Gratulacje - decyzja podjęta! Zdecydowaliście się spędzić ze sobą resztę życia. Przed Wami narzeczeństwo. No właśnie, a w zasadzie to po co jest narzeczeństwo?
Narzeczeństwo to – jak podają słowniki – okres od zaręczyn do ślubu. W dawnej Polsce „narzec” znaczyło obiecać, przyrzec coś komuś, zatem narzeczeni to „obiecani sobie”. Przypominamy tę definicję, gdyż obecnie spotykamy się z dwojaką postawą. Niektórzy całkowicie nie uznają narzeczeństwa jako takiego i nawet po podjęciu decyzji o małżeństwie wcale siebie narzeczonymi nie nazywają. Zazwyczaj są to osoby mieszkające już ze sobą, mówiące o sobie „partner” i „partnerka”. Z drugiej strony, zwłaszcza wśród tzw. celebrytów często słyszymy o czyimś nowym „narzeczonym” czy „narzeczonej”- nieraz już piątej. Przy czym osobom tym wcale nie zostało obiecane małżeństwo, oni po prostu swojego chłopaka czy dziewczynę (lub konkubenta czy konkubinę) nazywają tak, bo …tak ładniej, bardziej elegancko. Nasuwa się zatem wniosek, że być może niektórzy nie rozumieją czym jest narzeczeństwo i jakie są jego cele.
Narzeczeństwo to czas, w którym dwoje ludzi po podjęciu decyzji o zamiarze zawarcia ze sobą związku małżeńskiego przygotowuje się do tego faktu. Narzeczeni zamierzają założyć nową rodzinę. Jest to niejako „sformalizowanie” bycia razem, nadanie mu innego, poważniejszego statusu. Od momentu zaręczyn dwoje ludzi podejmuje kroki przygotowujące ich do bycia mężem i żoną. Celem narzeczeństwa jest zatem dobre przygotowanie się do małżeństwa – w każdej dziedzinie. Jak takie przygotowanie powinno wyglądać? Naturalnie nie zamierzamy opisywać tutaj szczegółowo wszelkich wymogów i przeszkód kanonicznych, wymieniać długiej listy potrzebnych zaświadczeń i dokumentów ani streszczać kursu przedmałżeńskiego. Jasnym jest, że to czas wypełniony przygotowaniami. Kiedyś nie trwał on długo – kilka tygodni wystarczyło by zorganizować ślub. Teraz aby zarezerwować salę czy zespół na wesele trzeba nieraz roku lub dłużej. Do tego dochodzi mnóstwo innych spraw organizacyjnych. I często jest tak, że młodzi tylko na tych sprawach się skupiają. Gorliwie i z zapałem wybierają papier na zaproszenia ślubne, dziewczyny spędzają długie godziny w internecie rozmyślając o fasonie sukni czy fryzurze. To nic złego, bo naturalnym jest, że mamy swoje marzenia i chcemy w tym ogromnie ważnym dniu czuć się dobrze, tak, jak tego zawsze pragnęliśmy. Jednakże nie można narzeczeństwa sprowadzić tylko do zewnętrznych przygotowań. One są ważne, jednak ważniejsze jest przygotowanie duchowe. Dlatego bardzo ważne jest np. wybranie dobrego kursu przedmałżeńskiego, tak, by był dla nas rzeczywiście pomocą a nie tylko odbębnieniem niemiłego wymogu. Bo często właśnie pogrążeni w dopieszczeniu oprawy dnia ślubu, na kurs idziemy w ostatniej chwili, w jakiejkolwiek parafii a potem narzekamy – że ksiądz nudnie mówi, że pani z poradni się czepia. Jak zatem dobrze przygotować się duchowo?
