O tajemnicy zmartwychwstania, cierpieniu, które nie jest kresem życia i nocy wiary, w którą Chrystus wnosi światło z abp. Marianem Gołębiewskim, metropolitą wrocławskim rozmawia Krzysztof Kunert
Zmartwychwstanie Chrystusa nie miało świadków. Nikt nie wie, w jaki sposób umarły w mękach Jezus przeszedł ze śmierci do życia. Wszystkie słowa, których chcielibyśmy użyć, aby spróbować wyobrazić sobie jak mogło się to stać, nie są w stanie zmieścić rozmiaru tej tajemnicy. Mimo iż minęło dwa tysiące lat, wciąż stojąc przed pustym grobem w wielkanocny poranek dziwimy się i pytamy: Jak to możliwe?
Krzysztof Kunert: – W przeddzień świąt Wielkiej Nocy chciałbym w rozmowie z Ekscelencją skupić się na tajemnicy Zmartwychwstania. W czym tkwi jego aktualność, jego dobra nowina dla współczesnego człowieka?
Abp Marian Gołębiewski: – Sedno odpowiedzi na Pana pytanie tkwi w wydarzeniu, jakim jest pokonanie śmierci. Spójrzmy na człowieka. Każdy z nas jakoś realizuje siebie, pracuje, ma różne plany i marzenia. W pewnym momencie swego życia dochodzi do progu, jakim jest śmierć. I nagle wszystko musi zostawić. A przecież nikt nie chce, aby na naszym grobie posadzono jedynie bratki. Dobra nowina, jaką niesie Zmartwychwstanie Chrystusa, polega na Jego zwycięstwie nad śmiercią, a w konsekwencji nad grzechem, grobem i szatanem. Chrystus wychodzi z grobu jako zwycięzca, jako Pan życia, jako Ten, który żyje i jest obecny w Kościele. A więc jest to przesłanie dla człowieka wszystkich czasów, które jest ciągle aktualne, imponujące, i co ważne, niezwykle radosne.
– Kardynał Ratzinger, diagnozując obecną sytuację, w jednej ze swych książek pisał, że w widzeniu współczesnego świata przyjmuje się założenie, że istnieje tylko to, co daje się obliczyć. Jak współczesnemu człowiekowi, człowiekowi nauki i techniki, osobie która wszystko widzi przez pryzmat „szkiełka i oka”, mówić o Zmartwychwstaniu?
– Zwróciłbym uwagę, że zagadnienia religijne nie są jednakowo przeżywane przez wszystkich ludzi. Nie odważyłbym się stwierdzić, że homo technicus jest pozbawiony metafizycznej wrażliwości, że jest zamknięty na transcendentny wymiar człowieka. Raczej zauważam, że wśród poważnych naukowców jest wielka otwartość na to, co nazywamy Bogiem, czy używając języka filozoficznego, Absolutem. Dotyczy to także modnej dziś bioetyki. Ci, którzy zajmują się biologią molekularną widząc 340 tys. razy powiększoną komórkę, mówią o niej jak o przepięknym świecie i wielkiej tajemnicy. A stąd już niedaleko to autentycznej wiary.
– A jeżeli ktoś tę wrażliwość na transcendencję zatracił?
– Nigdy nie wiemy, kiedy czas wiary nadejdzie. Zawsze potrzebne jest więc autentyczne głoszenie Słowa Bożego. Dodatkowo, jeśli ktoś został ochrzczony, wówczas pozostaje konkretny punkt odniesienia. A wtedy zawsze jest łatwiej. Nawet w przypadku całkowitego, wydawać by się mogło, oddalenia od Kościoła i zaniedbania wiary. Kiedyś taki moment następuje. Z doświadczenia duszpasterskiego wiem, że takim punktem powrotu może być śmierć osoby bliskiej. Trzeba wówczas być blisko i umieć zagospodarować Bożą prawdą taką osobę. Faktem jest, że pozostają jeszcze ci obojętni. Nie sądzimy ich, zostawiamy te sprawy Panu Bogu, który potrafi wprowadzić każdego człowieka na swoje ścieżki.
