To był dzień wyboru Karola Wojtyły na Papieża. Przebywałem wówczas w Stanach Zjednoczonych, pamiętam, bo wstąpiłem do sklepu z płaszczami w dzielnicy włoskiej. Spodobał mi się płaszcz, ale był bardzo drogi i nagle słyszę, jak właściciel sklepu nieprzytomny od szczęścia krzyczy: „Papa Polacco”. Przybiegł do mnie, pytając, czy ja też jestem z Polski. „Masz ten płaszcz za połowę ceny – powiedział – bo papieżem jest Polak”. Dzisiaj wspominam ten fakt, żartując sobie trochę, że to był pierwszy dar, jaki otrzymałem od Wojtyły, który został Papieżem…
Po powrocie z emigracji wiara pomogła mi przeżyć potworny wypadek samochodowy, z którego wraz z synem cudem wyszliśmy…
Pierwsze, wymarzone spotkanie z Janem Pawłem II sięga 1997 roku, kiedy On przyjechał do Częstochowy. Czekaliśmy na Niego cztery godziny. Śp. Biskup Chrapek, który lubił jak śpiewam Ave Maria, razem z paulinami dosłownie przepchnął mnie przez obstawę na schodach klasztoru przed samo oblicze Papieża. Miałem ze sobą ozdobioną skrzyneczkę z moimi nagraniami. Wśród nich były pieśni Jemu zadedykowane, przybliżające odległą Ojczyznę. Zaprezentowałem Mu jej zawartość, mówiąc, że część tych kaset ma podarować tym siostrom, które Go tak dobrze karmią… Wtedy Papież uśmiechnął się, pobłogosławił mnie i wręczył różaniec perłowy, który zdaję sobie, że jest ogromnym wyróżnieniem dla specjalnych osób.
W roku 2000 kiedy przyjechaliśmy do Rzymu z pielgrzymką artystów, w lipcu, było niezwykle gorąco. Miałem zaśpiewać a cappella Pan mym pasterzem. Po zapowiedzeniu mnie przez ks. Nowoka, trzydziestotysięczny tłum moich rodaków zaczął bić brawo i Ojciec Święty wychylił się, by zobaczyć, komu to brawo biją. Zaśpiewałem przed Nim z wielką tremą, przekonaniem i emocją. Po występie usłyszałem szept księdza Nowoka: „A teraz biegiem do Ojca Świętego i na kolana”. Ja chodziłem o lasce, bo po wypadku miałem uszkodzone biodro, wiedziałem, że biegiem mogę nie dać rady, ale rzuciłem tę laskę… Nie czując bólu, dotarłem do Papieża, uklęknąłem przed Nim i jak spojrzałem w twarz, zacząłem płakać. Nie wiem dlaczego… To był taki synowski płacz i wyznanie win i taka bez słów spowiedź. Trzymałem rękę Papieża i nie chciałem puścić. Ktoś podpowiedział mi, żebym ją ucałował i taki zapłakany wróciłem na miejsce…
Na kolejne spotkanie z Papieżem byłem już przygotowany. Pomyślałem, że tym razem nie mogę dać plamy i powiem parę zdań Papieżowi. Kiedy uklęknęliśmy przed Nim wraz z moją żoną i managerem, zacząłem: „Najdroższy Ojcze Święty, my niegodni”… A On podniósł rękę, przerwał mi i zapytał: „A dlaczego niegodni?”. Rozbroił nas… On nas dźwignął…
Miałem to szczęście spotkać także Benedykta XVI. On sam był dla mnie wielkim zaskoczeniem. W czasie audiencji, na placu Świętego Piotra zbliżył się do barierek z taką słodkością i życzliwością. Miał uśmiechnięte oczy dziecka, kiedy przedstawiono mnie. „Pan jest śpiewakiem? – pytał – i śpiewa Pan o Janie Pawle II?”. Jego zachowanie rodziło we mnie ogromne wzruszenie…
Moja wiara Jestem wychowany w rodzinie chrześcijańskiej, która poświęcona była w szczególny sposób Sercu Jezusa. Miałem wspaniałą matkę chrzestną, siostrę mojego taty, która w trakcie chrztu trzymała mnie cały czas w górze, bo chciała, by mały Krzysiu był jak najbliżej Boga. Ta Boża łaska nie jest dla mnie tajemnicą, bo ona się przewija przez moje życie. Nagle kiedy mam 16 lat, umiera mój ojciec na raka. On był dla mnie przykładem. Ludzie ubodzy pukali do naszych drzwi i prosili nie o pieniądze, tylko o kawałek chleba lub jakieś odzienie i mój ojciec dzielił się z nimi. Pamiętam, że jednego to nawet wykąpał…
Zaraz po wyzwoleniu Katowic, kiedy była straszna bieda w 1946 roku ojciec, który był barytonem, śpiewał Rosjanom, zapraszany na ich spotkania. Po każdym takim występie dostawał pełną ciężarówkę jedzenia, którym dzielił się z całą kamienicą.