Przejrzyjmy strony internetowe duszpasterstw akademickich i wybierzmy się na organizowany tam kurs wcześniej, może zaraz po zaręczynach. Dzięki temu będziemy mieli i formalny wymóg spełniony i czas na przeanalizowanie usłyszanych tam treści. A co do słuchania. My polecamy Wam kurs nie tyle „odsłuchany”, co w formie warsztatów i rozmów między sobą. Chodzi nam oczywiście o „Wieczory dla zakochanych” prowadzone metodą dialogu. Tam będziecie mieli okazję pomówić ze sobą na tematy, które może już omówiliście ale i na inne, które może nawet nie przyszły Wam do głowy. Najważniejsze zaś będzie to, że nauczycie się metody dialogu, która Wam się później bardzo przyda i że poznacie nawzajem swoje zdanie na dany temat – swoje – a nie tylko księdza czy osoby prowadzącej. Bo przecież wspólnotę tworzycie między sobą i to Wasze zdanie ma być ważne. Szczegółowe informacje na ten temat znajdziecie na stronach: www.malzenstwo.pl i www.spotkaniamalzenskie.pl. Jeśli w Waszej miejscowości go nie ma takiego kursu albo pochodzicie z różnych miejscowości możecie pojechać na organizowany w weekendy. Kolejna kwestia to poradnia. Zapewne spora część czytających krzywi się teraz z niesmakiem: „mało to się nasłuchaliśmy!”. No właśnie, nasłuchaliście, naczytaliście w internecie o starszych paniach uczących kalendarzyka, tak? Chcemy Was wyprowadzić z błędu. Naturalne planowanie rodziny – a naukę tej metody rozpoznawania płodności ma za zadanie nauczyć Was osoba prowadząca poradnię – to nie kalendarzyk! Kalendarzyk nie jest żadną metodą i nigdy w Polsce nie był w poradniach nauczany. Niestety, niewiedza lub brak dobrej woli niektórych krytyków katolickiej moralności i etyki wprowadzają zamęt i ośmieszają faktyczne, oparte wyłącznie na biologii i fizjologii metody rozpoznawania płodności. Stąd potem irytacja, że pani w poradni każde przynieść „jakieś cykle” i to z dwóch miesięcy podczas gdy ślub za 3 tygodnie. Nie będziemy tutaj opisywać rzecz jasna wszelkich metod, chcemy tylko napisać, że po pierwsze – tylko one są jedyną moralnie akceptowaną metodą regulacji poczęć w katolickim małżeństwie (a takie chcecie zawrzeć), więc stają się i dla Was jedyną dopuszczalną opcją. Po drugie: są niezwykle przydatnym instrumentem rozpoznawania nie tylko niepłodności małżeńskiej ale i płodności, co w wypadku chęci poczęcia dziecka nagle zaczyna mieć niebagatelne znaczenie. I wtedy najzagorzalsi przeciwnicy poradni nagle wracają na te same fora internetowe, na których ją wyśmiewali i w działach poświęconych poczęciu ze skruchą chłoną informacje o temperaturze czy obserwacji śluzu. Po trzecie: solidna wiedza na temat swojego organizmu nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Warto zatem wiedzieć kiedy i dlaczego kobieta może czuć się rozdrażniona lub osłabiona. Wiedza ta dotyczy także mężczyzny, który np. znając działanie żeńskich hormonów nie przypisze żonie bezpodstawnie złośliwości.
TOMEK: Notatki z poszczególnych spotkań „Wieczorów dla zakochanych” przechowujemy do dziś. Czasem do nich sięgamy aby zobaczyć jak patrzyliśmy na pewne sprawy przed ślubem a jak zweryfikowało je życie. Często zadziwia nas ówczesna zgodność naszych poglądów. Warto do nich sięgnąć także w sytuacjach trudnych, by przypomnieć sobie co kiedyś sobie obiecywaliśmy.
Na kursie przedmałżeńskim otrzymacie też szczegółowe informacje na temat wymaganych dokumentów, terminów i samej oprawy liturgicznej. Dlatego warto solidnie i na spokojnie przygotować się do małżeństwa także od tej strony. No i oczywiście modlitwa – osobista i wspólna. Koniecznie módlcie się o dobre przeżycie czasu narzeczeństwa i właściwe przygotowanie do małżeństwa.
Nie odkładajcie też spowiedzi przedślubnej na ostatnią chwilę. Pierwszą możecie odbyć w dowolnym momencie np. na miesiąc przed ślubem ale drugą niekoniecznie dzień wcześniej, w pośpiechu, bo jeszcze tyle spraw zostało. Przygotujcie się dobrze i pójdźcie do niej np. na kilka dni wcześniej, na spokojnie.
