Z ks. profesorem Januszem Nagórnym rozmawia ks. Piotr Filas SDS
„W następstwie tajemniczego grzechu pierworodnego, popełnionego za poduszczeniem Szatana, który jest ‘kłamcą i ojcem kłamstwa’ (J 8,44), człowiek ustawicznie doznaje pokusy, by odwrócić wzrok od Boga żywego i prawdziwego i skierować go ku bożkom (por. 1Tes 1,9), przemieniając ‘prawdę Bożą w kłamstwo’ (por. Rz 1,25); przytępia to również jego zdolność poznawania prawdy i osłabia wolę poddania się jej. W konsekwencji człowiek, ulegając relatywizmowi i sceptycyzmowi (por. J 18,38), zaczyna szukać złudnej wolności poza samą prawdą” (Jan Paweł II, Veritatis splendor 1).
Księże Profesorze, w poszukiwaniu pełnej prawdy o człowieku musimy dotknąć także tej trudnej, tajemniczej sprawy, jaką jest słabość ludzka, grzeszność człowieka, jego skłonność do ulegania złu, do ulegania różnym pokusom. Jak teologia moralna ujmuje problem pokusy w życiu chrześcijańskim?
Dobrze, że dotykamy najpierw tajemnicy grzechu ludzkiego. Wprawdzie pokusa – co trzeba z całą mocą podkreślić – sama w sobie nie jest jeszcze grzechem, ale jeśli chcemy zrozumieć jej sposób oddziaływania, musimy stale pamiętać o tym rozdarciu wewnętrznym człowieka, którego źródłem jest grzech pierworodny. W sensie ścisłym pokusą nazywamy jakieś wewnętrzne pobudzenie, jakąś wewnętrzną podnietę do grzechu; w tym sensie pokusa może zrodzić się wyłącznie w duszy człowieka. Ale w życiu codziennym rozumiemy pokusę szerzej: wskazujemy także na zewnętrzne niebezpieczeństwa grzechu, a więc na wpływy, które nakłaniają go do grzechu. W sensie szerokim pokusą możemy więc określić całość wpływów zewnętrznych i inklinacji wewnętrznych, które mogą prowadzić do grzechu. Powinniśmy jednak odróżnić zewnętrzne kuszenie, któremu podlega każdy człowiek, nawet – jak wiemy o tym z Ewangelii – sam Chrystus, od wewnętrznej pokusy, której ani Jezus, ani Maryja nie podlegali.
Pokusy odwołują się niejako do ciemniejszej strony naszej egzystencji – do naszego egocentryzmu, pychy, uprzedzeń, chorobliwych ambicji. Ich wspólną cechą charakterystyczną jest to, że pragną w nas zniekształcić prawdę o nas samych, a zwłaszcza o naszej relacji do Boga. Pokusy mogą być uśpione, ale nie są całkowicie nieobecne w naszym życiu; mogą być przezwyciężone, można się im przeciwstawić, ale nie można ich całkowicie usunąć.
Codziennie modlimy się słowami, których nauczył nas Jezus Chrystus; w modlitwie „Ojcze nasz” prosimy: „i nie wódź nas na pokuszenie”. Jak rozumieć tę prośbę? Czy rzeczywiście Bóg może nas kusić? Czy pokusa może pochodzić od Boga? A jeśli tak, to w jakim sensie?
Najpierw warto zwrócić uwagę, że zachowaliśmy – zresztą słusznie – w modlitwie „Ojcze nasz” staropolską formułę „i nie wódź nas na pokuszenie”, choć poprawne tłumaczenie tekstu ewangelicznego brzmi: „i nie dozwól, byśmy ulegli pokusie”. To już pozwala nam zrozumieć, że pokusa nie pochodzi od Boga [por. KKK 2846]. Jakże często przypomina się tu słowa św. Jakuba: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi” (1,13). Ale równie wymowne są słowa z Księgi Syracha: „Nie mów: „Pan sprawił, że zgrzeszyłem”, czego On nienawidzi, tego On nie będzie czynił. Nie mów: „On mnie w błąd wprowadził”, albowiem On nie potrzebuje grzesznika. Pan nienawidzi wszystkiego, co wstrętne, i nie pozwala, by ci, którzy się Go boją, mieli z tym styczność. On na początku stworzył człowieka i pozostawił go własnej mocy rozstrzygania. Jeżeli zechcesz, zachowasz przykazania: a dochować wierności jest Jego upodobaniem” (Syr 15,11-15).
