A nie odwrotnie
Pewna pani przyszła do księdza z prośbą, by poświęcił jej Pismo Święte. Zdziwiła się, gdy odpowiedział, że ono święte już jest i że mógłby poświęcić nim wodę, a nie odwrotnie. Jak widać, wyrażenie „Pismo Święte” traktuje się potocznie jako nazwę, nie myśląc o jego sensie.
Co zatem znaczy: Pismo Święte. Czym różni się ono od innych książek? „Pismo” oznacza tutaj: 'to, co napisane, tekst’. Piszemy je wielką literą jako nazwę własną, ale także dla okazania szacunku i podkreślenia wyjątkowości tekstu. Odpowiada to akcentowi położonemu na słowo „Pismo” w wypowiedziach Pisma Świętego. Wyczuwamy go w często pojawiającym się w Biblii zwrocie: „mówi Pismo”.
Przymiotnik „święty” pojawia się przy tej okazji tylko wyjątkowo, w wyrażeniu „Pisma święte” w Drugim Liście do Tymoteusza (3,14). Zaraz też pada tam stwierdzenie, że są one natchnione przez Boga (2 Tm 3,16; por. 2 P 1,20-21). Dlatego starożytni chrześcijanie, wyczuleni na wagę Pisma, mówili chętnie właśnie Pismo Święte, po łacinie Scriptura Sacra.
Drugi tytuł, Biblia, znaczy po grecku tyle co 'księgi’, i również pojawia się w tekście biblijnym. Czasem spotykamy wprost sformułowanie „Księgi Święte” (1 Mch 12,9; 2 Mch 8,23). Starsze polskie wydanie protestanckie nosiło, i słusznie, tytuł „Biblia Święta”.
Co to jest ta świetość?
Potoczne rozumienie słowa „święty” może być mylące. Oznacza ono ludzi żyjących pobożnie i moralnie, jak też rzeczy wzniosłe, świątobliwe i pobożne. Wtedy okazuje się, że Biblia zawiera wiele opisów rzeczy zwyczajnych, zdarzeń dramatycznych, złych czynów – co gorszy czytelnika oczekującego nabożnej czytanki.
Dość często święte i sakralne jest przeciwstawiane świeckiemu i codziennemu. Wtedy święte jest to, co niedotykalne, tabu, albo też odległe od życia. I temu pojmowaniu Biblia nie odpowiada, gdyż powinna mieć i ma żywy kontakt z codzienną rzeczywistością. Ma być otwierana, a nie tylko adorowana. „Bierz i czytaj!” – usłyszał św. Augustyn.
Tymczasem w samej Biblii, a także w całym świecie starożytnym, święte jest raczej to, co jest blisko bóstwa. Świętość oznacza uświęcenie obecnością bóstwa, konsekrację, wyniesienie.
Sam Bóg jest święty, to znaczy wzniosły i doskonały, ale przecież nie odległy od świata: Tak bowiem mówi Wysoki i Wzniosły, którego stolica jest wieczna, a imię Święty: zamieszkuję miejsce wysokie i święte; ale: Jestem z człowiekiem skruszonym i pokornym (Iz 57, 15). Zarazem świętość Boga ma wymiar moralny: Bóg święty przez sprawiedliwość okaże swą świętość (Iz 5, 16).
Odblask Bożej świętości
Święte jest następnie to, co należy do Boga: świątynia i elementy kultu. O ludziach mówi się tak rzadko, chodzi wtedy o tych, którzy są szczególnie blisko Boga – najbardziej oczywiście Jezus. Bliskość ta jest bowiem istotą świętości, reszta to jej zewnętrzne objawy.
Pismo jest więc święte dlatego, że, zawierając Słowo Boże, stanowi odblask Bożej świętości. Głosi Boga i tchnie Bogiem. Jego teksty od Boga pochodzą; czytając je, dotykamy boskiej rzeczywistości, choć za pośrednictwem ludzkich słów. Utwory biblijne odznaczają się wyjątkową więzią z Bogiem – źródłem życia, dobra i świętości.
