„Unosił się nad wodami”, gdy jeszcze świat nie istniał, gdy „ciemności zalegały powierzchnię bezmiaru wód” (Rdz 1,2). Stał się Boskim tchnieniem w ukoronowaniu dzieła stworzenia. Dzięki Niemu człowiek stał się «istotą żywą» (Rdz 2,7).
Na Horebie objawił Boga Eliaszowi. Nie hukiem huraganu, nie potęgą trzęsienia ziemi i siłą ognia, ale „szmerem łagodnego powiewu” (1Krl 19,12).
On sprawił, że kości z doliny widzianej przez Ezechiela, łączyły się i odzyskiwały życie. „Tak powiada Pan Bóg: z czterech wiatrów przybądź, duchu, i tchnij na tych pobitych, aby ożyli” (Ez 37,9). Dzięki Niemu stał się nowy, powstały ze śmierci lud. Lud Pana. „Poznacie, że Ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój. Udzielę wam mego ducha, byście ożyli” (Ez 37,13-14).
Przez Joela zapowiadał Pan: „I wyleję potem Ducha mego na wszelkie ciało, synowie wasi i córki wasze prorokować będą, starsi wasi będą mieć sny, a młodzieńcy wasi będą mieć widzenia” (Jl 3,1-5).
I wreszcie Pięćdziesiątnica – pięćdziesiąt dni po wydarzeniach Paschy, dzień wypełnienia obietnicy. Jakiej? „Będzie lepiej dla was, abym odszedł. Jeśli nie odejdę, nie przyjdzie do was Wspomożyciel; jeśli zaś odejdę, poślę Go wam” (J 16,7). Miejsce? Jerozolimski Wieczernik. Świadkowie? Dwunastu. Może też i z Nią – Matką Pana. Zapewne jednomyślnie trwający na modlitwie. To prawda – ich Pięćdziesiątnica zaczęła się w dniu Zmartwychwstania, przy drzwiach zamkniętych ze strachu przed Żydami. „Pokój wam! […] Przyjmijcie Ducha Świętego” (J 20,22). Przyjmijcie Ducha Świętego dla włączenia się moje zbawcze posłannictwo: „Jak Ojciec mnie posłał, tak i ja was posyłam” (J 20,21). Sposób? Szum z nieba, podobny do gwałtownie wiejącego wiatru; zobaczyli też języki podobne do ognia. Rozdzieliły się one i na każdym z nich spoczął jeden. Zaczęli wtedy mówić różnymi językami, ale tylko to, co Duch pozwalał. Po co to? By Kościół – Chrystus stał się dla wszystkich. Kościół był już przed Pięćdziesiątnicą. Począł się na Krzyżu, z przebitego Boku Chrystusa. W dniu Zmartwychwstania Kościół został objawiony Apostołom – z mocą Ducha, którego wtedy otrzymali. A w dniu Pięćdziesiątnicy Kościół objawił się światu, otworzył swoje drzwi dla wszystkich. Apostołowie stracili wówczas eklezjalną wyłączność, przestali być kościelnymi monopolistami. Kościół na zawsze stał się Wieczernikiem wszystkich. Stał się moim i twoim Wieczernikiem. Co z tego wynika? Trzeba trwać jednomyślnie na modlitwie, aby odnowić w sobie to, czego udziałowcami jesteśmy od chrztu; odnowić to, co umocniło w nas bierzmowanie. Trzeba trwać na modlitwie, by odnowić Kościół w sobie, by ożywić Życie.
Nowa Era proponuje Chrystusa bez Kościoła. Chrystus – tak. Kościół – nie. Daj na luz! Chrystus ciebie i tak kocha. Po co Kościół? Kościół to klechy i moherowe berety. Będziesz ładował się w ten Ciemnogród? Spokojnie. To o czym mówisz jest iluzją. Kłamiesz. Nie ma Chrystusa bez Kościoła, tak jak nie ma Kościoła bez Chrystusa. Kościół i Chrystus to jedno. Amputować Chrystusa od Kościoła to jakby ciało pozbawić głowy. Nie przeżyje. Kościół to Mistyczne Ciało Chrystusa ożywione posłanym przez Niego Duchem, Duchem dającym moc do dawania świadectwa. „Kiedy jednak przyjdzie Wspomożyciel, którego Ja poślę wam od Ojca – Duch Prawdy, który pochodzi od Ojca, On będzie świadczył o Mnie” (J 15,26). On będzie świadczył przez was o Mnie. Nie można być chrześcijaninem bez świadczenia o Chrystusie! Galilejscy rybacy, po doświadczeniu Pięćdziesiątnicy poszli na cały świat, bo moc była w ich słabości, słabości pod każdym względem. Cóż atrakcyjnego mogli zaproponować światu, na podbój którego wyruszyli? Z samych siebie niewiele, może najwyżej kilka lekcji połowu ryb, albo naprawiania sieci. To Jego miłość i Jego moc sprawiły, że po całej ziemi rozszedł się ich głos, że Jezusem rozkochali wielu i Jezusowi dali wszystko, dosłownie wszystko, łącznie z życiem. I tylu po nich, Chrystusowi w mocy Ducha dało wszystko.
A my? Co my? Z tym samym, albo w tym samym Duchu Świętym. Zdaje się czasami, że zamiast mocy nosimy w sobie słabość. Coraz piękniejsi, lepiej wykształceni, majętniejsi … i coraz słabsi… To dlaczego Duch Święty nie chce działać przez nas? To nie tak. Wolą naszą wprowadzamy Boga w misterium niemocy. Wszechmocny staje się w nas bezradny. Jesteśmy tacy nie dlatego, że Duch Święty poskąpił nam mocy. Jesteśmy tacy dlatego, że wolą naszą z mocy uczyniliśmy słabość, chrześcijańską bylejakość, katolickie przeciętniactwo. A przecież nie „przyjęliśmy ducha niewoli” (Rz 8,15); Bóg „nie dał nam ducha bojaźni, ale mocy i miłości” (1Tm 1,7). Trzeba tylko tego ducha odnowić, by na nowo stać się świadkiem Zmartwychwstałego.
ks. Radosław Kimsza