881 776 552 (całodobowo: wezwania do chorych, sprawy pogrzebowe)

 Działają podobnie jak zakazane prawem narkotyki: heroina, kokaina, amfetamina czy LSD. A mimo to, są łatwo dostępne i w świetle prawa całkowicie legalne. Czy rząd przychyli się do apeli wychowawców i wielu władz samorządowych o zmianę obowiązujących przepisów?

Powszechnie zwane są „dopalaczami”. Ich nazwa wzięła się stąd, że podobnie jak dopalacze samolotowe, zwiększające ciąg silnika maszyny, mogą nienaturalnie zwiększyć wydolność naszego organizmu. Zdaniem specjalistów z Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii, niektóre z „dopalaczy” i substancji wchodzących w ich skład, działają podobnie do narkotyków. Przy długotrwałym i niekontrolowanym ich „zażywaniu” niemal pewne jest nie tylko uzależnienie, ale i wyniszczenie organizmu łącznie z zaburzeniem funkcjonowania układu nerwowego oraz pracy serca, wątroby i nerek. Związek Miast Polskich wystosował list do Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji o zakaz wolnej sprzedaży „dopalaczy”.

Z FASCYNACJI NATURĄ

Wiele z dostępnych w legalnym obrocie „dopalaczy” bazuje na produktach pochodzenia roślinnego. Stąd wywodzi się też teorię, że idea handlu nimi wzięła się z zainteresowania „darami natury”, wykorzystywanymi w wielu – nam bardzo odległych – kulturach. Niektóre dopalacze zawierają np. LSA. Alkoid ten, w strukturze i działaniu podobny do LSD, występuje w rosnących w deszczowych lasach Amazonii lianach. Od tysięcy lat wykorzystywany był przez indiańskie plemiona Ameryki Południowej i Środkowej w różnego rodzaju rytuałach. U nas oferowany jest jako dodatek do różnych mieszanek, proponowanych przez punkty sprzedaży oficjalnie działające np. jako kolekcjonerskie sklepy etnobbtaniczne.

Mamy też w nich susz z silnie trującego muchomora. Substancja aktywna w nim występująca, muskimol, powodować może halucynacje lub – o czym wie bodaj każdy grzybiarz – śmierć. Muchomora spożywały w celu wprowadzania się w stan religijnego odurzenia plemiona syberyjskie. Podobnie jest z niezwykle popularną wśród amatorów „dopalaczy” szałwią wieszczą nazywaną też boską, proroczą czy szałwią czarownika. Ta specyficzna bylina naturalnie występuje niemal wyłącznie w Meksyku. W Brazylii występuje guarana, dodawana nie tylko do krytykowanych dziś „dopalaczy”, ale i wielu napojów energetyzujących. Może też uzależniać, stąd apele nauczycieli o zakaz sprzedaży zawierających ją napojów osobom nieletnim oraz wprowadzenie tego zakazu w bufetach szkolnych.

W Polsce legalnie sprzedawane są także różnego rodzaju konopie. Włókniste, siewne odmiany tych roślin, bądź ich tzw. crossy (krzyżówki, produkowane w celu zwiększenia „mocy dopalającej”, czyli zwiększenia działania psychoaktywnego izomeru), powodują doznania podobne do tych, które wywołują zakazane u nas inne odmiany konopii: halucynacje, odurzenie, samozadowolenie.

Z LABORATORIUM

„Dopalacze” to jednak nie tylko produkty pochodzenia roślinnego.

Największe obawy wzbudza dziś tworzony syntetycznie specyfik o nazwie benzylopiperazyna (BZP) – po raz pierwszy zastosowany w latach 40. jako środek zwalczający pasożyty u zwierząt. „Moda” na używanie BZP, jako „legał highs”, legalnej substancji psychotropowej – zaczęła się nasilać na początku wieku XXI. W Polsce popularność zdobył ok. 2 lat temu. Pojawia się głównie w postaci tabletki.

Użytkownicy tego specyfiku opisują różne negatywne efekty jego działania. „W Nowej Zelandii, gdzie historia zażywania BZP jest najdłuższa, przeprowadzono ankietę wśród ponad 2000 jej użytkowników w wieku od 13 do 45 lat. Respondenci wskazywali na takie nieprzyjemne doznania po BZP jak problemy ze snem, ogólne osłabienie, „czarne” myśli, zmienność nastroju, dezorientację i rozdrażnienie. Najczęstsze problemy fizyczne to słaby apetyt, uderzenia fal ciepła i zimna, nadmierne pocenie, mdłości, bóle głowy oraz drżenie mięśni i dreszcze” – podaje Waldemar Krawczyk z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego KG Policji w „Serwisie Informacyjnym – Narkomania” nr 2(37)/2007. W Wielkiej Brytanii i Irlandii odnotowano też przypadki poważnego uszkodzenia nerek po spożyciu tabletek BZP oraz zgony po spożyciu BZP w połączeniu z narkotykami zabronionymi i alkoholem.

