Uzależniony od heroiny Darek wyszedł z nałogu bez odwyku – dzięki Maryi i różańcowi.
Dzieci państwa Leśniewskich – Darek, Agata i Jacek – wychowywały się w duchu katolickim. – Kiedy Darek był mały, należeliśmy do Kościoła Domowego Ruchu Światło-Życie – mówi Sławomir Leśniewski. – Wyjeżdżaliśmy na rekolekcje, na święta Bożego Narodzenia zawsze gościł u nas ksiądz, sam Darek służył do Mszy św. – wspomina pan Sławomir. Współparafianie nie mogą się ich nachwalić: pan Sławek to taki pomocny, zawsze wesprze, pokrzepi, a jak sam nie może, to odsyła do Pana Boga – nigdy nie zostawi w potrzebie. „Albo się wierzy, albo nie” – zwykł mawiać pan Sławomir. Dają wspaniałe świadectwo wiary dzieciom. – Jeśli one widzą nas rozmodlonych, z różańcem, nie musimy im mówić o wierze, bo ją widzą. Wystarczy, że będą naśladować – mówi pan Leśniewski. I nagle cios: syn uzależnił się od heroiny. Zaczął za namową kolegów. Przede wszystkim jednak chciał uniknąć wojska, a wiadomo, że narkomanów nie biorą. Na komisji wojskowej wykryto u niego obecność opiatów i został zdyskwalifikowany. Do wojska .nie poszedł, ale do normalnego życia też długo nie wracał. – Nie mogłem zrozumieć, dlaczego syn zszedł na złą drogę – mówi Sławomir Leśniewski. – Zastanawiałem się, dlaczego to się przytrafiło nam, którzy tak głęboko wierzymy w Boga. Państwo Leś-niewscy jednak nie oskarżali Boga o to, co ich spotkało. Przeciwnie: dużo modlili się w intencji syna. Prosili wszystkich znajomych, by także nie zapominali o nim w swoich modlitwach.
– Branie to potworny ból. Niekończący się ból. Trwa do czasu, aż weźmie się następny raz. Zaraz potem człowieka na powrót ogarnia ten sam ból. Wydaje się, że nie ma od niego ucieczki – przyznaje pan Sławomir, który był świadkiem cierpienia swojego syna. By go ratować, postanowił pojechać do Medziugorie. Jest tam dom duszpasterstwa dla osób uzależnionych. Darek został w domu z mamą. Byt wtedy trzy dni po odtruciu. Mógł wyjść z domu po zrobieniu testu na obecność opiatów i wzięciu blokera. Pasek testowy zanurzył w herbacie, test wyszedł negatywnie, mama dała mu bloker, wyszedł z domu. Poszedł prosto do kolegów – po kolejną porcje heroiny. Wziął.
– W nocy doszło do zatrzymania akcji serca. Poczuł, że umiera. Bał się przeraźliwie – wspomina pan Leśniewski. Błagał mamę, żeby się za niego modliła. Nie chciał umrzeć. Matka dała mu wtedy różaniec, który dostał z okazji Pierwszej Komunii św. Uklękli. Modlili się przez kilka godzin. Darek usnął na klęczkach.
Kiedy się obudził, był nowym człowiekiem. Zniknęły objawy uzależnienia. Niepotrzebny był odwyk! Po kilku dniach Darek oświadczył rodzicom: „Wyjeżdżam na działkę”. Przerażeni, że może to nałóg na powrót go dopadł, uspokoili się, gdy usłyszeli: „Wyjadę, zaszyję się tam na jakieś pół roku z dala od kolegów, którzy mnie w to wciągnęli. Tak łatwiej mi będzie nie ulec pokusie”. Zaufali mu. Wyjechał.
Od tamtego zdarzenia minęło już 10 lat. Po powrocie z działki od razu podjął pracę, cztery lata później się ożenił. – Nie jest może tak blisko Kościoła, jakbyśmy chcieli – mówi pan Sławomir. – Aleja nawróciłem się na głęboką wiarę w wieku trzydziestu paru lat. On ma dopiero 29, więc ma jeszcze trochę czasu. Najważniejsze, że jest „czysty”.
Monika Odrobińska
Tekst pochodzi z Tygodnika”Niedziela”
23 maja 2010