Stąd też, kiedy modlimy się słowami „Ojcze nasz”, modlimy się o to, byśmy dzięki łasce Bożej osiągnęli czystość serca, intencji i motywów, a jednocześnie byśmy sami umieli i pomogli innym odrzucić liczne pokusy. Nie jest to prośba o to, by Bóg zachował nas od wszelkiej próby; to jest błaganie o to, by strzegł nas przed niebezpiecznymi pokusami.
Jeśli Biblia niekiedy mówi o kuszeniu ze strony Boga, to tylko w znaczeniu próby – i to w imię miłości (por. Hbr 12,6). Bóg chce doświadczyć naszej wiary i zawierzenia (por. Jk 1,2-3; 1P 4,12-14). Dopuszczając do tego, że jesteśmy poddawani próbom, Bóg chce oczyścić nasze serca i jak złoto oczyścić naszą wiarę (por. Syr 27,6) oraz poznać naszą miłość (por. Pwt 13,4). W tym sensie pokusa, którą Bóg na nas dopuszcza, jest rodzajem egzaminu, ale taka próba nigdy nie przekracza sił człowieka umocnionych łaską Bożą. Zapewnia o tym m.in. św. Paweł: „Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać” (1 Kor 10,13) [por. KKK 2848].
Jeśli Bóg tylko dopuszcza pokusy, to gdzie zatem należy szukać prawdziwego źródła pokus?
Istnieje wiele różnych źródeł pokus i czasami mamy kłopoty z ich uporządkowaniem. Już z próby określenia istoty pokusy wynika, że można wyróżnić pokusy wewnętrzne (te płynące z samego człowieka, z racji jego wewnętrznego rozdarcia) i pokusy zewnętrzne. Ale i tu trzeba pamiętać, że prawdziwie pokusą jest dopiero to, co „zagości” w sercu i umyśle człowieka (więc nawet pokusy zewnętrzne stają się niejako wewnętrznymi). Wskazuje się najczęściej na trzy podstawowe źródła pokusy: na szatana (jako osobowe zło), na nieuporządkowaną pożądliwość człowieka i na świat zewnętrzny.
Szatan jest głównym sprawcą pokus. Dlatego przestrzega nas św. Piotr: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze, przeciwstawiajcie się jemu” (1 P 5,8). Chrystus chce, byśmy prosili Ojca: „wybaw nas od złego” (Mt 6,13). Może tu chodzić o wybawienie zarówno od złego, czyli od grzechu, jak i od Złego, czyli szatana (por. KKK 2851). W pewnych przypadkach można mówić o opętaniu szatańskim, o swoistym zawładnięciu człowiekiem. Zawsze jednak należy zakładać możliwość nawrócenia (dzięki wsparciu Ducha Świętego).
Warto przy tym dodać, że w swej pokusie szatan może posłużyć się zarówno pewnymi sytuacjami życiowymi, w których znajduje się człowiek, jak też innymi ludźmi, których już wcześniej zdążył niejako „zdobyć” dla siebie. Ale „sukces” pokusy szatańskiej ostatecznie zależy od wewnętrznego stanu człowieka, czyli od poddania się temu, co św. Jan określił jako „pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia” (1 J 2,16). Są one następstwem grzechu pierworodnego, ale same w sobie nie są grzechem, lecz jedynie pokusą do grzechu: „To własna pożądliwość wystawia na pokusę i nęci każdego. Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć” (Jk 1,14-15).
W końcu źródłem pokusy może być otaczający nas świat, a dokładniej – błędne odniesienie człowieka do świata. Przypomina o tym także określenie grzechu, które podaje św. Augustyn: “Odwrócenie się od Boga, a zwrócenie się do stworzeń”. Ten świat należy rozumieć bardzo szeroko: nie tylko świat materialny, ale także świat ludzkiej społeczności, a także konkretna egzystencja ludzka w tym świecie naznaczona różnymi trudnościami i cierpieniami. Dzisiaj trzeba odważnie wskazywać na liczne zagrożenia i pokusy, jakie niesie ze sobą konkretny kształt życia społecznego (np. wpływ mediów). Ale pamiętajmy: Żadna zewnętrzna ani wewnętrzna siła nie może wolnego człowieka zmusić do grzechu.