Co poza tym? Dobrze jest samodzielnie wybrać sobie czytania na ten dzień (tak, można!), pieśni, ułożyć modlitwę wiernych. Można poprosić znajomych o przeczytanie któregoś czytania, zaśpiewanie psalmu. Pięknym gestem jest poproszenie gości, by zamiast kwiatów, przeznaczone na ten cel pieniądze wrzucili do puszki na jakiś dobry cel. Przestrzegamy jednakże przed przynoszeniem maskotek dla dzieci z domów dziecka. Maskotek tam jest w nadmiarze i nie jest to dobry prezent dla tych dzieci a jedynie problem dla kierownictwa. Zamiast tego można po prostu dom dziecka lub inną instytucję np. hospicjum wesprzeć darowizną lub wcześniej uzgodnić z dyrekcją co będzie najbardziej przydatne. Odpowiednio wcześniej porozmawiajcie też z organistą, kościelnym czy siostrą zakonną odpowiedzialną za wystrój kościoła. Dowiedzcie się np. jak ustawione są krzesła dla świadków, żeby potem panna młoda nie musiała biec kilka metrów w bok, by podać druhnie bukiet, z którym nie ma co zrobić podczas składania przysięgi małżeńskiej. Porozmawiajcie z rodzicami, z której strony usiądą. Ustalcie między sobą czy po mszy pójdziecie pomodlić się pod obraz Matki Bożej, czy zostawicie bukiet w kościele (a jeśli tak, to czy zdjęcia będą wcześniej, bo może się okazać, że podczas sesji ślubnej panna młoda będzie bez bukietu). Nie zapomnijcie umieścić na zaproszeniach wskazówek co do dojazdu lub informacji np. o weselu bezalkoholowym. O ubiorze właściwie nie powinniśmy pisać – chyba sami wiecie co przystoi w kościele. Pomijamy nagie ramiona (a czasem jest naprawdę zimno) i zbyt głębokie dekolty. Jednak czasem bywając na ślubach zastanawiamy się czy panna młoda faktycznie dobrze czuje się w ekstrawaganckim stroju i makijażu z fryzurą, która całkiem zmienia jej wyraz twarzy. Nieraz na zdjęciach jest całkiem do siebie niepodobna- czy naprawdę o to chodziło? No i kwestia panów. Panów? Przecież im chyba nie można nic zarzucić? Klasyka – garnitur… Rzeczywiście, im zazwyczaj nic zarzucić nie można. Ale nieraz szkoda nam się robi chłopaków wystrojonych pod widzimisię narzeczonej, z ogromnym wiechciem w butonierce, w połyskliwej kamizelce absolutnie zgodnej z wzorkiem na jej rękawiczkach… Nie mówiąc o frakach, kapeluszach i innych, niekoniecznie akceptowanych przez nich dodatkach. Wiercą się, pocą i czerwienieją w czymś, co jest im kompletnie obce, rozpaczliwie szukając potwierdzenia, że nie wyglądają dziwnie ani śmiesznie ale nie śmiąc przeciwstawić się kobiecie swego życia, która zdecydowała, że złoty fular (jednokrotnego użytku) to jest to. Rozumiemy, że chce się wyglądać odświętnie, niecodziennie. Ale to da się pogodzić z elegancją i stonowaniem, odpowiednim do sytuacji – i w kościele i na weselu, gdzie zbyt wycięty gorset lub za wysokie buty będą po prostu dyskomfortem. Pamiętajcie, że państwo młodzi mają nie tylko „wyglądać” ale i normalnie się poruszać.
