, którzy zawarli nowy związek. Dokument papieski zauważa: „Codzienne doświadczenie pokazuje, niestety, że ten, kto wnosi sprawę o rozwód, zamierza wejść w ponowny związek, oczywiście bez katolickiego ślubu kościelnego”. Tym katolikom, którzy się rozwiedli i zawarli nowy związek nie można udzielać sakramentów świętych. Wielu z nich nie dostrzega potrzeby pojednania się z Bogiem. Wszystkim Kościół przypomina, że ich zbawienie wieczne jest zagrożone. Kościół nie jest właścicielem źródeł łaski, dlatego nie może dopuszczać samowolnie do życia sakramentalnego tych, którzy żyją niezgodnie z Prawem Bożym. Kościół głosi im potrzebę pokuty, nawrócenia i modli się za nich. Pogodzenie się z Bogiem to nie jest sprawa zmiany takich czy innych przepisów zewnętrznych. To jest duchowa przemiana i potrzeba, oraz chęć naprawy.
Jest różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej winy zniszczyli małżeństwo. Są tacy, którzy ze względu na wychowanie dzieci, zawarli nowy związek, często będąc przekonani w sumieniu, że tamto małżeństwo nie było ważne. Osoby takie nie mogą być dopuszczone do Komunii świętej. Istnieje jedynie możliwość, że ci, którzy żałując za to, co się z ich winy stało, nie mogą uczynić zadość obowiązkowi rozstania się, „postanawiając żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom”.
Ze strony wierzących, ze strony duchowieństwa jest wiele do naprawienia, gdy chodzi o postawę wobec rozwiedzionych. Są to wypadki złego traktowania takich ludzi, pomijania czy okazywania pogardy. Ci ludzie czują się często osamotnieni, odtrąceni w ich mniemaniu od Boga i Kościoła. Nierzadko spotyka się u nich głód Boga, sakramentów świętych. Wszystko w świątyni ich drażni i rani, bo czują się odłączeni. Im trzeba pomóc.
Czytając ankiety małżeństw niesakramentalnych uderzyło mnie kilka rzeczy. Wszyscy niemal mówią: „Kościół powinien…, Kościół jest zbyt rygorystyczny…”. Rzadko kto dostrzega tutaj Boże Prawo, rzadko kto je rozumie. Jednocześnie ogromna większość odczuwa potrzebę i głód Eucharystii i sakramentu pokuty. Potrzebę wyrzucenia przed kimś swoich win. Niektórzy wysuwają zarzuty, że Kościół nie dopuszcza ich do sakramentów, chociaż ich obecne małżeństwo jest dobrze przeżywane i postępują uczciwie, podczas gdy małżonkowie sakramentalni źle żyją i popełniają przestępstwa. Zarzucają, że Kościół daje rozgrzeszenie bandytom i przestępcom, a im nie daje. To prawda, że grzech może i łaskę Bożą podeptać. Kościół od wszystkich z nakazu Jezusa Chrystusa wymaga szczerego nawrócenia i zerwania ze złem.
„Razem z Synodem — pisze Jan Paweł II — wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni powinni uczestniczyć w jego życiu. Niech będą zachęcani do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei”.
Trzeba pomagać małżonkom niesakramentalnym w głębszym rozumieniu wartości udziału w eucharystycznej Ofierze Jezusa Chrystusa. Podpowiedzieć im udział w komunii duchowej. Wskazać drogę modlitwy, medytacji Słowa Bożego, dzieł miłosierdzia i sprawiedliwości. Nie utrudniać chrztu dzieci (co niestety jeszcze się zdarza wśród księży), jeżeli rodzice chcą je po katolicku wychować. Dzisiaj myślimy również o dopuszczeniu takich osób w niektórych wypadkach na rodziców chrzestnych, oczywiście jeżeli żyją dostatecznie blisko Kościoła.
Kościół nie chce nikogo wykluczyć. Bóg nikogo nie opuszcza. „Kościół z ufnością wierzy, że ci nawet, którzy oddalili się od przykazania Pańskiego i do tej pory żyją w takim stanie, mogą otrzymać od Boga łaskę nawrócenia i zbawienia, jeżeli wytrwają w modlitwie, pokucie i miłości”.
Trzeba nam wyciągać wnioski z bolesnej sytuacji, gdyż co piąte małżeństwo się rozpada. Konieczna jest zmiana atmosfery i zmiana nastawienia do małżeństwa katolickiego oraz gruntowna pomoc w przygotowaniu narzeczonych. Należy ułatwiać młodym zrozumienie, czym jest sakrament małżeństwa, usuwać źródła niefrasobliwej lekkomyślności nie tylko ze strony młodych, ale nierzadko również ze strony rodziców. Niezbędne jest przede wszystkim formowanie człowieka, walka z wadami od dzieciństwa. Bo zazwyczaj wszystko zaczyna się rozbijać o rzeczy drobne. Wielką winę ponoszą rodzice, zwłaszcza matki, gdy starają się we wszystko ingerować i traktują swoje dzieci jako niedorosłe. Albo bronią wyłącznie swojego dziecka w konflikcie małżeńskim. Oczywistym jest także, że rozwody rodziców nie są przykładem dla dzieci, które stają się rozchwiane moralnie, zwłaszcza uczuciowo, rodzi się w nich głód uczucia i koncentracja na sobie.
Pochopnie podejmowane decyzje rozchodzenia się małżonków są wyrazem zaniku wiary i niezrozumieniem, na czym polega prawdziwa miłość.
Kazimierz Kucharski SJ