Pozwoli Ksiądz Profesor, że powrócę do wskazanych tu źródeł pokus. Wydaje się, że nie jest łatwo dzisiaj mówić człowiekowi o szatanie.
Rzeczywiście nie jest łatwo. Istnieje przy tym jakiś paradoks: z jednej strony w kulturze masowej straszy się człowieka różnego rodzaju demonami, istnieją sekty satanistyczne, a z drugiej – ukazywanie osobowego charakteru zła, bywa często wyśmiewane, przemilczane lub całkowicie odrzucane. Człowiek współczesny, choć bywa dramatycznie doświadczany swoistą eskalacją zła, ucieka od problemu zła, nie zastanawia się nad jego ostatecznym źródłem, zwłaszcza nie potrafi sobie poradzić z ponadludzkim złem, które Biblia ukazuje jako „zwierzchności i moce” (por. Kol 2,15; Ef 1,20-21). Jezus, który zwyciężył szatana, ukazuje go jako „zabójcę” i „ojca kłamstwa” (por. J 8,44). Posługując się kłamstwem, szatan przybiera szaty anioła światła (por. 2 Kor 11,14). Jako wróg prawdy chce ją zniszczyć w człowieku, dlatego stara się oddzielić człowieka od Boga, źródła prawdy. Jan Paweł II ukazując ten problem odrzucenia prawdy przez człowieka, stwierdza: „Odrzucenie to wyraża się w czynie jako «nieposłuszeństwo» dokonane na skutek pokusy, która pochodzi od „ojca kłamstwa” (por. J 8,44). U korzenia ludzkiego grzechu leży więc kłamstwo jako radykalne odrzucenie prawdy, zawartej w Słowie Ojca, poprzez które wyraża się miłująca wszechmoc Stwórcy” [DeV 33].
Nie wolno lekceważyć wpływu „ojca kłamstwa” na ludzkie życie. Z drugiej jednak strony – ukazując niebezpieczeństwo pokusy ze strony szatana powinniśmy jednak pamiętać, że w żadnej mierze nie może być on stawiany na równi z Bogiem. Pomimo całej powagi zagrożeń, jakie niosą ze sobą pokusy szatańskie, nie można traktować szatana jako wszechmocną przyczynę grzechu. Człowiek może – dzięki wsparciu łaski Bożej – przeciwstawić się pokusie szatańskiej (por. 1 J 5,18-19).
Boję się takiego ukazywania wpływów szatańskich, które nie tylko lekceważą zbawcze zwycięstwo Chrystusa nad szatanem i grzechem, ale jednocześnie starają się pomniejszyć naszą ludzką odpowiedzialność za zło, albo od niej całkowicie uciec. Musimy wciąż pamiętać o wspomnianej pożądliwości, która jest w nas.
Czy te wyliczone przez św. Jana pożądliwości: pożądliwość ciała, oczu i pycha życia nie stały się jakimś istotnym wymiarem współczesnej kultury, zwłaszcza kultury masowej?
To jeden z ważnych wątków naszej rozmowy na temat pokusy. Wydaje się, że nie wystarczy stwierdzić, że człowiek jest dzisiaj bardziej narażony na pokusy już nie tylko odejścia od Boga, z drogi Jego przykazań, ale także pokusy zagubienia, a nawet zatracenia samego siebie. Choć taka jest prawda, to nie jest to cała prawda. Odwołując się do współczesnego zjawiska utraty poczucia grzechu, chciałbym podkreślić, że jeśli człowiek nie widzi już grzechu, to i pokusy do grzechu nie odczytuje jako czegoś, co go pomniejsza, niszczy – także w relacji do Boga i do ludzi, a pośrednio do świata materialnego. Dla wielu ludzi każda pokusa jawi się jedynie jako „okazja”, a przecież – tak mówią – trzeba korzystać z okazji, bo może się więcej nie nadarzyć. Takie zbanalizowanie pokusy sprawia, że staje się ona jeszcze bardziej groźna dla człowieka.
