Trzeba być wolnym od przywiązania do pieniędzy, żeby umieć je zamienić na dobro, którego tak pragniemy. Inaczej życie spędzimy jedynie na gromadzeniu ich.
Piotr Kosiarski: Czy chrześcijanin może być bogaty? A może każdy z nas powinien praktykować ubóstwo?
Maciej Szczęsny SJ: Należy pamiętać, że ubóstwo nie powinno być celem samym w sobie, ale środkiem generującym w naszym sercu miejsce na to, co istotniejsze od zasobów materialnych. Jeśli ktoś praktykuje ubóstwo, wcale nie znaczy, że jest uduchowiony. Może być ubogi materialnie, pozostając jednocześnie nafaszerowanym niezaspokojonymi pragnieniami.
Dobrze jest zauważyć, że ubóstwo to nie tylko problem braku zasobów materialnych, społecznych, psychicznych czy duchowych, ale także generuje ono konieczność wykonywania ciężkich, często słabo płatnych prac.
Święty Ignacy bardzo długo się modlił, zanim podjął decyzję, jak ubóstwo powinno być realizowane w zakonie jezuitów. Rozgraniczył on kapitał przeznaczony na utrzymanie danego dzieła: uczelni, szkoły, bursy (w naszych czasach także wydawnictwa, mediów) od funduszy pozwalających utrzymać się poszczególnym zakonnikom.
Święty Ignacy cały świat uznawał za dobry dar Boga, dany nam, byśmy mogli dzielić się nim z innymi ludźmi.
Ludzie często reagują niechęcią, kiedy ktoś im coś daje.
Trzeba umieć przyjmować. Człowiek kochający i przyjaciel nie prowadzi nieustannej księgowości w stylu winien – ma. Dla niego wszystko jest „niegodziwą mamoną” – ogromnie jednak pożyteczną dla pozyskiwania przyjaciół. Przyjmuje więc wszystko, bo ma od razu ogrom pomysłów, komu bardziej potrzebującemu od siebie dar ten przekazać.
W tym stylu, jak relacjonuje ks. abp Konrad Krajewski, żyje obecny papież Franciszek: „Ojciec święty wszystkie pieniądze, jakie dostaje rano – bo ludzie przychodzący na Mszę świętą bardzo często chcą mu coś dać – przesyła przez żandarma do naszego biura. Wszystkie. I papież często mówi: »Słuchaj, twoje konto, czyli moje konto, ma być puste. Bo wtedy jest ewangeliczne. Kiedy jest puste, to znaczy, że komuś pomogłeś«”.
A co z tzw. lansowaniem się? Wystarczy spojrzeć na narciarzy na stokach. Mają najlepszy sprzęt, a często nie potrafią dobrze jeździć.
Bywa, że jeżeli nie jesteśmy w czymś za dobrzy, to przynajmniej chcemy dobrze wyglądać (śmiech). Jednak dotyczy to całej naszej rzeczywistości. Prawie od zawsze ludzie malowali czy tatuowali sobie twarze i ciała, zakładali pióropusze, bawole rogi, wieszali na sobie kły, pazury, skóry zwierzęce. By poczuć się mocniejszymi, ważniejszymi. W świecie zwierząt indyki i pawie do dzisiaj nie potrafią uwolnić się od tego nawyku (śmiech). Obecnie zamieniliśmy jedynie dawne atrybuty znaczenia na współczesne: tytuły naukowe, nagrody, dyplomy, granty, liczba publikacji, stanowisko w pracy, poziom, na który zdołałem dostać się w danej grze komputerowej, ilość lajków przy naszych fotkach. Lub prościej: markowe ciuchy, topowe gadżety, olśniewające ubrania, sposób spędzania czasu czy zasobność konta bankowego.
Niestety te wszystkie zasoby nie zawsze idą w parze z rozwojem naszego człowieczeństwa. Więcej: często gdy koncentrujemy się na osiągnięciu sukcesu w powyższych dziedzinach, nie starcza nam już czasu i energii, by prawdziwie, szczęśliwie i sensownie żyć.
Kiedy człowiek przestaje być wolny i staje się „niewolnikiem” swoich rzeczy?
Konsekwencją utraty wolności jest oczywiście zniewolenie. Niekoniecznie jedynie materialne. Święty Ignacy opisuje w „Ćwiczeniach duchowych” następujące etapy tracenia autonomii: najpierw ulegamy chciwości bogactw, stan ten prowadzi nas do żądzy zaszczytów i prestiżu, z tego etapu krok już do stanu bezmiernej pychy i postawy nieliczenia się z nikim (por. ĆD 142). W ten sposób tracimy kontakt z rzeczywistością i pomóc nam może jedynie wejście na ścieżkę o przeciwnym kierunku, czyli nawrócenie. Ten odwrotny proces obrazuje św. Ignacy także trzema stopniami (por. ĆD 146): zaczynając od ubóstwa duchowego czy też materialnego, poprzez pragnienie bycia zapomnianym tak, by za wszystko dobro, jakie ludzie w nas dostrzegają, chwalili oni Ojca, który jest w niebie, docierając wreszcie do pokory – czyli świadomości swojego miejsca na ziemi (zarówno moich cnót, jak i wad) w relacji do Opatrzności Bożej.