Starożytni chrześcijanie porównywali Pismo Święte do Chrystusa. Raz, że jego nieznajomość jest nieznajomością Chrystusa (św. Hieronim). Dwa, że w Chrystusie Bóg stał się człowiekiem, a w Piśmie Świętym Słowo Boże wyraża się przez słowa ludzkie (św. Jan Chryzostom).
To Bóg jest autorem Pisma Świętego. Nie w tym sensie, by prowadził rękę pisarza, ale w tym, że powstanie ksiąg biblijnych zamierzył i sprawił, jak też zagwarantował ich prawdziwość. Dlatego czytamy o nich: mogą napełnić cię mądrością prowadzącą do zbawienia przez wiarę w Chrystusie Jezusie (2 Tm 3,15). Zaznaczmy tylko, że ze względu na niedoskonałość ludzkich współautorów pełną prawdę zawiera Pismo Święte jako całość.
O Duchu Świętym można powiedzieć, że jest zarazem Duchem uświęcenia (Rz 1,4), gdyż napełnia Kościół i pojedynczego człowieka Bożą obecnością. Pismo, będąc Świętym, też służy uświęceniu ludzi, w najgłębszym sensie zbliżenia ich do Boga. Nie będąc świętymi, nie powinniśmy może o tym za wiele mówić, ale przecież jest jasne, że kontakt ze słowem biblijnym sprzyja czystszemu myśleniu i lepszemu postępowaniu. Prowadzi nas we właściwą stronę: ku górze, a nie na manowce.
Cześć dla Pisma Świętego
Świętości Biblii powinna odpowiadać cześć dla niej. Nie chodzi tu sam kult zewnętrzny. Czcimy Pismo Święte czytając je i uznając, interesując się nim i inspirując, kształtując w oparciu o nie swój umysł, sumienie i poglądy. List do Rzymian wspomina rozumną służbę Bożą (12,1). Nie jest słuszne przeciwstawienie nauki i modlitwy, sali wykładowej i podręcznika z jednej, a kaplicy i książki do nabożeństwa z drugiej. Do Boga prowadzi poznawanie prawdy we wszelkich postaciach, a już szczególnie prawdy biblijnej.
Ważne jest oczywiście także uczczenie Pisma Świętego publicznie. Dokonuje się to na co dzień przez czytania liturgiczne. Warto też pamiętać, że teksty mszalne i inne zawierają wiele odniesień i cytatów biblijnych, są nimi utkane. We Mszy Świętej modlimy się biblijnie.
Są też czynności liturgiczne wprost eksponujące Pismo Święte. Można błogosławić lud Ewangelią przed jej odczytaniem – co akcentuje liturgia wschodnia. Przy nabożeństwach biblijnych dokonuje się uroczystego wniesienia i intronizacji Pisma Świętego. Można je umieścić na ołtarzu, co praktykują protestanci. Sobór powszechny w Nicei w 787 r. stwierdził: „Oddaje się hołd przez ofiarowanie kadzidła i zapalanie świateł przed wizerunkami drogocennego i ożywiającego krzyża, świętymi Ewangeliami i innymi świętymi obrazami”.
Krzyż, Biblia i ikona powinny być więc przedmiotem hołdu chrześcijanina, ponieważ stanowią widoczne znaki obecności i zbawczego działania Boga w Chrystusie. Obawiać się można, że Pismo Święte jest dziś pod tym względem zaniedbywane.
Lekceważenie Pisma Świętego
Wydaje się, że brak znajomości Pisma Świętego i szacunku dla niego ma w dzisiejszym świecie wiele stopni. Najprostszy przykład to pokryte kurzem egzemplarze w domowych biblioteczkach katolików. Ale także zaglądając do Pisma Świętego wierny i teolog może pójść w złą stronę.
Najpierw wtedy, gdy traktuje Pismo Święte tylko jako dokument przeszłości, źródło wiedzy o starożytnym judaizmie i chrześcijaństwie albo też pomnik literatury. Streścił ten problem C. S. Lewis, zauważając, że uczony skupiony na „historycznym punkcie widzenia”, czytając dawną księgę nie zadaje sobie podstawowego pytania: „Czy to jest prawda?”. W przypadku Pisma Świętego rzetelne poznawanie jego treści wymaga oczywiście wiedzy historycznej. Wiara w prawdziwość i świętość Pisma Świętego wymaga jednak następnie, by jego prawidłowo ustaloną treść przyjąć za prawdziwą.
