881 776 552 (całodobowo: wezwania do chorych, sprawy pogrzebowe)

Kochani przyjaciele oto wszyscy przygotowujemy się do Wielkiego Wydarzenia. Warto wczesnym rankiem podążać do kościoła z lampionem. Wokół ciemno, ale w naszych rękach migoce małe światełko, które tak jakby nas prowadziło. W kościele też nie palą się światła, ale widać, że przyszło dużo ludzi, bo przed każdą postacią pali się lampka. Za chwilę zacznie się wyjątkowa Msza św. Nie łatwo tak wcześnie uczestniczyć w Eucharystii, dlatego przychodzą na nią tylko Ci, którzy bardzo, bardzo tęsknią za Panem Jezusem i bardzo, bardzo Go potrzebują. Chcą na Jego przyjście „wytrzepać” swoje dusze, „wyszorować” serca i „uroczyście przystroić” swoje myśli.

W salonie leżał na podłodze okazały dywan. Pysznił się wspaniałymi kolorowymi wzorami i był bardzo dumny, że właśnie o niego najbardziej dbano w całym domu. Codziennie go odkurzano, psu nie wolno było po nim chodzić, a dzieci mogły się na nim bawić tylko boso. Był przy tym taki mięciutki. 1 miał wspaniałe frędzle, które można było zaplatać w warkoczyki. Pewnej nocy przyśniło mu się, że jest latającym dywanem. Frunął nad uśpionymi miastami i wioskami, nad lasami i górami, zwiedzał odległe krainy i podziwiał niezwykłe zjawiska. Było mu tak dobrze i wspaniale, że nie miał ochoty się obudzić. Niestety, coś go zaczęło strasznie uwierać i kłuć. Chcąc nie chcąc strzasnął z siebie sen i … o mało nie krzyknął ze zgrozy! Spadały na niego ostre igiełki i na dodatek ktoś szurał po nim mokrymi butami! Tego jeszcze nie było! On, najważniejszy przedmiot w domu, tak bardzo szanowany i pielęgnowany został kompletnie zlekceważony. – Kto i w jakim celu tak bardzo mnie znieważa?- wyszeptał słabym głosem roztrzęsiony dywan.

– No co ty? Nie widzisz? – wzruszył okrągłym blatem stół – Przecież idą święta. Tu właśnie będzie ubierana choinka.

– Jakie święta? Jaka choinka? Nic nie rozumiem – rozpłakał się dywan łzami, które były roztopionym śniegiem opadającym z gałęzi zielonego drzewka.

– Naprawdę nie wiesz? – zdumiał się stół. – Nie mogę w to uwierzyć…

– A skąd mam wiedzieć? Przyszedłem na świat w fabryce, w której mnie utkano. Długo leżałem w sklepie, aż latem kupiono mnie do tego salonu. Ach, do dziś tak bardzo się mną opiekowano -i dywan znów zaczął szlochać.

– Uspokój się. Nie dzieje ci się przecież żadna krzywda. Trochę mokrego śniegu, piasku i kolek nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Zresztą zobaczysz, co się będzie działo dalej. Na pewno będziesz bardzo zadowolony, chociaż przejdziesz jeszcze niejedną trudną próbę.

– Jaka próbę? – dopytywał się zdenerwowany kobierzec, ale stół nic już nie odpowiedział bowiem wysypano na niego mnóstwo świecidełek, ozdób i niezwykłych światełek. Dywan nie zdąży] się temu wszystkiemu przyjrzeć, bo nagle został zrolowany, przerzucony przez plecy pana domu i wyniesiony na zewnątrz. Oh, jak tam było zimno i ciemno! Gdyby tylko skończyło się na spacerze w mroźny wieczór. Ale nie! Dywan nagle został zrzucony na ziemię w kopny śnieg, w którym zanurzy] się po same frędzle. Przed nim było jednak dopiero najgorsze. Oto syn gospodarza wyjął giętka, trzepaczkę i z całych sił zaczął walić nią po wzorzystej tkaninie. – Ratunku! -wrzasnął dywan, ale jego głos zagłuszyły coraz mocniejsze uderzenia i tumany kurzu, które wraz ze śniegiem unosiły się nad przerażonym kobiercem. Trwało to wszystko 10 minut, ale dywanowi wydawało się, że minęły wieki i, że za chwilę na pewno wyzionie ducha. Na szczęście trzepanie się skończyło i zrolowanego biedaka przyniesiono do domu. A tam… jakaż odmiana! Wszystko pachniało świeżością, z kuchni dochodziły przepyszne aromaty, które mieszały się z wonią wystrojonej choinki. Dywan ostrożnie rozłożono na lśniącej podłodze. Było mu teraz tak dobrze, że z lubością wyciągnął się i z fantazją rozrzuci] swoje frędzle. Wyglądał naprawdę fantastycznie: wyczyszczone włókna i wyraziste wzory sprawiały wrażenie, że jest jakby zupełnie nowy. Nie protestował, gdy ustawiono na nim ciężki stół. Mógł podziwiać piękny biały obrus, którym przykryto jego kolegę i świąteczną zastawę. Trochę go tylko zdziwiło dlaczego pod tak niezwykłą dekoracją umieszczono garść suchego siana… Najważniejsze jednak dopiero miało się wydarzyć. Gdy zapad] zmierzch dzieci zapaliły światełka na choince, która wyglądała jakby przywędrowała prosto z książeczki z bajkami. Dywan nie zdąży] przyjrzeć się jej dokładnie, bo pan domu zaczął uroczyście czytać o Dziecku, które narodziło się w stajence. Potem wszyscy łamali coś białego i składali sobie życzenia. Dywan był bardzo wzruszony. Nie zwracał nawet uwagi, że deptało go mnóstwo stóp w pantoflach, a potem, że nieuważnie jedzącym dzieciom spadały na jego odświeżone kolory okruchy, ości, łupiny od orzechów i owocowe skórki. Najważniejsze, że mógł ze wszystkimi przeżywać ten świąteczny wieczór… A jak zaśpiewano cudownie brzmiące pieśni o Bogu przychodzącym na świat, o zwiastujących Jego narodziny aniołach, o zalęknionych pasterzach i królach niosących dary, kobierzec zupełnie przestał myśleć o sobie. Zapragną] ogrzać to małe Dzieciątko trzęsące się z zimna, albo posłużyć za posłanie Jego Rodzicom. Nie przypuszczał, że choć trochę może się to spełnić. Oto bowiem, gdy wszyscy wyjmowali spod choinki prezenty, spośród nich wyłoniła się szopka. Ustawiono ją na środku dywanu, żeby wszystkim przypominała o wielkim świątecznym wydarzeniu.