Po badaniach przeprowadzonych przez amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków 22 kraje, w tym 5 państw Unii Europejskiej (Belgia, Dania, Grecja, Malta i Szwecja), uznały ten specyfik za „substancję psychoaktywną, którą należy objąć środkami kontroli i sankcjami karnymi”. Podobne zalecenie wydała też w lutym 2004 r. Rada Unii Europejskiej (rozporządzenie 273/2Q04). Zalecenia o objęciu kontrolą dotyczą też substancji TFMPP. Produkt ten często występują w połączeniu z BZP, wzmacnia jego działanie i jednocześnie jego efekty uboczne.

DLA KOLEKCJONERÓW IZAURUSÓW

Legalne substytuty narkotyków sprzedawane są nie tylko przez Internet. W Polsce od kilku miesięcy pojawiły się także w specjalnych sklepach – tzw. funshopach. O ich rosnącej, zwłaszcza wśród młodzieży, popularności decyduje też cena – najtańsze kosztują mniej niż paczka papierosów i tylko nieco więcej niż pół litra piwa. Na naszym rynku prawdziwym gigantem w branży sprzedaży tego typu substancji jest sieć handlowa należąca od paru dni do cypryjskiej firmy Rancard Trading, a wcześniej do World Wide Supplements Importer z siedzibą w Manchesterze. Sieć sprzedaje swoje artykuły w Internecie oraz 41 sklepach stacjonarnych; inwestor zapowiada otwarcie kolejnych 60 do końca 2009 r. Działają – podobnie jak inne tego typu punkty handlowe – jako sklepy dla kolekcjonerów. Oferowane tam środki „produkowane są – jak twierdzą sprzedawcy – przy użyciu najlepszej jakości składników i dostarczają możliwość zmiany dla ludzi, którzy chcą zerwać z twardymi narkotykami i zacząć uprawiać egzotyczne rośliny”.

– Nasze produkty zostały przebadane przez Polskie Towarzystwo Kryminalistyczne na obecność substancji zakazanych, takich jak amfetamina, LSD, kokaina, heroina, MDMA, THC czy efedryna. W żadnym z badanych produktów nie wykryto tych zabronionych związków. Produkty sprzedajemy tylko osobom pełnoletnim – nie chcemy, żeby trafiły w niepowołane ręce. Do zażywania nie zachęcamy, proponujemy tylko i wyłącznie dobrą zabawę dla kolekcjonerów – utrzymuje Piotr Domański, rzecznik prasowy właściciela sieci funshopów.

Przy reklamowanych produktach faktycznie nie znajdujemy instrukcji dawkowania dla ludzi – są tylko ostrzeżenia. W niektórych miastach jak Gdańsk i Łódź zakazano reklamowania „dopalaczy”.

Przepisy „brania” kierowane są natomiast do „Speedozaurusów, Brechtozaurusów, Tripozaurusów, Hardcorozaurusów, Chillzaurusów” i innych przedstawicieli jakichś niby prehistorycznych stworzeń. Trzeba przyznać – właściciele sieci wiedzą, jak obchodzić przepisy, mają wyobraźnię i potrafią nabijać sobie kieszeń.

WALKA Z WIATRAKAMI

Sprawą zainteresowały się organy ścigania i politycy. W niektórych miastach jak Gdańsk i Łódź zakazano reklamowania „dopalaczy”. Władze Trójmiasta wysyłają do rodziców listy z ostrzeżeniem o zagrożeniu. W ubiegłym tygodniu rozpoczęto kontrole we wszystkich stacjonarnych sklepach z tymi produktami. Odpowiednie działania kontrolne wszczęły urzędy skarbowe, prokuratura i policja. Specjaliści mają także zbadać, czy w składzie chemicznym „dopalaczy” znajdują się środki odurzające i psychotropowe. W dalszej kolejności kontrola ma objąć sprzedaż „dopalaczy” w Internecie.

Pracownicy „funshopów” nie martwią się jednak o przyszłość. W proponowanych przez nich używkach prawdopodobnie nie ma zakazanych w Polsce składników – ich lista zamieszczona jest przecież w załączniku do obowiązującej dziś ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii (Ustawa z dnia 29 lipca 2005 r. Nr 179, poz. 1485 z późniejszymi zmianami). Również prace nad nowelizacją tej ustawy i wpisaniem na listę zakazanych środków psychotropowych substancji legalnie dziś sprzedawanych – w tym BZP – nie budzi wśród nich większych obaw.

– Jeśli prawo nakaże nam wycofać któreś z oferowanych obecnie produktów – mówi Piotr Domański – zrobimy to.

Producenci „dopalaczy” cały czas opracowują „lepsze receptury”. – Jeśli nie BZP, znajdzie się coś innego – mówią. Czy usiłowania rodziców i nauczycieli, aby posłowie „coś” zrobili, przyniosą skutek? Czy działania posłów pracujących nad projektem zakazu handlu tymi środkami okażą się efektywne? Czy raczej czeka nas kolejna społeczna choroba?

Zuzanna Smoleńska