881 776 552 (całodobowo: wezwania do chorych, sprawy pogrzebowe)

        Pewien człowiek zabłądził na pustyni i od dwóch dni wędrował wśród nie kończących się, rozgrzanych słońcem piachów. Był już u kresu sił.

Niespodziewanie ujrzał przed sobą sprzedawcę krawatów. Nie miał on przy sobie nic innego – jedynie mnóstwo krawatów. I natychmiast próbował sprzedać jeden z nich człowiekowi umierającemu z pragnienia.

Wyczerpanemu i spragnionemu wędrowcy handlarz wydał się szalony:
– Czyż ktoś przy zdrowych zmysłach próbowałby sprzedać krawat człowiekowi łaknącemu jedynie wody?

Sprzedawca wzruszył obojętnie ramionami i ruszył w dalszą drogę.

Przed zapadnięciem zmroku znużony wędrowiec, już z wielkim trudem poruszający zbolałymi nogami, uniósł głowę i osłupiał: znajdował się przed elegancką restauracją, obok której stał szereg samochodów ! Budynek był okazały, a dookoła niego rozciągała się pustynia.

Z trudem dowlókł się do drzwi restauracji i prawie mdlejąc z pragnienia wyszeptał:
– Litości, wody!
– Przykro mi, proszę pana – rzekł ze współczuciem uprzejmy szwajcar – nie przyjmujemy gości bez krawatów.

***

Są osoby przemierzające pustynię swego życia
z ogromnym pragnieniem przyjemnych doznań.
Za głupców uważają tych, którzy chcą ich zapoznać z Ewangelią.
Jest to posłanie zbyt zaskakujące dla ich pustyni!
Lecz kiedy zapragną wejść do „Hotelu Pana”, zostanie im powiedziane:
„Przykro mi, tutaj nie można wstąpić bez odnowionego serca”.

 

 

/ Bruno Ferrero /