A teraz najważniejsze – przeżyjcie dobrze Eucharystię i sakrament małżeństwa. Co mamy na myśli? To, że często zaaferowani tym, żeby wszystko dobrze wypadło młodzi w ogóle nie skupiają się na tym co się dzieje na ołtarzu. I wtedy właściwie ułożenie trenu sukni zajmuje głównie myśli panny młodej! A przecież nie powinno to (w tym momencie) być już wcale ważne. Nikt tego nie zapamięta, na nic to nie wpłynie a zasłoni to co ważne – wsłuchanie się w to, co Bóg tego dnia ma nam do powiedzenia i ofiarowania. Oczywiście, najwięcej emocji wzbudza przysięga małżeńska i na niej wszyscy się skupiają ale poza tym często niczego z czytań lub kazania się nie pamięta. Wiemy, że trudno o spokój i skupienie kiedy kilkadziesiąt par oczu obserwuje każdy nasz ruch. Wiemy jak drżą ręce a serce bije w drodze do ołtarza. Wiemy jak trudno utrzymać na więzi nerwy, kiedy mamy świadomość, że oto za chwilę zmieni się całe nasze życie. Ale mimo tego pomyślmy o Tym, który jest tu najważniejszy, przed Którym będziemy przysięgać. Chyba nie musimy przypominać Wam, że to Wy sami udzielacie sobie sakramentu małżeństwa? Co, niektórzy z Was są zdziwieni? No oczywiście, że Wy a nie ksiądz! Ksiądz tylko asystuje i potwierdza zawarcie przez Was małżeństwa. Natomiast to Wy wyrażacie przed sobą i Bogiem swoją zgodę i tworzycie przymierze małżeńskie. Wobec takiej świadomości emocje mogą być jeszcze większe, co jest naturalne. Ale postarajcie się skupić na Tym, który jest obecny i który swoją łaską uświęca Wasz związek małżeński. Starajcie się uczestniczyć świadomie i w pełni w Eucharystii, słuchając czytań, odpowiadając na wezwania. Wsłuchujcie się w Słowo Boże, które może sami wybraliście i uczyńcie je swoim „manifestem” na przyszłość. Niech hymn do Ducha św. będzie autentyczną modlitwą o dary dla przyszłego małżeństwa, o mądrość, światło i łaskę do tego by za chwilę uczynić się małżonkami. W modlitwie wiernych módlcie się szczerze w podanych intencjach. Przyjęcie Ciała i Krwi Pańskiej również niech nie będzie tylko tradycją, ofiarujcie przyjętą Komunię w intencji właśnie zawartego małżeństwa a znak pokoju uczyńcie wyrazem życzliwości do wszystkich zebranych. Po Komunii podziękujcie z głębi serca za sakrament i trwajcie w tej radości nie tylko podczas wesela ale i przez całe życie. Niech wspomnienie tej uroczystości zawsze wywołuje w Was rozrzewnienie i uśmiech, oglądajcie sobie czasem nagranie z tego dnia i przypominajcie – zwłaszcza w trudnych chwilach – to, co Was połączyło i emocje, które temu towarzyszyły. Będzie łatwiej rozwiązywać problemy, bo zawsze się „mięknie” na wspomnienie tego dnia. Dlatego tak ważne jest, by właściwie go przeżyć.
A potem… bawcie się dobrze podczas wesela! Niech będzie ono wyrazem autentycznej radości z poślubienia siebie. Niech goście patrząc na Was widzą radość i rzeczywiste szczęście.
Aha, zawczasu przygotujcie sobie w samochodzie małą butelkę wody mineralnej (przed samym ślubem może Wam zaschnąć w gardle) i żelazny zestaw na wesele w postaci igły z nitką, agrafki, zapasowych pończoch czy dezodorantu – wbrew pozorom takie drobiazgi mogą wybawić Was z nieprzewidzianych sytuacji.
KASIA: Ja wpadłam na pomysł, by dokumentować okres naszego narzeczeństwa. Zrobiłam nie tylko księgę ślubną, do której goście weselni mogli wpisać swoje życzenia (polecam, po latach mamy świetną pamiątkę) ale i księgę „narzeczeńską” gdzie znajdowały się kolejne etapy naszych przygotowań. Był to mój prezent ślubny dla Tomka. A co jeszcze ważne jest w narzeczeństwie?
