Okazja czyni złodzieja? A może po prostu ujawnia, że nim jesteśmy? Dlaczego z siódmym – przykazaniem Dekalogu, mamy tyle problemów?
Niemal codziennie media bombardują nas informacjami świadczącymi o przesuwaniu się kolejnych granic czyjegoś cwaniactwa, tupetu, oszustw, kradzieży, wyłudzeń… I stajemy się na to coraz bardziej nieczuli. Tymczasem tym, co wg wielu socjologów naprawdę trawi nasze społeczeństwo, jest kradzież w białych rękawiczkach, a nawet z rękami w kieszeni. Akt, który często wymyka się samemu pojęciu kradzieży.
KANTUJĄ WSZYSCY?
Zanim Ewa z poważnie niedosłyszącą Hanią zdąży przyjechać na godz. 8.00 na rehabilitację, udaje jej się „odstawić” pozostałą trójkę dzieci do przedszkola i podstawówki. W przychodni czeka jednak na rehabilitantkę, która notorycznie się spóźnia. – Z 45 min. zajęć na ogół wychodzi 30, ponieważ już pędzimy na inne zajęcia. I tak nie mam najgorzej, ponieważ inna pani ze swoim dzieckiem dojeżdża z Ursusa. Wstaje o godz. 6 i też czeka, ponieważ spóźnienia w tej placówce to norma. A przecież to jest kradzież nie tylko naszego czasu, ale czasu ich pracy, za który im ktoś płaci – mówi Ewa z żalem. Czy próbowała interweniować? Kiedyś interweniowała, ale już nie ma siły. Zawsze kończyło się na przeprosinach. Usłyszała nawet kiedyś: „niech pani się do tego przyzwyczai”. Czuje się lekceważona. Paweł przyjechał z Krakowa porozmawiać o książce, której był redaktorem. Spod Dworca Centralnego na Rondo Wiatraczna jechał przez Plac Wilsona i trasę toruńską. Coś mu się nie zgadzało, bo już kiedyś jechał w zadeklarowanym kierunku, ale warszawski taksówkarz wie lepiej. Wyłudził od Pawła sporą kwotę wożąc go niepotrzebnie przez pół miasta, ale – oczywiście – nie uważa się za złodzieja.
W czasie płatnego badania wzroku w jednej z placówek medycyny pracy Rafał dowiedział się, że ze względu a „ryzyko błędu sprzętowego” badanie trzeba powtórzyć – na tym samym sprzęcie. W rejestracji zapisał się na kolejny termin i usłyszał: „80 zł”. Po małej awanturze i wyjaśnieniu, że ponowne badanie nie jest jego winą, darowano mu zapłatę, zrobiono badanie i skierowano do „zaprzyjaźnionego” ośrodka leczenia jaskry na pachymetrię. Zapisał się, zapłacił 50 zł i czekał na swoją kolej, która nastąpiła 30 min po ustalonym czasie. Pachymetria trwała 5 min, po czym badający lekarz wręczył mu estetycznie wydaną książeczkę, w której napisał „-6” i pożegnał się. Kiedy Rafał próbował ustalić co owe „-6” oznacza i o czym świadczy, usłyszał: „za to płaci się oddzielnie. Musi pan zapisać się na konsultację”. Rafał książeczkę zachował. Ośrodek omija szerokim łukiem, a czym jest to „-6” dowie się kiedyś, przy okazji kolejnego badania wzroku. , Jedno z największych w Polsce wydawnictw podręczników wyszło do dyrektorów szkół z propozycją „diagnozy przed egzaminem maturalnym”, czyli zorganizowania próbnych matur. Szybko okazało się jednak, że rola wydawnictwa sprowadza się do ułożenia, dostarczenia, a potem odebrania ocenionych już testów. – Nie mogliśmy uczniom powiedzieć, że się wycofujemy. Za duże byty ich oczekiwania. W rezultacie szkoła sama musiała testy dodrukowywać, a każdy z nauczycieli – spędzić po kilkadziesiąt godzin na ich sprawdzeniu, ocenie, a nawet wypełnieniu kodów ocen, które wydawnictwo tylko skanuje i łaskawie przedstawia nam ich wyniki jako swoją analizę – mówi wyraźnie skrępowany sytuacją jeden z dyrektorów stołecznych liceów. Wydawnictwo zainkasowało za „diagnozę” po 10 zł od każdego ucznia. Nauczyciele za swoją pracę nie dostali nic.