Po stracie ojca zrobiła się ogromna dziura w moim sercu, krwawiąca rana. Ta rana nie zagoiła się do dzisiaj, ale kiedy w innych ludziach odnajduje cechy ojca, to wtedy jest mi tak lżej. Kiedy zmarł ojciec, ta wiara nastolatka, która ograniczała się do pójścia do kościoła i obserwacji rodziców zatraciła się, to że ją odzyskałem, spowodował Jan Paweł II.
Brakuje mi Jego słów, wystąpień, spotkań, On ciągle przecież nas nawracał. A jeśli o mnie chodzi, to ja muszę się nawracać kilka razy na dzień. Tak często sobie myślę, że skoro niewierny Tomasz, który widział cuda miał wątpliwości, to rozumiem dlaczego Chrystus wypowiedział słowa: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Nie jest łatwo uwierzyć, wiem o tym bardzo dobrze, bo jestem człowiekiem walczącym o każdy dzień, żeby był bez grzechu. Wiem, że istnieje świat demoniczny. Pobyt na ziemi to wielki dla nas test, o tym mówił i pisał Jan Paweł II. Mógłbym dać wiele dowodów na to, że modlitwa działa…
Któregoś razu przed koncertem dostaję arytmii serca… Wiedząc, że ludzie modlą się do Ojca Świętego i On im pomaga, wziąłem więc za różaniec i po raz pierwszy wzbudziłem intencję za wstawiennictwem Papieża. I prosiłem tak jak dziecko: „Ojcze Święty mam koncert… Przecież ja dla Ciebie śpiewam podczas wieczoru dwie piosenki”… i zaczynam się modlić. Na ostatniej dziesiątce arytmia mi zniknęła. Poszedłem pod prysznic i tak sobie myślę, jaki jestem niegodny, niedobry… I nagle usłyszałem wewnętrzny głos: „Nie przesadzaj”…
I za każdym razem, kiedy czuję arytmię zaczynam się modlić i myślę, że Jan Paweł II tam w niebie już o tym wie i sobie myśli: „Temu Krawczykowi kiedy zaczyna dokuczać serce, to ja muszę zaraz to przerwać”…
Byłem emigrantem Co to znaczy być emigrantem? Rosjanie mają takie powiedzenie: „Bez stresu nie ma progresu”… Emigracja to taki skok na bungee, adrenalina jest potrójna, bo trzeba zapłacić rachunek, a nie ma się z czego. Nie ma się kontraktu, pracy, więc trzeba wyjść na dach i przybijać dachówki, trzeba być kierowcą, trzeba nalewać drinki, trzeba się czepiać prac, które nie zawsze są miłe do wykonywania. Z tego stresu emigracyjnego zostałem wyciągnięty, kiedy już byłem lekomanem. Z listy narkotyków, to prócz heroiny zażyłem kilka silnych środków. Wyszedłem z tego dzięki modlitwie i dzięki Ewie – mojej żonie, która powiedziała któregoś dnia, że ona teraz będzie moją lekomanią.
I rzeczywiście, miłość wypełniła nas… Dlaczego się mówi, że ludzie na emigracji więcej piją, narkotyzują się? Stres powoduje, że człowiek jest na to podatny i szuka ujścia adrenaliny. Tylko Bóg może ją przemienić w progres. Na emigracji wiara moja wzmocniła się i pomogła mi w tym postawa ludzi wierzących. Pamiętam, że poprosiłem moją teściową o książeczkę do nabożeństwa. Pamiętam z niej takie zdanie: „Bóg żyje w nas, a my
w Bogu”. I uświadomiłem sobie, że wszystko, co nas otacza, nie mogło powstać przez przypadek, bo to nie jest tylko działanie natury, to jest miłości…
Jestem słaby i upadający, ale cieszę się, że mam tę siłę, by złapać za różaniec. W sytuacjach, w których rozum ludzki, inteligencja, spryt nie mogą sobie poradzić z problemami, on jest dla mnie orężem do walki. I modlę się w różnych intencjach. Za zmarłych… I na pierwszym miejscu wymieniam Jana Pawła II. On był dla mnie od początku święty, ale teraz jeszcze bardziej, kiedy o coś Go poproszę i nagle to otrzymuję…
Krzysztof Krawczyk, piosenkarz.
Jego repertuar zawiera piosenki o treści religijnej,
które śpiewa w hołdzie Janowi Pawłowi II