Jezus zostaje obciążony krzyżem.
Nie próbuj dźwigać krzyża Jezusa, nie dotykaj ciężaru, którego nie jesteś w stanie unieść. Gdybyś był w stanie, Jezus nie musiałby przychodzić na ziemię i oddawać swojego życia. Możesz tylko za Nim iść.
Piłat podjął właśnie ostatnią próbę uwolnienia Jezusa. Wybrał jednego z najgorszych złoczyńców, jakich znała Jerozolima. Postawił go naprzeciw niewinnego, zbitego do krwi Jezusa. W głębi duszy pomyślał, że tak silny kontrast nie może pozwolić wybrać inaczej. Próbował manipulować, bo nie zdobył się na odwagę, by jawnie stanąć w obronie Jezusa. Jakież było jego zdziwienie, gdy ludzie krzyczeli: „Oddaj nam złoczyńcę! Chcemy, by żył pośród nas, zgładź Jezusa!”.
Krzyczeli zaślepieni zemstą, mniemając o swojej nieomylności. Krzyczeli podburzani przez faryzeuszów, którzy władzę daną im od Boga wykorzystali przeciwko Niemu, wykorzystali ją tak ostatni raz, gdyż za chwilę Jezus na krzyżu odbierze od Ojca wszelką władzę, jaka istnieje, nad życiem i śmiercią.
Ile osób zastanowiło się, co krzyczy, co popiera? Wielu z nich robiło to za resztą tłumu, ich serca skażone były chęcią przypodobania się elicie. Zadali Piłatowi ostateczny cios w jego kruche ego: „Nie jesteś przyjacielem Cezara”. Ale co to za przyjaźń, która budowana jest na strachu i poniżeniu? Wtedy na barki Jezusa włożono krzyż, a Barabasza uwolniono.
Jezus to wszystko obserwował, stojąc na schodach pretorium. Po ciosie od Judasza i Piotra przyszedł czas na cios od ludzi, których jeszcze kilka godzin wcześniej uzdrawiał. Zapewne wiele twarzy wśród tłumu było Mu znanych, było tam wielu sąsiadów. Każdy Go za coś sprzedał, za święty spokój – za wartości o wiele mniejsze niż 30 srebrników.
Kiedy włożono na Jego ramiona belkę krzyżową, może tak naprawdę pomyślał, że ten kolejny ciężar pozwoli Mu nie myśleć o ciosach, jakie otrzymał od bliskich Mu ludzi. Może w tym czasie była ona błogosławiona, odwróciła uwagę od rozmyślania, uwolniła serce od nienawiści, pozwoliła nie skupiać się na sobie. To takie ludzkie pragnienia w chwili cierpienia.
Ci, którzy naprawdę Go kochali, milczeli. Nie robili tego ze słabości, ale właśnie dlatego, że Go słuchali. Przyjęli wcześniej wszystkie Jego nauki, zrozumieli wypełniające się Pismo. Nie podnieśli ręki na przeciwników, nie oddali im tym samym, nie zniżyli się do poziomu nienawiści. Jedyne, co mogli zrobić, to towarzyszyć Jezusowi. I dali tym świadectwo, bo idąc za Jezusem, byli tak samo nieczyści i skazani jak On.
Nie próbuj dźwigać krzyża Jezusa, nie dotykaj ciężaru, którego nie jesteś w stanie unieść. Gdybyś był w stanie, Jezus nie musiałby przychodzić na ziemię i oddawać swojego życia. Możesz tylko za Nim iść i patrzeć na to cierpienie, nie ukrywać się przed Jego widokiem, nie zamykać oczu, ale patrzeć, co uczyniły twoje grzechy. To prawdziwa godność dziecka Bożego. Nie jest w stanie odebrać ci jej nawet krzyż, przyjaźń ze skazańcem i oglądanie owocu własnej grzeszności.