KRADZIEŻ CZYLI CO?
Praktyka codziennego życia pokazuje, że oszukani, wykorzystani lub w inny sposób okradani możemy być niemal przy każdej okazji i przez każdego. Kradzież bowiem jest pojęciem o wiele szerszym, niż się wydaje, a jednocześnie jego prawna, definicja jest zadziwiająco prosta: zabór cudzego mienia w celu przywłaszczenia. Dodajmy, że mienia materialnego, stanowiącego wartość majątkową. Tymczasem, o czym przekonuje Katechizm Kościoła Katolickiego (KKK 2401-2463), VII przykazanie Dekalogu pod hasłem „nie kradnij” rozumie zaskakująco wiele. Kradzież to nie tylko wyciągnięcie komuś czegoś z kieszeni, zagarnięcie czyjegoś samochodu czy przywłaszczenie sobie praw autorskich do pracy 1 dorobku innych ludzi. W zakres przestrzegania VII przykazania wchodzi korzystanie z posiadanych dóbr użytkowych i konsumpcyjnych „z umiarkowaniem, zachowując najlepszą cząstkę dla gościa, chorego, ubogiego.” (KKK 2405). Więcej nawet – „człowiek, używając tych dóbr, powinien uważać rzeczy zewnętrzne, które posiada, nie tylko za własne, ale za wspólne w tym znaczeniu, by nie tylko jemu, ale i innym przynosiły pożytek” (KKK 2404). Nie powinien więc ich niszczyć lub używać egoistycznie.
Przykazanie VII nie bez powodu „zakazuje czynów, które w celach handlowych lub totalitarnych prowadzą do zniewolenia ludzi, kupowania ich, sprzedawania oraz wymiany, jakby byli towarem.” (KKK 2455). W tym kontekście można spojrzeć na wszelkie stosunki w pracy, relacje miedzy przełożonym a podwładnymi, lobbing, zastraszanie np. groźbą utraty pracy, pozbawieniem części wynagrodzenia czy brakiem awansu. Swoistą kradzieżą jest „odbicie” komuś męża, gwałt lub wszelkie działania poniżające innych.
W prawie moralnym kradzieżą jest też „umyślne zatrzymywanie rzeczy pożyczonych lub przedmiotów znalezionych, oszustwa w handlu, wypłacanie niesprawiedliwych wynagrodzeń, podwyższanie cen wykorzystując niewiedzę lub potrzebę drugiego człowieka”. Dalej: „spekulacja, korupcja, przywłaszczanie i korzystanie w celach prywatnych z własności przedsiębiorstwa; źle wykonane prace, przestępstwa podatkowe, fałszowanie czeków i rachunków, nadmierne wydatki, marnotrawstwo (por. KKK 2409).
W pewnym sensie kradzieżą jest niewywiązywanie się z obietnic i zobowiązań (KKK 2410), a także gry hazardowe bądź zakłady – o ile pozbawiają osobę tego, czego jej koniecznie trzeba dla zaspokojenia swoich potrzeb i potrzeb innych osób (KKK 2413). Nie można więc innych pozbawić ich dóbr lub je umniejszać nawet w imię jakiejś umowy czy deklaracji.
W końcu VII przykazanie domaga się poszanowania dla zwierząt i całej przyrody (KKK 2415-2418).
Kto z nas jednak tak myśli? Kto kojarzy to wszystko z kradzieżą?
CZY ZŁODZIEJ TO JA?
