881 776 552 (całodobowo: wezwania do chorych, sprawy pogrzebowe)

Łk 1, 26-38

     …anioł rzekł do Niej: Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego…

Mario, która jesteś Matką moich dni

Pozwól, że spróbuję dziś zaufać Ci

Kiedy już w sercu zabraknie wiary mi

Pozwól by w oczach mych stanęły te mądre łzy

Nie opuszczaj mnie

Pochwyć w dłonie swe

I obejmij mnie – Mario.

…i zapłonęła czwarta świeca, jest taka duża, powoli odmierza czas do Cudownej Nocy, stoi taka smukła, szczęśliwa bo jest ostatnia… taka wysoka… przewyższa pozostałe… dumna… bo oświetla drogę tym, co jeszcze zagubili się gdzieś tam w pędzę dni, w kieracie świątecznych porządków… płonie…i czeka…płonie i pogania, szepcząc „…człowieku, to już za 3 dni…”

A niedawno było tak dużo czasu, myślałam sobie, że ech tyle dni przede mną, na pewno zdążę ze wszystkim, wszak cały miesiąc mam… tak miałam ten miesiąc, to dużo…ale dziś kiedy patrzę na płomień tej świecy, to tak mało, aby ogarnąć to wszystko, i uświadomiłam sobie jak słabym jestem człowiekiem. Jak moje doświadczenie jest niczym w zderzeniu się z rzeczywistością. Wczoraj byłam w pracy… weszłam jak zwykle na salę dla przewlekle chorych…. I tam spotkanie z mą pacjentką… ma nadzieje, że wyjdzie na Święta… ma świadomość, że to są jej ostatnie Święta, ma w sobie tyle nadziei, że spędzi je ze swą rodziną, otoczona dziećmi, wnukami… dla niej tylko to się teraz liczy, tego oczekuje od tej czwartej Świecy, że zdąży jeszcze wrócić do domu. Dla niej ta Świeca jest kierunkiem do domu… jest tą nadzieją… Och Boże… dasz jej to? Stałam tak przy niej i słuchałam… myślami byłam w sobie… stoi bok niej ktoś kto zapędzony w domu, biega ze szmatą, ustawia choinkę, dekoruje mieszkanie, układa listę zakupów, pakuje prezenty… a po przeciwne stronie – ta pacjentka co myśli tylko o tym, że musi być w tym czasie w domu, że to są jej ostanie Święta i resztami sił próbuje podnieść się aby pokazać, że ma siłę aby wyjść ze szpitala… chce być w domu… nie dba o to, czy tam jest gotowe wszystko, ona pragnie tego domu, pragnie spotkania z rodziną…pragnie tej małej Dzieciny… pragnie zapamiętać te święta jako wyjątkowe. Utkwiło mi to w pamięci, chodziło za mną to cały dyżur…potem rozmowa z pielęgniarką… kreci głową, że nie nadaje się do domu, bo jest coraz słabsza… Boże, dlaczego?

Wesoło skacze płomień…a w sercu mam smutek… kiedy patrzę na pacjentkę z Sali nr 10. Boże, jeszcze 3 dni, daj jej siłę aby dotarła do swej rodziny, niech te Święta będą dla nie te wyjątkowe. Boże…

Boże….juz niebawem spotkamy się. Już niebawem zagrzmią słowa „…Bóg się rodzi, noc truchleje…” Odejdą gdzieś w niepamięć nasze smutki, nasze niepokoje, nasze obawy… w nasze, w moje serce wejdzie radość… napełni się miłością… długo na to czekałam, błądziłam, obijałam się o kształty, nie widziałam kolorów, a moje dłonie niczego nie mogły wyczuć, … była pustka… i kiedy już mi się wydawało, że już straciłam siebie…Ty nie zapomniałeś o mnie, kiedy z uporem prosiłam Ciebie o pomoc…Ty wytrwale słuchałeś tego… chowając to w Swym sercu, aby potem pewnego dnia dać mi to, czego pragnęłam, ale dałeś to wtedy kiedy sam tego chciałeś. Dałeś mi człowieka, Przyjaciela – Anioła. Anioła, co swymi skrzydłami mnie ochrania, co idzie obok mnie. I teraz, kiedy już mi zostało 3 dni, mogę Ci powiedzieć Boże, że dokonałeś czegoś wspaniałego, że dałeś mi się odnaleźć, że dając mi Przyjaciela, sprawiłeś, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Boże… kocham Ciebie za to, że Jesteś, kocham za to… że przyjdziesz do mnie w Tę Noc.

Płonie czwarta świeca…wosk kapie na gałązkę z jodełki, pachnie świeżo lasem, ustawione już choinki…. Pachnie już świętami… i ten blask bijący od świecy. Mam nadzieję, że komuś wskaże drogę do domu, że wskaże drogę do rodziny, że da jeszcze chwilkę zadumy nad sobą. I kiedy wspólnie zasiądziemy do Stołu Wigilijnego prysną te złe dni, rozwieją się nasze troski, i kiedy będziemy się dzieli Opłatkiem…i składać sobie życzenia… nasze serca będą szczęśliwe, i kiedy będziemy padać w ramiona swych bliskich zdamy sobie sprawę z tego, że jesteśmy kochani, ze jesteśmy ludźmi…że mamy Boga w sercu, że On nie narodził się tylko w żłobie ale w naszych sercach. Życzę tego wam wszystkim.

Już czas…

Amen.

Renata