Grzech w XXI wieku?
Kiedy mówi się dzisiaj słowo „grzech”, u bardzo wielu ludzi budzi to uśmiech politowania. Grzech? W XXI wieku? Już nawet w poprzednim stuleciu śmiano się z tego pojęcia.
To jest prosta konsekwencja tego, że nie uznaje się prawdy przypomnianej przez bł. Jana Pawła II – prawdy, która jest czymś oczywistym, przynajmniej dla nas, wierzących. Bóg stworzył świat i swemu rozumnemu stworzeniu nadał pewne prawa, których człowiek miał przestrzegać, aby dobrze wypełnił swoje zadania. Poprzez przezwyciężenie problemów i kłopotów, które istnieją na tym świecie i są skutkiem grzechu pierworodnego człowiek ma dojść do wiecznej szczęśliwości w niebie. To może wygląda trochę stereotypowo, ale naprawdę o to chodzi. My dążymy do szczęścia i chcemy go, a wszystkie nasze poszukiwania na ziemi (nawet czasem nieetyczne) nie mają na celu niczego innego, jak tylko tego, że człowiek – dłużej czy krócej – chce być szczęśliwy.
Czasem człowiek myśli bardzo długofalowo, i postępuje tak, żeby zapewnić sobie szczęście teraz i w przyszłości. A czasem nie myśli o tym, co będzie dalej, a jedynie skupia się na tym, żeby było mu dobrze w danej chwili, czasami za wszelką cenę.
Napis „nie dotykać”
Czym właściwie jest grzech? Jak mówi katechizmowa definicja, jest to przekroczenie prawa Bożego i kościelnego, a grzech śmiertelny w rzeczy ważnej – to znaczy takiej, która powoduje wielki nieład wewnętrzny i nieład w otoczeniu. Jeżeli uznaję, że Bóg jest i ma prawo żądać i wymagać, to jasne jest, że jeśli przekroczyłem zalecenia Boga, sprzeciwiłem się Jego woli, to muszę być gotów ponieść konsekwencje swoich czynów.
Jeżeli na słupie elektrycznym widzimy napis „nie dotykać”, a mimo wszystko sprawdzamy, czy to faktycznie niebezpieczne to ponosimy ryzyko zamienienia się w węgielek. Człowiek, który popełni grzech ciążki staje się trochę takim węgielkiem. To znaczy, że przekraczając przykazania Boże, człowiek stawia się w ten sposób ponad Boga. Trzeba jednak wiedzieć, że jedynie dobrowolne i świadome przekroczenie przykazania w rzeczy ważnej oddziela człowieka od Pana Boga. Jeżeli niedobrowolnie, ale w sposób przymuszony przez kogoś, albo nieświadomie – to jest wówczas inna sytuacja. Mówi się, że gdyby ludzie wiedzieli naprawdę, czym jest kara wiecznego odrzucenia, zapewne wiele razy zastanowiliby się zanim złamaliby jakiekolwiek przykazanie, zanim opuściliby Mszę Świętą w niedzielę, ukradli czy popełnili inny grzech.
Tak naprawdę ludzie są jak małe dzieciaki, które nie do końca zdają sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów, nie mają pojęcia, co to jest prawdziwa miłość Boga do człowieka wyrażona przez krzyż.
Z ufnością wracać na drogę wskazaną przez Boga
Konkludując, nie zwalamy winy na Pana Boga ani na Kościół. Jeśli żyjemy w świadomości, że Bóg jest, że wyznaczył pewną drogę postępowania, a człowiek świadomie i dobrowolnie od tej drogi odchodzi, to popełnia grzech śmiertelny albo ciężki. To jest równoznaczne z tym, jakby zadał śmierć duszy.
Na szczęście jesteśmy poddani miłosierdziu Bożemu, mamy możliwość podniesienia się po każdym takim ciężkim grzechu. Nie życzę ani sobie ani nikomu innemu, popełniania grzechów ciężkich, a z całego serca życzę, że jeśli coś takiego się przytrafi, żebyśmy z ufnością wrócili na drogę wskazaną przez Boga. Dopóki ruszamy rękami, nogami, rozumem i sercem, zawsze możemy liczyć na miłosierdzie Boże.
o. Leon Knabit OSB