Przypomnienie nauczania Kościoła o VII przykazaniu niejednego z katolików powinno popchnąć do konfesjonału. Czy jednak „okazja czyni złodzieja”? Czy może przez nasze „skłonności upadłej natury” (por. Rz 7,14-25), prawdziwsze jest twierdzenie, że okazja pokazuje, że jesteśmy złodziejami? W wersji dla racjonalistów będzie to anemia czyli – wg Emila Durk-heima – unikanie pewnych norm prawnych, moralnych w celu osiągnięcia pewnych korzyści; osiągnięcie sukcesu za wszelka cenę, np. wg zasady, że „pierwszy milion trzeba ukraść”. Często mówi się, że dzisiejsi Polacy są wychowankami lub spadkobiercami mentalności komunistycznej. Myślenie o sobie w jako o ofiarach minionego systemu pcha nas w stronę prawa Hammurabiego: zostaliśmy oszukani, okradzeni i poniżeni, wiec mamy prawo oszukiwać, kraść i poniżać. Takie usprawiedliwianie się jest jednak dalece niewystarczające.
Śp. ks. Jerzy Chowańczak, ojciec duchowy seminarzystów warszawskich, mówił kiedyś prowokacyjnie, że klerycy grzeszą dużo mniej niż inni być może tylko dlatego, że żyją w pewnym azylu. W nim wystawieni są na mniej zewnętrznych pokus, choć przecież wewnętrznie są poddani takim samym, a może nawet większym pokusom, w porównaniu do ludzi świeckich. Dlatego być może najłatwiej jest po prostu unikać okazji do tego czy innego grzechu. – Nie jest jednak prawdą – mówi moralista ks. dr Wacław Madej – że jesteśmy zdeterminowani do przywłaszczania sobie cudzych dóbr.
– Każdy z nas, od momentu urodzenia, do grobowej deski dąży do tego, by zachować swoje życie. Jednak przez cały ten czas doświadczamy, że to życie dramatycznie ucieka nam przez palce. A my chcemy żyć, i to żyć na odpowiednim poziomie. Z kolei ten poziom sami sobie wyznaczamy i nigdy nie jest tak, że uważamy się za wystarczająco, prawdziwie w tym życiu zabezpieczonych. Nawet jeśli posiadamy wiele dóbr luksusowych, mówimy np.: „Ja bogaty? Mój szef, ten dopiero jest bogaty!”. Dlatego błogosławiony jest ten, kto zrozumie słowa: „Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 16, 25-26) – mówi ks. dr Madej. Jednocześnie zwraca uwagę, że jeśli człowiek niezależnie od rzeczywistych warunków „decyduje” o tym, kiedy jest bogaty, w dowolny sposób równie często nazywa siebie biednym. – Stąd mamy wśród nas tak wiele postaw roszczeniowych, stąd także żebractwo z wyboru, które jest kradzieżą, i to tym bardziej ohydną, że żerującą na ludzkiej solidarności, na współczuciu – dodaje. Wg psychologów determinizm to tylko jedna z teorii tłumaczących nasze skłonności do przekraczania VII przykazania. Ale są i inne, mówiące, że człowiek jest kimś wyjątkowym, że sam wybiera to, co robi. Nie jesteśmy nastawieni na zło, ale na dobro również nie. – Podlegamy różnym wpływom, żyjemy w konkretnym społeczeństwie, w postmodernistycznych czasach, które kreują, jako stojące najwyżej w hierarchii wartości, potrzeby indywidualne: ty możesz, ty chcesz, osiągniesz wszystko, co chcesz, wszystko jest dla ciebie itd. Podejście indywidualistyczne powoduje odwrócenie porządku i degradację człowieka, który nie widzi nikogo oprócz siebie i dąży tylko do zaspokojenia swoich potrzeb. Wtedy łatwiej jest przekraczać normy. Pojawia się mentalność Kalego. Wybieramy drogę na skróty. Tymczasem zachęcanie człowieka, by stanął na piedestale, na miejscu, które niekoniecznie się jemu należy, musi być skonfrontowane z dobrem innych – tłumaczy dr Ewa Kiliszek, psycholog, psychoterapeuta, kurator rodzinny i adiunkt Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW.
