Chciałbym opisać konsekwencje, jakie wypływają z faktu wspólnego zamieszkania bez sakramentu małżeństwa oraz wyjaśnić, dlaczego są one takie, a nie inne. Bez rozgrzeszenia.
Jeżeli Pan Bóg w swoim przykazaniu wymaga od ludzi życia w czystości, to niezgodne z tym przykazaniem jest każde współżycie mężczyzny i kobiety, którzy nie są związani sakramentem małżeństwa. Taka jest zasada. Każdy zatem, kto współżyje z drugą osobą bez ślubu, popełnia grzech ciężki i musi się z niego wyspowiadać, jeśli pragnie pojednać się z Bogiem i z Kościołem oraz przystąpić do Komunii św. Warunkiem takiego pojednania jest wola nawrócenia, zerwania z grzechem. A to znaczy, że w momencie przystępowania do sakramentu pokuty penitent żałuje za grzech, który popełnił i pragnie uczynić wszystko, aby do niego nie wrócić. Nie bez znaczenia są tutaj pewne okoliczności zewnętrzne, a mianowicie wspólne zamieszkanie dwóch osób. Taka sytuacja sprawia bowiem, że przy spowiedzi wraz z żalem za grzechy trzeba wyrazić decyzję o oddzielnym zamieszkaniu. Dlaczego? Ponieważ wspólne zamieszkanie jest uznawane jako trwanie w notorycznej okazji do grzechu. Dlatego zwykle w takich sytuacjach spowiednik pyta o decyzję, czy penitent/penitentka jest gotów zamieszkać oddzielnie ze swoim partnerem. Jeśli odpowiedź brzmi „Nie” – wówczas kapłan nie może udzielić rozgrzeszenia, ponieważ nie ustaną okoliczności sprzyjające grzechowi, a co za tym idzie, nie ma gwarancji, że decyzja o nawróceniu jest autentyczna. A zatem to ostatecznie penitent decyduje o tym, że nie chce/nie może przystąpić do Komunii św., ponieważ nie chce zerwać z grzechem. Do tego dochodzi jeszcze sytuacja zgorszenia. Jeśli ludzie z otoczenia nie słyszeli o ślubie, są wówczas przekonani, że osoby te żyją bez sakramentu małżeństwa, czyli w konkubinacie, a zatem nie mogą przystępować do sakramentów. Gdyby nagle taka osoba przystąpiła do Komunii św., a wiadomo o niej, że żyje z kimś bez ślubu, ludzie odebraliby to jako poważne nadużycie sakramentu, jako zgorszenie. Kapłan może też odmówić rozgrzeszenia osobie, która nie mieszka wprawdzie z partnerem, ale spowiada się, że regularnie współżyją ze sobą i w żadnym wypadku nie ma zamiaru tego zmienić. W tej sytuacji również brak woli zerwania z grzechem ciężkim pozbawia możliwości uzyskania rozgrzeszenia. Czy jest jakieś wyjście?
Jeśli osoby zamieszkujące razem nie mają przeszkód, aby zawrzeć związek małżeński, bo żadna z nich nie jest po rozwodzie albo w separacji, to najprostszym wyjściem jest uregulowanie sytuacji, tzn. zawarcie małżeństwa. Wówczas droga do sakramentów będzie otwarta. Jeśli jednak osoby takie nie są jeszcze gotowe na zawarcie małżeństwa, bo na przykład studiują, nie pracują i nie stać ich na samodzielne utrzymanie, wówczas jedynym uczciwym wyjściem pozostaje rezygnacja ze wspólnego zamieszkania, ale również podjęcie decyzji o życiu w czystości. Trzeba zaufać Panu Bogu i powierzyć Mu swój czas narzeczeństwa. Jestem przekonany, że jeśli młodzi ludzie starają się przeżywać swoją miłość w zgodzie z Bożymi przykazaniami, starają się, by dojrzewała ona według Bożego upodobania, wówczas Pan Bóg będzie im towarzyszył ze swoim błogosławieństwem, które zaowocuje również szczęśliwym małżeństwem. Bardzo smutna jest taka sytuacja, gdy dwoje młodych ludzi autentycznie zakochanych nie żyje pełnią radości, bo ich miłość znajduje się w mroku grzechu. Tymczasem miłość młodzieńcza i narzeczeńska, umacniana łaską, rozwija się ze wspaniałym dynamizmem, zaraża swoim szczęściem otoczenie i oddala smutki tego świata. Nie znaczy to, że nie przeżywa rozterek, czy nawet upadków, ale mimo wszystko pragnie opierać się na Chrystusie. Co na to rodzice?
Bardzo ważna jest tu również rola najbliższego otoczenia, zwłaszcza rodziców młodych ludzi. Wypadałoby, aby czuli się odpowiedzialni za wychowanie swoich dzieci „do końca”, tzn. również na etapie ich dorosłego życia, choć może jeszcze nie w pełni samodzielnego. Z jednej strony ta odpowiedzialność powinna wyrażać się w tym, że mówią swoim dorosłym dzieciom prawdę – że robią źle, żyjąc niemoralnie, bez ślubu, jak ludzie pozbawieni zasad chrześcijańskiego wychowania. Oczywiście, że samo powiedzenie takiej bolesnej prawdy swojemu dziecku musi być przepełnione rodzicielską miłością i troską o niego. Niemniej musi to być komunikat wyraźny, niedwuznaczny, aby nawet dorosłe dziecko wiedziało, że postępuje źle i że jego postawa nie jest akceptowana przez rodziców. Duży błąd popełniają rodzice, którzy po cichu tolerują, przymykają oko na fakt, że ich dziecko żyje z drugą osobą bez ślubu. Może nawet opłacają mieszkanie synowi lub córce albo tolerują życie dziecka z jego dziewczyną/chłopakiem pod dachem własnego domu. W ten sposób sami również czynią się odpowiedzialnymi za grzech swojego dziecka – zamiast oczekiwać, wymagać od niego, by żyło zgodnie z wartościami, jakie przekazywali mu od najmłodszych lat. W ten sposób mamy coraz częściej do czynienia z katolikami-hipokrytami, którzy co niedzielę są w kościele, ale równocześnie bez słowa sprzeciwu godzą się na niemoralne życie swoich dzieci – bo taka jest moda, bo takie są czasy. Dobry rodzic ma być wsparciem dla swojego dziecka, ma przestrzegać je przed pokusą życia na próbę. Jeśli zaś, nie daj Boże, dziecko uwikła się w taką sytuację, powinien z całą życzliwością, ale i konsekwencją uczynić wszystko, aby pomóc dziecku wyzwolić się z takiej grzesznej sytuacji. ks. Dariusz Salamon SCJ |