– Odnośnie do postawy obojętności pozwolę sobie na krótki cytat: „Może wydarzenie krzyża i Zmartwychwstanie nie jest dla młodzieży całkowitą fikcją – pisała na łamach Niedzieli Wrocławskiej jedna z dolnośląskich katechetek uczestnicząca w dyskusji nad recepcją prawd Wielkiej Nocy wśród młodzieży – Ale jest czymś tak odległym, że nie wiadomo, czy całkiem prawdziwym”.
– W naszym kręgu kulturowym postawy takie często wynikają z procesów laicyzacji, których przejawem może być praktyczna obojętność. Młodzi nie negują samego faktu historycznego, ale nie ma w ich życiu przełożenia nauki wiary na życie. Dlatego przechodzą obojętnie. Dostrzegając ten problem musimy jednak pamiętać, aby nie pozbawiać naczelnych prawd wiary podstaw historycznych. Na nich dopiero nabudowane są prawdy egzystencjalne, aktualne i pociągające człowieka w każdej epoce. Zmartwychwstanie Chrystusa niesie ze sobą ogromny potencjał i pozostanie w dziejach świata zawsze czymś niezwykłym. Dla każdego chrześcijanina Chrystus winien się jawić jako żywy, zmartwychwstały Kyrios, który nadaje kierunek dziejom świata. Jeśli dojdziemy do tego stwierdzenia, to prawda o Zmartwychwstaniu będzie bardzo nośna. Jeśli tej świadomości nie ma, a młodym ludziom, którzy się dopiero rozwijają często brak dojrzałości wiary, postawa obojętności staje się zrozumiała.
– W „Novo millenio ineunte” Jan Paweł II zauważa, że „kontemplacja oblicza Chrystusa nie może zatrzymać się na wizerunku Ukrzyżowanego, Chrystus jest Zmartwychwstaniem” – mówi papież. Czy uważa Ekscelencja, że współczesna droga wiary zachowuje równowagę między wydarzeniem Wielkiego Piątku a rzeczywistością Zmartwychwstania?
– Powiedzmy od razu na początek, że dopiero obie te rzeczywistości dają pełnię chrześcijaństwa. Ale prawdą jest, że w poszczególnych Kościołach prawdy te są inaczej akcentowane. W wielu wschodnich wspólnotach mamy drogocenny krzyż wybity perłami ale nierzadko brakuje na nim osoby Chrystusa. I to nie jest pełne chrześcijaństwo, bo krzyż bez Chrystusa jest okaleczeniem chrześcijaństwa. Natomiast w kościołach na Zachodzie, m.in. w Stanach Zjednoczonych na pięknych draperiach można spotkać samego Chrystusa, bez krzyża, którego ramiona zostały zakryte. To też nie jest pełnia. Syntezy należy zatem szukać przez drogę krzyża do Zmartwychwstania. Gdybyśmy utknęli w cierpiętnictwie, tylko krzyż i umartwienie, zredukowalibyśmy naszą wiarę o istotny walor – chwałę Zmartwychwstania – i -pozbawilibyśmy się tego, czego doświadczyli apostołowie i pierwotny Kościół. Zwróćmy uwagę, że dawniej w okresie wielkanocnym chrześcijanie nie pościli. Była to jedna, wielka pascha. I musimy wciąż na nowo, pomimo świadomości trudności psychologicznych i kulturowych, zabiegać o tę równowagę.
– Niezrozumienie wydarzenia Wielkiej Nocy pogłębiają rozwijające się w życiu społecznym tendencje do wypierania z niego cierpienia i śmierci. W szkołach słyszy się argumenty rodziców, którzy odmowę udziału swych dzieci w nabożeństwach Drogi Krzyżowej uzasadniają możliwą traumą.