Podobnie zauważa dr Tadeusz Kononiuk, kierownik Zakładu Prawa Prasowego Instytutu Dziennikarstwa UW i b. członek Rady Etyki Mediów. – W stratyfikacji społecznej czyjś zawód o tyle się liczy, o ile przekłada się na to, że jest się bogatym. Uczniowie, studenci nie mają szacunku do swoich nauczycieli, ponieważ ci przyjeżdżają na zajęcia nie drogim mercedesem, ale autobusem. Wszystko dziś przekłada się na sukces wymierzalny w pieniądzu – tłumaczy. Zauważa również, że o ile kiedyś nawet złodzieje mieli swój kodeks etyczny, dziś nie ma już często nie tylko kodeksu złodziei, ale w ogóle żadnego kodeksu.
JAK CZYTAĆ PRZYKAZANIE?
Kościół więc tym bardziej zwraca uwagę chrześcijan na to, że problem naszych skłonności do różnych form kradzieży w istocie można sprowadzić do… braku wiary.
– Nasze pragnienie zachowania życia, kiedy nie ma w nim Boga, staje się ślepe, chaotyczne, moralnie nieuporządkowane. Dlatego bez Niego, bez pewnego kręgosłupa moralnego nie umiemy zachować siebie bez odbierania czegoś innym. Bez Boga mamy przekonanie, że nasza majętność, dobre imię itd. nie ostoi się bez wybicia się ponad czyjąś majętność, czyjeś dobre imię. Wydaje się nam, że aby żyć, musimy odebrać życie innym. To jest clou problemu – ocenia ks. Madej.
Często sprowadzamy Dekalog do zbioru zakazów i nakazów, tymczasem siódmgo przykazania nie można zawęzić wyłącznie do powinności wobec własności prywatnej. Kościół naucza o czymś dużo bardziej pierwotnym – o prawie do powszechnej własności tych dóbr.
– Jeśli chodzi o właściwą interpretację przykazań, winniśmy spojrzeć na nie przede wszystkim pozytywnie. Nie tylko więc „nie zabijaj”, ale „kochaj”. Nie tylko „nie odbieraj innemu jego rzeczy”, ale „szanuj, pomnażaj, dziel się, ubogacaj”. Istnieją dobra, które trudno jednoznacznie przypisać komuś własnościowo, a i tak mamy obowiązek dysponować nimi z szacunkiem. Dlatego, mimo że człowiek jest koroną stworzenia, winien wobec niego zająć postawę taką, jak Chrystus wobec nas: królować, ale służąc, opiekując się. Tak więc np. jeśli niszczę zieleń, to nie grzeszę przeciw trawnikowi, ale przeciw Bogu Stwórcy i przeciw innym ludziom, którzy już tym trawnikiem nie mogą się przeze mnie cieszyć, choć mają do tego takie samo, jak ja, prawo – tłumaczy ks. dr Madej. Tak samo jest z niszczeniem wszelkiego mienia, nawet jeśli nie jest bezpośrednio czyjąś własnością.
Niestety mało kto zdaje sobie z tego sprawę. – W konfesjonałach oskarżamy się przed Bogiem z ewidentnego zta, ale już dużo rzadziej z zaniedbań dobra, zniszczenia wspólnego mienia. Może to nasza, kapłanów wina, że zbyt mało o tym mówimy z ambony – zamyśla się ks. Madej.
TRZEBA SIĘ CZEPIAĆ!
Bardzo często jesteśmy w języku potocznym okradani, choć w sensie prawnym nie dokonano na nas kradzieży. Jest tylko uszczerbek, ponieważ zapłaciliśmy za usługę, której nie ma (szkolenia, wizyty u lekarzy, masażystów itp.). Co mogą zrobić opisani wyżej Ewa, Paweł, Rafał oraz tysiące osób w ich położeniu, szukających odpowiedzi na pytanie: jak się czepiać? Jak walczyć o siebie, żeby przestano ich na różne sposoby okradać?