Im bardziej człowiek uważa siebie za mocniejszego, im bardziej chce zapanować nad światem i nad innymi ludźmi, tym bardziej staje się podatny na różnego rodzaju pokusy, zwłaszcza pokusy władzy i pieniądza, a także pokusy technologicznej władzy nad życiem ludzkim. Podatność współczesnego człowieka na pokusy wiązałbym także z kryzysem moralnym, dotykającym prawie wszystkich sfer życia ludzkiego. Dotyczy to zwłaszcza ludzi, którzy żyją powierzchownie i nie zastanawiają się nad sensem własnego życia.
Przesadna wiara w człowieka, w jego nieomylność, nabrała dzisiaj charakteru bałwochwalczego; jest to rodzaj „kultu człowieka” („antropolatrii”), który płynie z absolutyzacji ludzkiej wolności. W imię fałszywie pojętej wolności człowiek odbiera pokusy, jakie niesie dzisiejszy świat, w sposób zaślepiony: jako rzekome szanse, podczas gdy faktycznie rodzą one zniewolenie i niszczą relacje miłości. W ten sposób człowiek staje się jeszcze bardziej podatny na wszelkie pokusy płynące ze świata.
Jak to jest z tą pokusą płynącą od świata? Przecież świat sam w sobie nie jest zły. Ksiądz Profesor w swojej książce „Posłannictwo chrześcijan w świecie” napisał, że „świat jest tym darem, który jako rodzaj dziedzictwa został mu [człowiekowi – przyp. P.F] powierzony przez Boga”. Dlaczego mimo to stanowi on dla nas źródło pokusy?
Tak, świat jest darem Boga Stwórcy i my chrześcijanie jesteśmy posłani do tego świata. Ale sens tego posłania ukazuje modlitwa arcykapłańska Chrystusa: „Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego […] Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem” (J 17,15.18). Nowy Testament ukazuje wyraźnie, że świat ma charakter ambiwalentny: jest dobry, ale jest w nim obecne także zło. Ewangelie synoptyczne, a jeszcze bardziej pisma św. Jana, prezentują specyficzne pojęcie świata; jest to świat, który nie zna Boga, sprzeciwia się Jezusowi i przeciwstawia prawdzie. Księciem tego świata jest szatan (por. Rz 16,20), nazwany nawet „bogiem tego świata” (por. 2 Kor 4,4).
To ze względu na grzech pierworodny świat stał się źródłem pokusy. Właśnie dlatego, że człowiek jest wewnętrznie rozdarty, świat może być dla niego zagrożeniem. Wartości tego świata mogą bowiem przesłonić zarówno Boga, jak i drugiego człowieka, mogą też prowadzić do zagubienia własnej godności. Warto przypomnieć słowa św. Augustyna: „Świat jest zły o tyle, o ile są źli ludzie, dla których ważniejszy jest świat niż Bóg” (Sermo 95,5). Nie w samych rzeczach leży zło, lecz w ich niewłaściwym użyciu.
W teologii moralnej mówi się także o tym, że człowiek może kusić Pana Boga. Jak należy to rozumieć?
To kuszenie Boga jest rodzajem grzechu przeciwko wierze, a zwłaszcza przeciwko nadziei. Człowiek w takiej sytuacji uważa, że może Boga poddawać próbie, żądając od Niego pewnych znaków potwierdzenia Jego obecności i Jego woli lub zanegowania jakiegoś wyboru życiowego. Takim postawom towarzyszy często nastawienie magiczne. Kuszeniem Boga może być też żądanie od Boga ukarania kogoś jako grzesznika (lub ewentualne pretensje, że tego nie uczynił). Za szczególnie obraźliwe kuszenie Boga uznałbym sytuację, kiedy ktoś modli się o to, by nie uległ pokusie, a jednocześnie szuka dobrowolnie sytuacji rodzącej pokusy. Kiedy zanika prawdziwa bojaźń Boża, kiedy człowiek łatwo spoufala się z Bogiem, łatwiej ulega pokusie takiego właśnie podejścia do Boga.
Jak walczyć z pokusami? Jak sprawić, by pokusa nie stała się grzechem?
Chociaż Chrystus odniósł zwycięstwo nad szatanem i grzechem i człowiek ochrzczony już uczestniczy w tym dziele zbawienia, to jednak musi walczyć z pokusami i z siłami zła. Dopóki jednak trwa ten świat, w sercu ludzkim wciąż toczy się walka pomiędzy dobrem a złem. Człowiek świadom swej niemocy woła wciąż do Boga – Ojca miłosiernego: „zbaw nas ode Złego” (por. KKK 2854). Człowiek walczący z pokusami do grzechu – a także z samym grzechem – nie jest więc sam. Stąd też ta walka będzie dokonywała się zawsze przy wykorzystaniu nadprzyrodzonych środków, co nie znaczy, że powinniśmy lekceważyć te możliwości, które istnieją w samym człowieku, pomimo jego grzesznego rozdarcia.
