881 776 552 (całodobowo: wezwania do chorych, sprawy pogrzebowe)

Zjawiska nadprzyrodzone, cuda, których nie można naukowo wyjaśnić i do końca zrozumieć, są dla rozumu i wyobraźni wielu współczesnych ludzi znakami, które wskazują na istnienie niedoświadczalnej zmysłowo Bożej rzeczywistości. W ten sposób dumny umysł człowieka ma szansę zrozumieć i uwierzyć, że istnieje całkowicie go przerastająca Boża wszechmoc. Spotykając się z cudem, człowiek zawsze pozostaje wolny dlatego, że w tajemnicy cudu jest wystarczająca ilość światła dla tego, kto chce wierzyć, i wystarczająca ilość ciemności dla tego, kto wierzyć nie chce.

Uczony światowej sławy, laureat nagrody Nobla Alexis Carrel, w 1903 r. przyjechał do Lourdes jako ateista ze swoją pacjentką Marią Bailly Ferrand, nieuleczalnie chorą na gruźlicze zapalenie otrzewnej. Był świadkiem jej nagłego, całkowitego uzdrowienia. Z ateisty stał się głęboko wierzącym katolikiem. Był uczciwy i dlatego zrozumiał, że z faktami nie można polemizować. Od tego czasu Carrel często przyjeżdżał do Lourdes i widział wiele uzdrowień, które badał jako członek komisji lekarskiej. Swoje przemyślenia i doświadczenia opisał w dwóch książkach: „Człowiek istota nieznana” (1936) oraz „Podróż do Lourdes” (1949). Carrel przez całe swoje życie dawał świadectwo prawdzie. Do końca pozostał głęboko wierzącym katolikiem pomimo niewybrednych ataków prasowych ze strony masońskich wyznawców racjonalizmu i pozytywizmu. Był człowiekim głębokiej modlitwy. Przedstawiamy jedno ze spisanych przez niego przemyśleń na temat wartości modlitwy w życiu człowieka:

Modlitwa jest przede wszystkim przejawem utajonej w człowieku zdolności odczuwania i okazywania czci Bogu. W ten sposób może on nawiązać relację osobowej miłości z Bogiem, co staje się dla człowieka źródłem najpotężniejszej energii życiowej.

Wpływ modlitwy na umysł i ciało człowieka daje się stwierdzić równie ściśle i pewnie, jak wpływ gruczołów wewnętrznego wydzielania. Oddziaływanie modlitwy mierzyć możemy zwiększeniem sprawności fizycznej i umysłowej, wzrostem odporności moralnej, większym zrozumieniem warunków ludzkiego bytowania. Każdy, kto zdołał wyrobić w sobie zwyczaj regularnej, rzetelnej modlitwy, odczuwa niechybnie, że całe jego życie ulega ogromnej przemianie. Zwyczaj modlitwy wyciska trwałe piętno na całokształcie naszego działania i zachowania. Kto zdołał wzbogacić nim życie wewnętrzne, wyróżnia się widomie wewnętrznym spokojem, równowagą całego postępowania. Nowy płomień oświeca głębie jego świadomości. Człowiek zaczyna widzieć samego siebie i błędy, w jarzmie których tkwi. Zaczyna odczuwać żenujący rozwój swego samolubstwa, pustotę swej zarozumiałości, bezcelowość swych zachcianek, małostkowość swych trosk i niepokojów. Rozwija się w nim poczucie moralnej odpowiedzialności i umysłowej pokory. Rozpoczyna się jego „pielgrzymka do źródła łaski”.

Modlitwa jest siłą równie oczywistą, jak siła ziemskiego ciążenia. Jako lekarz byłem świadkiem, jak przez ufny akt modlitwy ludzie dźwigali się z bezdna cierpień i rozpaczy – wtedy, gdy zawiodły już wszelkie zabiegi lecznicze. Jest to jedyna w świecie moc, która zdaje się przeważać tak zwane „prawo przyrody”. Nazywamy cudami wypadki, w których następuje to w sposób nagły i dramatyczny. Ale cud mniej widoczny dokonuje się stale w sercach tych, którzy odkryli, że modlitwa zapewnia im stały dopływ energii miłości Bożej podtrzymującej ich w trudach i kłopotach codziennego życia.

Zbyt wielu ludzi widzi w modlitwie tylko banalny zbiór formuł, wyuczonych słów, ucieczkę dla słabych, dziecinną żebraninę doraźne korzyści. Kto tak pojmuje modlitwę, ten nie docenia zupełnie jej znaczenia. Podobnie jak ten, kto by w spadającym deszczu widział tylko wodę wypełniającą kałuże… Właściwie rozumiana modlitwa jest dojrzałą czynnością nieodzowną dla pełnego rozwoju naszej osobowości – jest warunkiem pełnej integracji wszystkich najwyższych możliwości ducha ludzkiego. Tylko przez modlitwę daje się osiągnąć to pełne i harmonijne skupienie wszystkich sił ciała, duszy i umysłu, które jedynie dać może niewzruszalną ostoję ułomnej naszej naturze.

