Z miodem powinny się zaprzyjaźnić przede wszystkim osoby nadużywające kawy, papierosów i alkoholu, bowiem ta pięknie pachnąca słodycz ma właściwości odtruwające, doskonale regeneruje siły fizyczne i umysłowe. Wodny roztwór miodu zawiera biokatalizatory powodujące wzrost wartości hemoglobiny.
Nie bez powodu dawniej mówiono o ideale krainy pasterskiej, że jest mlekiem i miodem płynąca. Starożytni Grecy i Rzymianie – aczkolwiek nie posiedli wiedzy na temat pszczelej zoologii – doskonale rozwijali hodowlę tych skrzydlatych pracusiów, a miód służył im jako najpopularniejszy środek słodzący. Bo też w dalszym ciągu jest on najzdrowszym zamiennikiem cukru. Łącząc silne działanie antybakteryjne, uspokajające i wzmacniające, dostarcza organizmowi białka, żelaza, selenu, manganu, wszystkich witamin z grupy B, a także witaminy A, D, E i K.
Miód spadziowy – produkowany ze słodkiej cieczy powstającej na drzewach za sprawą mszyc i czerwi – charakteryzujący się lekko gorzkawym smakiem i brązową lub ciemnozieloną barwą, wyśmienicie łagodzi wszelkie dolegliwości przewodu pokarmowego. Natomiast kwiatowy, którego gatunki określa się według nazw roślin dostarczających pszczołom nektaru – doskonale wspomaga układ oddechowy. Jeśli zaś chcemy wzmocnić serce, pijmy każdego ranka (na czczo!) szklankę przegotowanej wody, w której poprzedniego wieczoru rozpuściliśmy dwie łyżeczki miodu – całość można „doprawić” sokiem wyciśniętym z ćwiartki cytryny. Napój ten, jako likwidujący nerwowe „ssanie w żołądku”, zalecam tuż przed posiłkami także tym, którzy szczególnie chcą zadbać o linię.
Często rezygnujemy z kupowania miodu, uzasadniając to obawą przed najróżniejszymi podróbkami czy domieszkami. Prawdziwi pszczelarze utrzymują, że podobne praktyki mimo wszystko nie są tak groźne, jak inny prosty zabieg: podgrzewanie już skrystalizowanego miodu, aby ponownie nabrał płynnej konsystencji.
Koneserzy poszli o krok dalej w wykorzystaniu pszczelego złota, o czym może świadczyć sycony według specjalnych receptur staropolski miód pitny. A jeśli nie możecie Państwo sięgnąć po ksztyczek „kapucyna” czy „dębniaka”, zostaje nam na słotne wieczory „małe Conieco” w stylu Kubusia Puchatka. Kto wie, może właśnie dzięki opróżnianiu kolejnych baryłeczek miodu potrafił on zachować pogodę ducha?