Oprócz przygotowań od ślubu, także od strony duchowej narzeczeństwo jest czasem pogłębienia Waszej miłości, utwierdzenia się w tym, że to właściwa osoba i że decyzja była słuszna. Jednakże przestrzegamy tutaj przed strachem z powodu braku stuprocentowej pewności. Otrzymujemy nieraz listy z zapytaniem czy wątpliwości w narzeczeństwie są normalne. Tak, są normalne i świadczą o poważnym traktowaniu przyszłego małżeństwa. Gdybyśmy ich nie mieli świadczyłoby to albo o niezrozumieniu, że wiążemy się na całe życie, o lekkomyślnym traktowaniu tego co ma się wydarzyć albo przekonaniu o braku wad drugiej strony. Tak więc rozterki, pytania są czymś naturalnym. Tylko oczywiście zależy czego dotyczą. Bo jeśli zasadniczych kwestii to znaczy, że może zaręczyny odbyły się zbyt szybko, że nie poznaliśmy siebie jeszcze zbyt dobrze, albo że wystąpiła jakaś sytuacja, która zmieniła nasze patrzenie na tę drugą osobę. Jeśli jednak zastanawiamy się czy kochamy, na ile kochamy, czy będziemy dobrym małżeństwem, jeśli czasem sprzeczamy się to wszystko jest ok., bo …i w małżeństwie też tak będzie. Naprawdę. To nie jest tak, że przed ślubem, w jego trakcie a nawet po nagle zyskamy 100 % pewności, że właśnie tak miało potoczyć się nasze życie i że dobrze zrobiliśmy. Jak wielokrotnie podkreślaliśmy, nie ma żadnych testów potwierdzających słuszność powiedzianego „tak”. Dojrzewanie do decyzji o ślubie to proces długi a w książce „Miłość…” pisaliśmy obszernie jak poznać, że to odpowiednia osoba. Decyzja o ślubie właśnie z nią to kwestia naszej wolnej woli, przekonania, że chcemy razem tworzyć przyszłość, i miłości.
Ważnym jednakże aspektem jest poznanie rodziny przyszłego męża czy żony. Prawdopodobnie już to nastąpiło, natomiast piszemy o tym, bo bywa, że mieszkamy za granicą lub w bardzo dużej odległości od naszych rodziców. Zatem to ostatni moment, żeby ich poznać a także – na ile to możliwe – żeby rodzice wzajemnie się poznali. Bo poznawanie rodzin na samym ślubie jest trochę sztuczne i na pewno dla obu stron stresujące. Jeśli mamy na to czas, możemy też (choćby przy okazji rozwożenia zaproszeń na wesele) poznać dalszą rodzinę. Wtedy na samej uroczystości nie będą dla nas tak anonimowi.
O czystości przedmałżeńskiej też chyba w zasadzie pisać nie musimy. Nic tu się nie zmienia w porównaniu z chodzeniem ze sobą. Narzeczeństwo nie uprawnia do niczego „więcej”, choć naturalnie wzrasta nasz pociąg ku sobie. Ale same zaręczyny nie dają żadnego prawa ani do zamieszkania razem, ani do współżycia ani żadnych gestów, o których nie można powiedzieć, że są czyste. Z upadków, jeśli się zdarzą trzeba się spowiadać, powstawać i starać się nadal zachowywać czystość przedmałżeńską. Pamiętajmy, że narzeczony to jeszcze nie mąż i choć życzymy Wam szczęśliwego finału to różnie może się jeszcze zdarzyć.
W czasie narzeczeństwa nie zapomnijcie… o sobie. Tak, tak, w gąszczu przygotowań łatwo zatracić ten szczególny, niepowtarzalny czas. Niech Wasze randki nie będą tylko omawianiem listy gości i odhaczaniem kolejno obejrzanych sal. Znajdźcie czas na rozmowę, na film, na spacer. Poznawajcie się jeszcze bliżej, dyskutujcie ze sobą. To czas na snucie planów i marzeń co do Waszej przyszłej rodziny. Opowiadajcie sobie o nich nawzajem. A nade wszystko bądźcie ze sobą w tej codzienności i cieszcie się zbliżającym się ślubem. Czas narzeczeństwa mija bardzo szybko. Nie wydłużajcie go na lata ale i nie spieszcie się nadmiernie. Dobrze przeżyte narzeczeństwo procentuje w małżeństwie. Fragment książki:
Narzeczeństwo czyli sztuka przygotowania się do małżeństwa
Katarzyna Jarosz, Tomasz Jarosz
To znakomite, napisane prostym, komunikatywnym językiem kompendium dla każdego chrześcijanina, który stoi przez wyzwaniami okresu narzeczeństwa…» zobacz więcej
|