Zdarza mi się w rozmowach z księżmi – mądrymi, uczciwie przeżywającymi swe powołanie – napotykać na opór, gdy pojawia się temat cudów. Bywa, że słyszę w ich głosie rezerwę, bywa chęć zakwestionowania z góry wszystkiego, cokolwiek zostanie powiedziane. A przecież od początku istnienia Kościoła cuda miały miejsce i z czasem teologowie musieli znaleźć klucz dla ich zrozumienia, a przynajmniej opisania.
Teologów zajmował przede wszystkim problem zdefiniowania cudu oraz pytanie, jak umieścić podobne wydarzenie w kosmologicznej i teologicznej wizji świata.
Pierwszą definicją, która na długie wieki zadomowiła się w teologii katolickej, była definicja sformułowana przez św. Augustyna w dziele zatytułowanym „De utilitate credendi” (O pożytku płynącym z wiary). Pisze on tak: „Cud jest to fakt wzniosły, nadzwyczajny, przekraczający możliwości [natury] i niespodziewany dla osoby, która go podziwia”. A w innym dziele, „Contra Faustum” (Przeciwko Faustowi) dodaje: „Nazywamy wielkim bądź cudownym coś, co Bóg czyni wbrew znanemu nam i zwyczajnemu biegowi natury”. Obie te definicje dały początek klasycznemu podziałowi cudów, jaki obowiązywał w teologii scholastycznej wieków średnich. Dzieliła ona cuda na trzy grupy: te, które mają charakter nadnaturalny (supra naturam), te, które dokonują się z pominięciem naturalnych przyczyn (praeter naturam) oraz te, które burzą naturalny porządek rzeczy (contra naturam). Do pierwszych można zaliczyć te fakty, które w porządku naturalnym w ogóle nie mogą mieć miejsca, jak na przykład zmartwychwstanie umarłych w dniu ostatecznym; do drugich – wydarzenia, które wprawdzie mogłyby się dokonać również w porządku natury (np. po zastosowaniu terapii bądź jakichś procesów chemicznych lub fizycznych), lecz w danym wypadku nie można stwierdzić żadnej naturalnej ich przyczyny; do trzecich natomiast – fakty, które zdają się sprzeciwiać naturalnemu porządkowi rzeczy, jak na przykład cudowne ocalenie wrzuconych do ognia młodzieńców (por. Dn 3, 22-24) lub dziewicze poczęcie i narodzenie Chrystusa.
Zwłaszcza ta ostatnia kategoria cudów narobiła w historii myśli ludzkiej nieco zamieszania. Otóż ideologowie doby oświecenia (zwłaszcza Jean-Jacques Rousseau), kpiąc z łatwowierności ludu chrześcijańskiego dowodzili, iż jest niedorzecznością intelektualną z jednej strony i religijnym bluźnierstwem z drugiej, przypisywać Bogu stworzenie natury oraz ustanowienie jej praw, a potem dowolne ich burzenie. Jeżeli zgodzimy się, iż Bóg działa przeciw naturze, to albo nie jest On twórcą jej niezmiennych praw i w konsekwencji coś takiego jak stworzona przez Niego natura nie istnieje, albo też jest On wewnętrznie sprzeczny, co poważnie narusza sensowność wiary.
Przygotowując się do tej wypowiedzi, jak zawsze kiedy spotykam się z trudnymi pytaniami, zajrzałem do dzieł św.Tomasza z Akwinu i znowu mój wielki współbrat przyszedł mi z pomocą. Znalazłem bowiem u niego nie tylko krytyczne rozwinięcie myśli augustyńskiej, ale także próbę odpowiedzi – i to z wyprzedzeniem czterech stuleci! – na zarzuty francuskich intelektualistów.
Otóż w jednym z artykułów swojej „Sumy teologii” św. Tomasz, wychodząc od Augustynowej definicji, rozwija swoją własną naukę na interesujący nas tutaj temat. Cud, według niego, to wydarzenie, które budzi podziw, ponieważ nie znamy jego przyczyn.
Należy jednak od razu wyłączyć z tej kategorii fakty, których przyczyny – choć zakryte dla przeciętnego człowieka – mogą być jednak poznane przez naukowców lub specjalistów.
Cudem jest jedynie takie wydarzenie, którego wyłącznym i absolutnym sprawcą jest Bóg.
