Wielu katolikom procesja organizowana w Boże Ciało kojarzy się z uciążliwym obowiązkiem. Jest gorąco albo pada deszcz, a tu proboszcz każe chodzić po ulicach z pieśnią na ustach i do tego klękać na asfalcie. Spróbujmy więc spojrzeć na to wydarzenie trochę inaczej.
Po pierwsze wyobraź sobie, że procesja symbolizuje twoje życie tu na ziemi. Kościół naucza, że nasza ziemska egzystencja to nieustanne pielgrzymowanie ludu Bożego. A człowiek – homo sapiens – to przede wszystkim homo viator, czyli człowiek drogi. Ten swoisty wielobarwny pochód ulicami miast i wsi ma ci przypomnieć, skąd pochodzisz, dokąd zmierzasz i jaki jest sens twojej wędrówki.
Po drugie uświadom sobie to, co Kościół tego dnia świętuje. Czyli, że Chrystus w cudowny sposób obecny jest w Eucharystii. Nie widać tego, nie czuć – to przedmiot naszej chrześcijańskiej wiary. Nawet jeśli masz trudności z przyjęciem tego faktu, to idź w procesji w duchu się modląc słowami z Ewangelii: „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!” (Mk 9,24) lub słowami Apostołów skierowanymi do Jezusa: „Przymnóż nam wiary!” (Łk 17,5).
Po trzecie zauważ fakt, że z powyższego wynika, iż ta procesja jest pielgrzymowaniem ludu, na którego czele idzie sam Bóg. Niesiona na czele pochodu monstrancja z Najświętszym Sakramentem mówi nam dobitnie, że w tej ziemskiej wędrówce mamy przewodnika nie byle jakiego. Jedni za liderów mają polityków lub artystów, inni idoli różnych subkultur, a my – chrześcijanie – idziemy za przewodnikiem doskonałym.
Po czwarte doceń ten wydawałoby się oczywisty fakt, że przez chrzest jesteś pełnoprawnym członkiem tej wędrującej wspólnoty. Rozejrzyj się na prawo i lewo, obok ciebie idą siostry i bracia, którzy niosą w sobie tę samą wiarę, co ty. Może was różnić wszystko: status materialny, poziom wykształcenia czy sympatie partyjne, ale wobec Przewodnika wszyscy jesteśmy równi i wszyscy nazywani jesteśmy jego przyjaciółmi.
Po piąte zwróć wagę na cztery ołtarze ustawione przy lokalnych drogach. Cztery ołtarze jak cztery strony świata, cztery czytania z czterech Ewangelii – razem dają całość, pełnię. Procesja jest więc symbolicznym obejściem całego świata (przestrzeń) i przeżyciem całego życia (czas), gdzie początkiem i końcem wędrówki jest świątynia, w której mieszka Bóg. Wszak nasze chrześcijańskie życie w świątyni się rozpoczyna (chrzest) i w świątyni kończy (pogrzeb).
Po szóste przypomnij sobie biblijną opowieść z Księgi Rodzaju, jak Bóg przechadzał się po ogrodzie Eden, gdzie wszystko było dobre. Po grzechu pierworodnym sytuacja jest inna. Zło zadomowiło się w świecie. Procesja Bożego Ciała w jakiś sposób jest chrześcijańską tęsknotą za utraconym rajem, za tym by w Bożym towarzystwie spacerować po bezgrzesznej ziemi. Dlatego symbolicznie obchodzimy cały świat, mając Boga za przewodnika, by jego świętością ten świat „zarazić” i przebóstwić.
Mówiąc współczesnym językiem procesję Bożego Ciała można by nazwać super-performancem, który ogniskuje w sobie oraz wyraża istotę katolickiego pojmowania świata i życia. Lubimy dziś wszelkie uliczne akcje, głośne manifestacje i flash-moby. Kościół wymyślił swój oryginalny i niepowtarzalny performance kilkaset lat temu, czyli zanim to stało się modne.
Konrad Sawicki – www.deon.pl