Najpierw wskażę na potrzebę ludzkiego wysiłku. W pokusie grzech jest tuż przed drzwiami. Nie wolno mu otworzyć, stąd trzeba stawiać opór. Niekiedy człowiek przeciwstawia się pokusie w sposób pasywny; wprawdzie się na nią nie godzi, ale też nie podejmuje jakichś konkretnych przeciwdziałań. Często jednak nie wystarczy takie pasywne podejście do pokusy, gdyż zachodzi niebezpieczeństwo, że człowiek jej ostatecznie ulegnie. Aktywny opór przeciw pokusie oznacza najpierw pozbawienie grzechu jego maski, odkrycie kłamstwa, którego źródłem jest szatan, a przejawem – właśnie grzech. Konieczna jest asceza, która jest nie tylko umartwieniem w jakiejś dziedzinie, lecz jednocześnie ożywieniem całego życia chrześcijańskiego. Wielką przeszkodą w przezwyciężaniu pokus jest tutaj brak silnej woli, brak stanowczości oraz niecierpliwość w oczekiwaniu na pozytywne rezultaty. Dlatego w tej walce tak ważna jest cnota męstwa, zapewniająca wytrwałość w trudnościach i stałość w dążeniu do dobra. Dzięki niej człowiek jest zdolny do opierania się pokusom i przezwyciężania wszelkich przeszkód w życiu moralnym [por. KKK 1808]. Do całego życia chrześcijańskiego należy odnieść słowa „Katechizmu” na temat cnoty czystości: „Kto chce pozostać wierny przyrzeczeniom chrztu i przeciwstawić się pokusom, podejmie w tym celu środki takie, jak: poznanie siebie, praktykowanie ascezy odpowiedniej do spotykanych sytuacji, posłuszeństwo przykazaniom Bożym, ćwiczenie się w cnotach moralnych i wierność modlitwie” [KKK].
Modlitwa, o której mówi „Katechizm”, a do której wzywa nas nade wszystko sam Chrystus, wprowadza nas na nadprzyrodzoną drogę walki z pokusami. W każdej modlitwie – nade wszystko w słowach „Ojcze nasz” – wyznajemy, że Bóg wspiera nas w przezwyciężeniu pokus. Tylko dzięki łasce Bożej człowiek może odnieść ostateczne zwycięstwo nad wszelkimi pokusami. Stąd zachęta Jezusa: „Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Łk 22,40). Modlitwa jest też wyrazem postawy czujności i otwarcia się na pełnienie woli Bożej. Modlitwa otwiera nas na działanie Ducha Świętego, dzięki któremu jesteśmy w stanie przezwyciężyć pokusy tego świata. Tę duchową walkę prowadzi człowiek „uzbrojony” – jak to pięknie przedstawia św. Paweł – w pomoc nadprzyrodzoną (Ef 6,11-18).
Ten, kto pokłada ufność w Panu i posłuszny jest Duchowi Świętemu, potrafi także wspierać innych w walce z pokusami, a jednocześnie sam znajdować wsparcie we wspólnocie wierzących. Trzeba dzisiaj podkreślać wspólnotowy wymiar walki z pokusami. Drugi człowiek może wprawdzie stać się narzędziem pokusy, ale może też – jeśli sam żyje nowym życiem w Chrystusie – stać się wsparciem na drodze walki z pokusami przez dodawanie otuchy i odwagi, przez pouczenie braterskie, a nade wszystko przez tworzenie żywych wspólnot wiary i modlitwy.
Dziękuję za rozmowę.
Ks. Janusz Nagórny,
kapłan diecezji zamojsko-lubaczowskiej, Zmarł 17.X.2006 r – był profesorem zwyczajnym, kierownikiem Katedry Teologii Moralnej Szczegółowej i zarazem dyrektorem Instytutu Teologii Moralnej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim; pełnił funkcję przewodniczącego Zarządu Sekcji Teologów Moralistów Polskich.