Pod tym mianem „Ćwiczenia Duchowe” rozumie się wszelki sposób odprawiania rachunku sumienia, rozmyślania, kontemplacji, modlitwy ustnej i myślnej i inne działania duchowe, jak o tym będzie dalej mowa. Albowiem jak przechadzka, marsz i bieg są ćwiczeniami cielesnymi, tak te nazywa się ćwiczeniami duchowymi (św. Ignacy Loyola).
Ignacy zaczyna książeczkę Ćwiczeń Duchowych (ĆD) od bardzo dosadnego stwierdzenia: to są ćwiczenia! Wszystkie metody i środki opisane później trzeba rozumieć w kategoriach ćwiczenia się, wewnętrznej pracy nad sobą: nad swoim charakterem, talentami, słabościami i relacją z Bogiem. Z prostego porównania do ćwiczeń fizycznych wynika kilka bardzo realistycznych prawd, na które musimy się zgodzić, jeżeli chcemy w ogóle jakkolwiek wewnętrznie się rozwinąć. Oto kilka z nich:
Systematyczność – nie ma realnego rozwoju bez ćwiczeń, które odbywają się systematycznie. Ciało musi się przyzwyczaić do rytmu ćwiczeń aby nastąpił rozwój. Zaniedbanie ćwiczeń sprawia, że przy kolejnej serii treningów ciało musi najpierw powrócić do swojej poprzedniej kondycji (co zabiera trochę czasu) i dopiero potem na nowo się rozwija. Podobnie żaden nawyk nie zakorzeni się w nas bez regularnego ćwiczenia, a dłuższe przerwy w nabywaniu nawyków sprawiają, że trzeba zaczynać od nowa. Owoce Ćwiczeń Duchowych (duchowe i psychiczne) również osiągamy stopniowo (!) przez systematyczne ćwiczenia.
Powtarzanie – ilość ćwiczeń duchowych jest skończona. Błędem jest myślenie, że po pojedynczym wykonaniu każdego z nich zdobędziemy wszystkie owoce ĆD. To tak, jakby ktoś chciał zrobić jedną pompkę, jeden przysiad, itd. i myślał, że już osiągnął pełnię swoich fizycznych możliwości. Ćwiczenia duchowe muszą nam wejść w krew, musimy je powtarzać, żyć nimi na co dzień. Każde powtórzenie ćwiczenia zmienia nas na coraz głębszym poziomie. Jako że nasze życie płynie i codziennie jesteśmy nieco innymi ludźmi, za każdym razem wchodzimy w poszczególne ćwiczenia z nowym doświadczeniem i wyciągamy z nich coraz to nowsze owoce.
Wysiłek – prosta uwaga. Ćwiczenia duchowe będą nas kosztowały bardzo dużo wysiłku. Będziemy musieli walczyć o czas i odpowiednie miejsce. Każde ćwiczenie będzie prowadziło nas do rozwoju, a rozwój boli: stare tkanki obumierają na rzecz nowych, stary człowiek obumiera a rodzi się nowy. Podczas ćwiczeń pozwalamy Duchowi Świętemu dotykać naszych ran, zniewoleń, schematów myślowych, itp., a On zaczyna je wszystkie poruszać. Dotknięte rany bolą a ruszone schematy myślowe – burzą się. Będą też godziny posuchy, gdy będziemy czuli, że nic się nie zmienia. Nic to nowego, każdy sportowiec z tym się mierzy.
Ciągły rozwój – nie ma końca ćwiczeń, tak jak nie ma końca treningu. Jeżeli chcemy trzymać formę fizyczną, musimy utrzymywać stały trening. Jeżeli chcemy trzymać formę duchową (trwałą i żywą relację z Bogiem, wrażliwość na Jego Ducha), musimy kontynuować ćwiczenia. Ćwiczenia są więc stylem życia, narzędziem które czyni nas nieustannie duchowo sprawnymi, gotowymi na realizację Bożych natchnień.
Trener – przydałby się ktoś, kto pomaga mi w treningu duchowym. Ktoś, kto pomoże mi zrozumieć kolejne etapy ćwiczenia się, przejść przez momenty krytyczne, rozwinąć mój osobisty, specyficzny rodzaj relacji i współpracy z Bogiem.
Wojciech Werhun SJ
Tekst pochodzi z bloga cwiczeniaduchowe.blog.deon.pl