Inny błąd to czytanie Pisma Świętego pod kątem potrzeb dzisiejszych, choćby kościelnych i teologicznych. Wtedy świadomie lub nieświadomie przyznaje się im pierwszeństwo, traktując Pismo Święte jak kamieniołom, z którego wybiera się według potrzeb. Stosowanie Biblii do życia dzisiejszego powinno przebiegać w odwrotnym kierunku. Po ustaleniu pierwotnego sensu tekstu trzeba zapytać, jaki ma to odpowiednik dzisiaj. Objawem niedoceniania Pisma Świętego bywa też skupienie uwagi na nowszej nauce Kościoła, z pominięciem jej zasadniczego, natchnionego źródła.
…jak bluźnierstwo
Następnie widzimy odejście od Pisma Świętego przy kształtowaniu życia społecznego. Parlamentarzyści w większości podają się za katolików, ale czy starają się oprzeć życie publiczne i gospodarcze na przykazaniu „Nie kradnij” i zakazie pożądania rzeczy cudzych? Biblijnych poglądów na państwo i prawo, na przykład krytyk nadużywania władzy i zdzierstwa podatkowego, zapewne w ogóle nie znają.
Charakterystycznym przykładem jest uchwalony ostatnio absurdalny zakaz dawania dzieciom klapsa, podczas gdy Pismo Święte uznaje kary fizyczne za potrzebne, gdyż miłość i wychowanie nie oznaczają bynajmniej pobłażania (por. Prz 13, 24; 22, 5; 23, 13-14; Syr 30, 1. 8-9; 22, 6). Ale jak widać, dla nominalnych katolików większym autorytetem jest pseudopedagogika permisywna, wywodząca się od Rousseau (który swoje dzieci, zresztą nieślubne, zaraz po urodzeniu oddawał do przytułku). Jej odrzucanie bywa przyjmowane przez postępowców jak bluźnierstwo.
Jesteśmy też świadkami ataków laickich ideologów na Pismo Święte. Typowe sposoby są dwa. Po pierwsze, pomija się, że właśnie ono ogłosiło ludzkości miłość bliźniego, wartość, godność i prawa każdego człowieka, potrzebę sprawiedliwości i miłości w życiu społecznym. Natomiast wynajduje się fragmenty pokazujące brutalność wojny w czasach starożytnych czy coś w tym rodzaju.
Żyć bardziej wiarą
Druga metoda wychodzi z założenia, że obecne poglądy postępowe są jedynie słuszne. Wtedy atakuje się Pismo Święte za to, że nie zgadza się z socjalizmem czy feminizmem albo za to, że uznaje za grzech praktyki homoseksualne. W wielu krajach zachodnich za publiczne zacytowanie odpowiednich zdań biblijnych można być aresztowanym, nie mówiąc już o utracie pracy. Kraje te notabene udają, że szanują wolność słowa!
Oparcie życia publicznego na zasadach laickich powoduje, że państwo, którego działanie sięga obecnie bardzo głęboko w sprawy rodzinne, osobiste, moralne i religijne, zaczyna wykluczać zasady biblijne i chrześcijańskie ze swojego programu. Skutkiem jest dyskryminacja chrześcijan i poglądów na Biblii opartych. Sam szacunek dla Biblii też jest kwestionowany. Za dowód może służyć wyrok sądu z Gdańska, który w publicznym podarciu i znieważeniu Pisma Świętego nie dopatrzył się przestępstwa przeciw uczuciom religijnym, lecz uznał je za uprawnioną „ekspresję artystyczną”. Czy znaczy to, że satanistom taka wolność przysługuje? A gdy Biblię darli i palili naziści i komuniści, to też było w porządku?
Sądzę jednak, że do takich sytuacji dochodziłoby znacznie rzadziej, gdyby chrześcijanie bardziej żyli swoją wiarą i Pismem Świętym. I gdyby katoliccy obywatele i parlamentarzyści liczyli się w swoich decyzjach z jego treścią.
Michał Wojciechowski