Z księdzem prałatem Janem Sikorskim, ojcem duchowym kapłanów archidiecezji warszawskiej, rozmawia Małgorzata Giabisz-Pniewska
Jeszcze niedawno w Środę Popielcową można było usłyszeć: „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”, dzisiaj ksiądz, sypiąc głowę popiołem, najczęściej mówi: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Czemu zawdzięczamy złagodzenie formuły wypowiadanej na początku Wielkiego Postu?
Księgi liturgiczne dopuszczają obydwie formuły. A jeśli częściej słychać tę mówiącą o nawróceniu niż o obracaniu się w proch, to kwestia wyboru konkretnego księdza i jego wrażliwości.
Zarówno jedno, jak i drugie zdanie jest słuszne i ma swoją głęboką treść i przestanie. Jedno i drugie jest wielce prawdziwe i bardzo potrzebne człowiekowi. Przywołanie tego, że jesteśmy prochem jest prawdą, którą zwłaszcza nam, ludziom czasów współczesnych, trzeba dosyć często przypominać. Choć jesteśmy tak bardzo dumni z różnych osiągnięć, to obecnie, w perspektywie grożącego kryzysu widać, na jak słabych fundamentach budujemy nasze życie. Owa słabość, proch jest swoistą eschatologią, dzięki której patrzymy gdzieś daleko naprzód. Ale pozostaje jeszcze codzienność i aby nie być tylko prochem, trzeba się nawracać, ponieważ człowiek ciągle podlega prawu grawitacji duchowej i gotów jest stawać się coraz słabszy, coraz gorszy. To pewien ^ odruch, natomiast świadomie należy się dźwigać i stąd przypomnienie – nawracajcie się, a więc odejdźcie od tego, co jest złe i wierzcie w Ewangelię, czyli idźcie za Chrystusem, który prowadzi nas ku zmartwychwstaniu.
Kiedyś w czasie Wielkiego Postu ludzie pościli naprawdę, a ich jedynym pożywieniem były chleb i woda. Czy ta forma postu została dzisiaj zapomniana?
Dawniej byliśmy chyba mniej otwarci na inną tradycję, religię, na ludzi innych kultur. W tej chwili świat stał się globalną wioską, coraz więcej obok nas ludzi, którzy nie są katolikami. W związku z tym, utrzymanie jednej wspólnej tradycji już się nie w pełni udaje. W niektórych środowiskach jednorodnych religijnie nadal obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych i ludzie to praktykują, ale istnieje też pewien nacisk ludzi innych środowisk, innych kultur czy tradycji. I dlatego dzisiaj większą wagę przywiązuje się chyba do osobistego postu, który człowiek narzuca sam sobie i który wymaga podjęcia pewnych postanowień i indywidualnej ascezy. Powiedziałbym nawet, że post od mięsa, który kiedyś wszyscy zachowywali, był łatwiejszy niż na przykład szukanie jakichś specjalnych, dobrych postanowień, które sam sobie narzucam. Oczywiście dobrze, że był i nadal jest praktykowany post od mięsa, ale szukanie innych form przeżywania tego szczególnego czasu jest pewnego rodzaju etapem rozwoju, dorastania do pełnej świadomości religijnej.
Czyli każdy powinien sam indywidualnie odkryć dla siebie jakiś rodzaj postu i nie ograniczać go tylko do powstrzymywania się od jedzenia mięsa?
A co z tymi, którzy akurat nie przepadają za mięsem i taki post nie jest dla nich żadnym wyrzeczeniem? Warto jednak przy tej okazji zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Otóż post zachowujemy także ze względów społecznych. Jeśli znajduję się w towarzystwie i mówię, że dzisiaj jest piątek i nie jem mięsa, to w jakiś sposób apostołuję, ewangelizuję, przypominam innym ludziom o ofierze Jezusa, z którym się solidaryzuję. Wygłaszam w ten sposób jak gdyby krótką katechezę, dlatego więc postu od mięsa nie należy lekceważyć. Nieraz daje się słyszeć głosy mówiące o tym, że odrobina mięsa nie zaszkodzi i dobrze by było, gdyby ludzie tylko takie grzechy popełniali. Jednak tu nie chodzi o grzech, tylko o zaniechanie pewnej formy solidarności i współodczuwania z cierpiącym Chrystusem.
Kiedyś jednak świat zewnętrzny ułatwiał przeżywanie Wielkiego Postu, dzisiaj – wręcz przeciwnie. Ktoś, kto chce prawdziwie wejść w klimat tego szczególnego okresu liturgicznego, musi iść pod prąd. Wielki Post został wyeliminowany ze współczesnej kultury i tradycji, na którą pracowały poprzednie pokolenia.
I wielka szkoda! Nie zwalnia nas to jednak z wysiłku szukania różnych form przeżywania Wielkiego Postu. Wręcz przeciwnie! Skoro inni nie pamiętają, to chociaż ja podejmę ten trud. Jeżeli jednak człowiek nie ma wewnętrznej motywacji, to spłynie wraz ze światową falą, która go porwie. Ale tu właśnie trzeba być troszeczkę innym i właśnie tą wewnętrzną motywacją stworzyć specyficzny klimat wokół Wielkiego Postu, który może dzięki temu zostanie dostrzeżony przez innych. Na pewno rodzina ma tu kolosalne znaczenie, bo gdy w domu ojciec, matka na przykład poszczą, dziecko pyta – dlaczego? To jest okazja, żeby właśnie wtedy przekazać krótką katechezę i również dziecko zachęcić do takiej postawy.