Wielkość, niepowtarzalność lub niezwykłość cudu są cechami drugorzędnymi. Zaćmienie słońca, pomimo że budzi wielki podziw, a nawet lęk, nie jest dla Tomasza żadnym cudem, gdyż znane są, choć nie wszystkim, jego przyczyny. Natomiast uzdrowienie teściowej Apostoła Piotra z gorączki (zob. Mk 1, 30-31) jest cudem, choć to wydarzenie drobne, a nawet leżące w możliwościach rudymentarnej medycyny. Dlaczego? Bo jego autorem bezpośrednim i jedynym był Jezus Chrystus, a nie jakiekolwiek przyczyny naturalne.
Cud wcale też nie musi być niepowtarzalny: szereg ludzi zostało uzdrowionych przez cień przechodzącego Piotra (zob. Dz 5, 15).
Aby jakiś fakt można było nazwać cudem, musi on zachodzić w porządku natury, pomijając wszelkie jej możliwości. Dlatego też nie są, we właściwym tego słowa znaczeniu, cudami zjawiska takie, jak stworzenie świata czy usprawiedliwienie grzesznika, gdyż w tych przypadkach Bóg nie zastępuje żadnych naturalnych możliwości natury (fakty te bowiem są domeną łaski, a nie natury), lecz – jeśli można się tak wyrazić – od samego początku jest ich jedyną przyczyną. W takiej sytuacji należałoby raczej mówić nie tyle o cudach, co o tajemnicach wiary.
W omawianym przeze mnie fragmencie „Sumy”, św. Tomasz mówi więc jedynie o cudach „supra naturam” (choć nazwa „cud” nie jest tu w pełni adekwatna) oraz o cudach „praeter naturam”. Nic jednak nie wspomina o cudach z trzeciej kategorii: „contra naturam”. Zresztą, na ile zdołałem się zorientować, w całej „Sumie” nie ma o nich mowy, choć we wcześniejszych swoich dziełach – zwłaszcza w „Quaestiones de potentia” (Kwestie o mocy Bożej)4 – dominikański teolog o nich wspomina. Wydaje mi się, iż być może wskazuje to na fakt unikania przez św. Tomasza tego sformułowania, którego niezręczność zauważał. Jednak nawet we wspomnianym fragmencie z „De potentia” św. Tomasz przedstawia cuda „contra naturam” w sposób bardzo szczególny. Za przykład takiego cudu uznał on wspomniany przez nas wcześniej epizod z Księgi Daniela. Otóż Bóg, ratując trzech młodzieńców przed płomieniami, nie zniszczył ani nie zanegował natury ognia, czyli spalania, o czym na własnej skórze mogli przekonać się nieszczęśni słudzy złego Nabuchodonozora, którzy nazbyt blisko podeszli do rozpalonego pieca. Jednak w stosunku do trzech wybrańców skutki kontaktu z ogniem zostały zniesione, więc w pewnym stopniu zanegowane. Bóg więc nie tyle zadziałał „wbrew naturze” ognia, ile zawiesił niejako jego działanie w stosunku do trzech skazańców. Widać więc wyraźnie, że dla św.Tomasza sformułowanie „contra naturam” w przypadku cudów ma jedynie charakter umowny: to my, ze względu na skutki cudu oraz z naszego punktu widzenia, postrzegamy je jako „przeciwne naturze”, choć w swej istocie takie nie są. Ten rodzaj cudów stanowiłby więc raczej podzbiór kategorii cudów „praeter naturam”.
Mam nadzieję, że nawet to króciutkie przedstawienie myśli św. Tomasza pokazuje, jak wiele może on nam powiedzieć o chrześcijańskim rozumieniu zjawisk, jakimi są cuda. Niestety, filozofowie doby oświecenia wyrzucili św.Tomasza wraz z całą scholastyką na śmietnik. A szkoda!
Szkoda, bo jego teologia cudu nic nie straciła ze swojej aktualności. Oto jedna ze współczesnych definicji cudu, zaproponowana przez francuskiego teologa, René Latourelle: „Cud jest to nadzwyczajne wydarzenie o charakterze religijnym, które w porządku kosmicznym (człowiek i świat) jest wyrazem specjalnego i bezinteresownego działania Boga mocy i miłości, który kieruje do ludzi znak, zwiastujący obecność w świecie Słowa zbawienia”.5 Jeżeli uważnie ją przeanalizujemy, to odnajdziemy w niej wszystkie elementy, o jakich powiedzieliśmy wcześniej.
Paweł Krupa OP