– Jako chrześcijanie nie chcemy głosić cierpiętnictwa. Ale wszyscy musimy mieć świadomość, że w życie człowieka wplątane jest cierpienie. Troska rodziców, skądinąd słuszna, w tym wypadku jest nie na miejscu. Wtajemniczanie dziecka w ludzkie życie, również przez kapłanów, ma wiele racji. Nie tylko bowiem przygotowuje dzieci do życia, także do cierpienia, ale nadaje mu głębokie znaczenie. Jak inaczej, bez Chrystusa, zrozumieć cierpienie? Tylko w Nim ludzki krzyż nabiera właściwego sensu.
– Wychodząc od źródeł biblijnych powiemy, że wiara w Zmartwychwstanie Chrystusa, opierała się na wiarygodności świadków, osób, które potwierdzały, że widziały Go jako Zmartwychwstałego. Czy i dziś jest podobnie, czy potrzebujemy świadków Zmartwychwstania. Kim oni są?
– Jeśli ktoś dziś głosi Ewangelię i czyni to w sposób autentyczny wierząc w to, co głosi, jest autentycznym świadkiem Zmartwychwstania. I nic nie zastąpi prawdziwego świadka wiary. Ani najlepsze tłumaczenia Pisma Świętego i komentarze biblijne, ani wspaniałe księgi liturgiczne oprawione w złoto. Na tym właśnie polegało oddziaływanie pierwszych chrześcijan, którzy idąc na męczeństwo i widząc czekające na nich zwierzęta szli tam całkowicie radośni. Po ludzku był to skandal, ale równolegle najmocniejszy dowód na Zmartwychwstanie. I tak jest po dziś dzień, i tak zostanie do końca Kościoła. Możemy zapytać: Dlaczego mamy takie problemy w Kościele zachodnim? Prawdopodobnie nasze świadectwo jest za mało autentyczne, nie jest tak żywe i silne, aby działało w sposób porażający na drugiego człowieka.
– Dziś także, podobnie jak przed XX wiekami, świadkom Zmartwychwstania towarzyszą antyświadkowie, którzy prawdzie Zmartwychwstania chcieliby zaprzeczyć. Ich świadectwo podane jest często w atrakcyjnej formie. Wspomnę choćby książkę, a potem film „Kod Leonarda da Vinci”. Jaka powinna być nasza odpowiedź?
– Ci, którzy się na tym znają, bibliści, z tego typu książek i filmów co najwyżej się śmieją. Powinni też, co w tym wypadku było czynione, demaskować nieprawdę. Natomiast przeciętnemu człowiekowi radziłbym jako antidotum, lekturę Pisma Świętego, studium pism Ojców Kościoła oraz zaznajamianie się np. z homiliami papieskimi. Niestety, prawdą jest, że wierni nie mają jeszcze wystarczającej świadomości wiary, zrozumienia chrześcijaństwa, i na tym żerują tego rodzaju produkcje. W Polsce prawie wszyscy są ochrzczeni, ale w wielu przypadkach razi brak konsekwencji przyjęcia chrztu. Tu leży problem, który polega na braku aktywizacji i rozwinięcia tych treści, które niesie ze sobą ten sakrament. Przypominam sobie rozmowę Jana Pawła II z francuskim filozofem Andre Frossardem, który pytał papieża o kryzys wiary w jego życiu. Ojciec Święty odpowiedział wówczas, że nie miał żadnych kryzysów religijnych, gdyż był wychowany w rodzinie katolickiej. Ale powiedział też wówczas, że w dojrzałym życiu swoje chrześcijaństwo musiał świadomie potwierdzać. Tego brakuje naszym wiernym, których edukacja religijna kończy się często na katechezie w szkole. I nad tym problemem, niedojrzałości w wierze my, duszpasterze, musimy się poważnie pochylić.
– Na koniec w związku ze zbliżającymi się świętami Wielkiej Nocy proszę przyjąć od redakcji „Niedzieli Wrocławskiej” życzenia wszelkich łask i błogosławieństwa Zmartwychwstałego. Chrystus Zmartwychwstał!
Tekst pochodzi z Tygodnika Katolickiego”Niedziela”.