– Narzędzia prawne są. Np. narzędzia praw autorskich dobrze chronią przepisy prawa prasowego. Problem w tym, że nie znamy swoich praw. Do naszej świadomości wciąż nie dociera, że możemy z tych narzędzi korzystać. Nie jesteśmy ponadto wychowani do rozróżniania, co jest zawłaszczaniem czyjejś własności, a co korzystaniem z niej zgodnie z prawem. Świadomości, czym jest kradzież nie mają często i kradnący, i okradani. Są studenci, którzy w szkole podstawowej i średniej kopiowali dla swoich potrzeb z Internę tu różne treści i nikt im nie wyjaśnił, że zawłaszczają czyjeś dobro niematerialne. Niekiedy dopiero na studiach dowiadują się, że przekraczają pewne normy – tłumaczy dr Kononiuk.
– Polskie prawo bardzo dobrze reguluje wszystkie problemy dotyczące różnych form naruszenia własności: wyłudzeń, kradzieży, oszustw itd. Problem jest w tym, że z jednej strony mamy np. biuro podróży mające sztab prawników, a drugiej – klienta, który niekoniecznie zna swoje prawa. Na ogół dojdzie swoich praw, ale kosztem często większym, niż sama szkoda. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że ci, którzy nas okradają, robią to, ponieważ kogoś już wcześniej okradli i nie ponieśli konsekwencji. Za często oszukiwani machamy na to ręką – tłumaczy dr Robert Pietrusiński, prawnik, adiunkt na Wydziale Zarządzania UW, wykładowca prawa cywilnego, handlowego i prawnych aspektów prywatyzacji.
– Często myślimy, że nie wypada nam dochodzić swoich praw. Tymczasem to jest właśnie najlepsza metoda, żeby wychowywać społeczeństwo do poszanowania swoich i innych dóbr. Musimy nauczyć się zadbać o siebie, czytać wyraźnie podpisywane umowy, dopytywać się płacąc za coś, mieć świadomość za co płacimy, co wchodzi w zakres danej usługi, koniecznie próbować dochodzić swoich praw. Nikt nam wtedy nie powie, że zapłaciliśmy za badanie, a nie za jego opis. Niestety, w służbie zdrowia najczęściej pytań nie zadajemy, bo jesteśmy wystraszeni chorobą. Jesteśmy bezradni wobec machiny organizacyjnej ludzi, którzy mają „wiedzę tajemną” o naszym zdrowiu. Jeśli zapłaciliśmy za wizytę u lekarza, masażysty, lektora języka obcego, czy innego instruktora np. nauki jazdy na nartach, który się spóźnia lub skraca lekcję – możemy się domagać zwrotu pieniędzy. Jeśli to ZOZ – możemy co najwyżej naskarżyć kierownikowi przychodni. W każdym jednak razie powinniśmy próbować interweniować, skarżyć się na czyjeś spóźnienia, jeśli nas taksówkarz wywozi na manowce, złożyć skargę w jego korporacji, a za nieudane badanie po prostu nie płacić – dodaje dr Pietrusiński.
– Powinniśmy próbować przezwyciężać powszechną obojętność. Piętnujemy rzeczy, które są przekroczeniem normy, ale wtedy, kiedy nas dotyczą. Tymczasem gdy dotyczą nas, nie dotyczą innych, więc ich nie piętnują i wciąż jesteśmy osamotnieni – zauważa z kolei dr Kiliszek.
MENTALNOŚĆ NIEWOLNIKA
– Polski casus polega na tym, że od 200 lat próbujemy nie przestrzegać prawa, ponieważ to prawo naszych zaborców, a potem okupantów. Izraelici przez 40 lat chodzili po pustyni, żeby pokolenie skażone niewolą egipską i nawykami niewolników wymarło. Ziemię Obiecaną mieli zakładać ludzie nieskażeni. Może i nam tyle potrzeba, ponieważ minione 20 lat wolnej Polski okazało się czasem zbyt krótkim, by wykształciła się nowa świadomość społeczna – że to już jest nasze państwo i nasze prawo, które trzeba realizować. Ciągle jako społeczeństwo uczymy się swoich ról społecznych, nie do końca znając swoje prawa i obowiązki. To właśnie deontologiczna cena transformacji, w której przyszło nam żyć. Dużo łatwiej jest zmienić gospodarkę niż ludzką mentalność – ocenia dr Kononiuk.
Radek Molenda