Słowa: „proście, a będzie wam dane” – potwierdzają się w ciągłym ludzkim doświadczeniu: modlitwa nie wskrzesi może zmarłego dziecka, nie wyleczy z choroby, ale jest zawsze – jak promieniotwórczy rad – trwałym środkiem samoczynnej energii miłości, której udziela Bóg.

Jak to się dzieje, że modlitwa może nas wzmacniać tak dynamiczną energią? Aby odpowiedzieć na to pytanie, które oczywiście leży poza zasięgiem nauki -chciałbym wskazać na jeden wspólny rys, który znajdujemy w każdej modlitwie. Czy jest to triumfalne Hossanna Wielkiego Oratorium, czy też pokorne prośby myśliwego błagającego o powodzenie w łowach – staje przed nami ta sama prawda: człowiek usiłuje wzmóc ograniczone zasoby sił, zwracając się do źródła nieograniczonej Miłości Trójjedynego Boga.

Gdy się modlimy, łączymy się z tą niewyczerpaną Miłością sprawczą, która porusza wszechświat. Prosimy, by ta cząstka miłości została nam udzielona dla naszych potrzeb. Już przez sam akt proszenia uzupełniają się nasze ludzkie niedomagania: wstajemy wzmocnieni i odrodzeni.

Nigdy jednak nie należy wzywać Boga tylko dla zaspokojenia swoich własnych zachcianek. Najwięcej siły możemy czerpać z modlitwy nie wtedy, gdy tylko żebrzemy o coś dla siebie, ale wtedy, gdy prosimy o to, byśmy mogli stać się do Niego podobni. Modlitwę powinniśmy widzieć jako radość obcowania z Bogiem. Stary chłop siedział kiedyś bezczynnie w ostatniej ławce wiejskiego kościoła. Spytano go, na kogo czeka. Odpowiedział: „Patrzę na Niego, a On patrzy na mnie”. Człowiek się nie modli po to, by Bóg o nim pamiętał, ale żeby sam o Bogu nie zapomniał.

Jak można by zdefiniować modlitwę?

Modlitwa jest to usiłowanie człowieka, by sięgać do Boga, by obcować z Niewidzialnym Stwórcą wszechrzeczy, który jest Mądrością Najwyższą, Prawdą, Pięknem, Mocą, Ojcem i Zbawcą każdego człowieka. Ten ostateczny cel modlitwy pozostaje zawsze ukryty dla naszego umysłu. Bo język i myśl zawodzą, gdy próbujemy określić Boga.

Wiemy jednak bez żadnej wątpliwości, że gdy zwracamy się do Boga z gorącą modlitwą, coś w naszym życiu zmienia się na lepsze. Najkrótsza nawet modlitwa wywiera bardzo pozytywny wpływ na człowieka. „Żaden człowiek nigdy się nie modlił – pisze filozof Emerson – kto by się czegoś nie nauczył”. Modlić się można wszędzie: na ulicy, w tramwaju, w biurze, w szkole – równie dobrze jak w samotni własnego pokoju, wśród tłumów wypełniających kościół. Na modlitwę nie ma z góry przepisanego miejsca ani czasu. „Myśl o Bogu częściej niż oddychasz” -powiedział stoik Epiktet.

Aby głęboko przerobić i przeorać osobowość, modlitwa musi się stać zwyczajem. Nie ma żadnego sensu modlić się z rana, a potem żyć przez resztę dnia jak barbarzyńca. Prawdziwa modlitwa jest formą życia, a prawdziwe życie jest dosłownie formą modlitwy.

Najlepsze modlitwy są jak samorzutne wyznania zakochanych, zawsze o tym samym mówiących, ale nigdy tak samo. Nie możemy wymagać, aby modlitwy nas wszystkich były wzniosłe, jak Teresy z Avilla czy Bernarda z Cla-irvaux, którzy cześć swą umieli wyrazić w mistycznych słowach o niedosięgłej piękności. Na szczęście nie musimy im w tym dorównać. Najmniejsze nawet nasze wzniesienie się ku Bogu będzie przez Boga przyjęte jako modlitwa. Nawet gdybyśmy byli niezdolni wymówić jednego słowa, a język nasz byłby skażony fałszem i pychą – najskromniejszy wyraz czci będzie Mu zawsze przyjemny i wynagrodzi go natychmiast wzmacniającym promieniem swej miłości.

Dziś bardziej niż kiedykolwiek modlitwa jest nieodzownie potrzebna w życiu wszystkich ludzi. Zapomnieliśmy o najwydatniejszym źródle mocy i doskonałości: pozostaje jeszcze ono ciągle tragicznie nie wyzyskane. Modlitwę – moc ducha -musimy wskrzesić w naszym codziennym prywatnym życiu.

Alexis Carrel