Wydaje się, że dzisiaj słowem zapomnianym jest asceza. Z drugiej strony mówi się, że życie codzienne, np. mat- ki wychowującej dziecko jest ascezą samą w sobie i nie potrzeba żadnych dodatkowych umartwień. Czy nie jest to daleko idącym uproszczeniem?
Żyjemy w świecie konsumpcyjnym, więc nasz pośpiech i trud wynikają z tego, że chcemy zdobywać coraz więcej, żeby potem więcej mieć. Nie wolno tutaj wykluczyć motywu. W ascezie nie chodzi tylko o gimnastykę duchową, o jakieś psychologiczne katharsis, o oczyszczenie. Chodzi przede wszystkim o to, żeby zbliżyć się do Chrystusa i do Jego cierpień. I to jest istotny motyw!
A jak dzisiaj rozumieć jałmużnę?
Człowiek zawsze jakoś tak lubi zgarniać wszystko, co zdobędzie, dla siebie. Liczy, oblicza, ile zarobi, a może jeszcze trochę więcej mu się uda? I nagle w tym rozbieganiu przychodzi refleksja; a może by tak odwrotnie! Może by coś z siebie dać i świadomie zrezygnować z tego, co mam, na rzecz innych. I znowu, jeżeli widzę ofiarę Jezusa i staram się być przy nim, to wiem, że On mieszka również w innych ludziach, którzy także potrzebują pomocy, czasem nawet i materialnej. I dlatego warto w tym czasie pomyśleć, kogo i w jaki sposób wesprzeć. Tych okazji jest obecnie bardzo dużo, trzeba tylko zadać sobie trochę trudu.
Wielki Post jest czasem refleksji: nabożeństwa Drogi Krzyżowej czy Gorzkich Żali nie nastrajają optymistycznie. Czy jednak można powiedzieć, że jest to czas smutku?
Pan Jezus powiedział „Błogosławieni, którzy płaczą”. Umiejętność łez też jest jakąś łaską i zatrzymanie się nad tym, co jest trudne, bolesne jest bardzo cenne i potrzebne. Ale łza nie jest wartością samą w sobie. Jest cenna, gdy obraca się w radość. W okresie Wielkiego Postu jesteśmy wszyscy skierowani ku radości, ku zmartwychwstaniu Chrystusa, ku przekonaniu, że mamy żyć wiecznie i że nie jesteśmy tylko prochem, który ginie. Istnieje inna perspektywa i dlatego podejmowanie nawet pewnych ofiar jest dla człowieka radością. Nieraz, gdy rozmawiam ze starszymi osobami, którymi opiekują się też niemłode już dzieci, słyszę: „jak moje dzieci przy mnie się męczą, już bym chciała umrzeć, bo nie chcę im stwarzać trudności”. Te dzieci jednak, siedząc w drugim pokoju mówią: „Boże, żeby tylko mama żyła jak najdłużej, bo to, że przy niej jesteśmy i jej pomagamy, jest dla nas wielką radością”. I tak samo post jest przede wszystkim ukierunkowaniem nas na całą eksplozję radości, która następuje przez celebrację Święta Zmartwychwstania.
Radość też musi wynikać z wnętrza człowieka?
Radość musi być nie tylko zewnętrznym znakiem, ale powinna wypływać z uporządkowania, z ładu, który jest wewnątrz nas i wtedy rodzi radość. Tak więc post nigdy nie jest tylko okresem smutku, przygnębienia, broń Boże! Jest to czas poważny, który poprzez pewną pracę wewnętrzną, również i ascezę, prowadzi do radości. O tym nie wolno nigdy zapominać! Przypomnę, że w liturgii jest nawet taki dzień, czwarta niedziela Wielkiego Postu, która się właśnie nazywa „niedzielą radości”. Nawet zewnętrznie Kościół sugeruje, żeby używać wtedy szat nie fioletowych, tylko różowych, żebyśmy nie zapomnieli, że nie jesteśmy masochistami, którzy mają się umartwiać, ale że to umartwienie prowadzi do radości.
Niektórych cieszy wręcz perspektywa Wielkiego Postu, bo oznacza ona zatrzymanie się w pogoni dnia codziennego i refleksję nad ludzką egzystencją.
I ja również, choć bardzo lubię karnawał i radość, muszę przyznać, że czekam z niecierpliwością na Wielki Post. Czas zadumy, refleksji, pewnej ofiary w życiu jest niezwykle potrzebny. Tak samo, jak potrzebna jest radość, tak samo niezbędne jest przygotowanie gruntu do radości i będąc tego świadom, z utęsknieniem czekam na post i bardzo się cieszę, gdy on już jest. Gdyby, nie daj Boże, komuś do głowy przyszło go znieść, byłby to dla mnie, ale sądzę, że i dla wielu ludzi – duży dramat. Nagle zabrakłoby czegoś tak ważnego w życiu. Owa rozmaitość jest niezwykle potrzebna; jest ona w przyrodzie, w codzienności, ale jest też niezbędna w życiu duchowym. Autorka jest dziennikarką Polskiego Radia
Tekst pochodzi z Tygodnika
IDZIEMY
1 marca 2009