A więc muszę stworzyć „przestrzeń” dla Boga i innych ludzi.
Święta Małgorzata Maria Alacoque twierdziła: „Prawdą jest nie tylko to, że »z pustego i Salomon nie naleje«, lecz także fakt, iż pełnego nawet Bóg nie napełni!”.
Jeśli będę „syty”, nie będę zdolny do pragnienia czegokolwiek, stąd może błogosławionymi określa Pan Jezus łaknących i pragnących.
Jednocześnie jeżeli jesteśmy tak bardzo zajęci różnymi codziennymi czynnościami, że nie mamy czasu na rozmowę z bliskim, to znaczy, że naprawdę jesteśmy ZBYT zajęci.
Słyszałem kiedyś o Piotrze z zespołem Downa, który opisał swoją koleżankę: „Ona jest fajna, chociaż nie ma Downa”. I ja mu wierzę, ogromnie trudno mieć wielkie serce, nie posiadając dodatkowego chromosomu.
Co się dzieje, kiedy ktoś jest za bardzo przywiązany do rzeczy, które posiada?
Jeśli posiadając coś, nie jesteś wolny, będziesz przeżywał przerażenie w obliczu możliwości straty tego, bez czego nie wyobrażasz sobie życia. W konsekwencji będziesz niezdolny do cieszenia się tym, co jest dla ciebie tak ważne. Przykładowo, można tak przywiązać się do zdrowia, że ta kompulsywna postawa przesłoni nam szansę czerpania radości z życia. Osoby nie wychodzące z domu w obawie przed zewnętrznymi niebezpieczeństwami winny sobie uświadomić, że statystycznie najwięcej ludzi umiera w łóżku.
A więc jeśli już coś mam, powinienem z tego korzystać.
Oczywiście. Przykładowo trzeba być wolnym od przywiązania do pieniędzy, żeby umieć je zamienić na dobro, którego tak pragniemy. Inaczej życie spędzimy jedynie na gromadzeniu ich – a przecież same w sobie są jedynie kolorowymi papierkami.
Często gdy kogoś zapytamy o sens zarabiania pieniędzy, słyszymy wyjaśnienie: „Żeby rodzina była szczęśliwa”, „żebym był szczęśliwy” i tak dalej. Niebezpieczny jest jednak koncept pokładania nadziei we wszechwładnym pieniądzu. Jeśli fanatycznie uznamy go za jedyne lekarstwo na spotykające nas problemy, będziemy pragnęli pomnażaniem kapitału je rozwiązać. Przykładowo zamiast spędzić czas z bliskimi, będziemy zarabiać na przyszłość, by ten przyszły czas spędzić pełniej. Nie zauważając, że na skutek zawierzenia temu mechanizmowi nigdy nie pozwolimy sobie na jakiekolwiek spędzenie czasu z drogimi nam osobami. To spotkanie nieustanie będziemy przesuwać w bliżej nieokreśloną przyszłość.
Anthony de Mello umieszcza w swoim zbiorze bajek taką opowieść:
„Bogaty przemysłowiec z Północy poczuł niesmak, widząc pewnego rybaka z Południa, spokojnie opartego o swoją łódź i palącego fajkę. – Dlaczego nie wypłynąłeś łowić? – zapytał przemysłowiec. – Bo już złowiłem dość na dzisiaj – odpowiedział rybak. – Dlaczego nie łowisz więcej, niż to konieczne? – nalegał przemysłowiec. – A cóż bym z tym zrobił? – zapytał rybak. – Zarobilibyśmy więcej pieniędzy – padło w odpowiedzi. – Mógłbyś wtedy założyć motor do twojej łodzi, wypływać na głębsze wody i łowić więcej ryb. Wtedy też zarobiłbyś dość pieniędzy, by kupić sobie nylonową sieć, dzięki czemu miałbyś jeszcze więcej ryb i więcej pieniędzy. Szybko zarobiłbyś i na drugą łódź… i być może na całą flotę. Byłbyś wtedy bogaty tak jak ja. – I co bym wtedy robił? – zapytał znowu rybak. – Mógłbyś wtedy usiąść i cieszyć się z życia – odpowiedział przemysłowiec. – A jak myślisz, co ja właściwie w tej chwili robię? – zapytał zadowolony rybak…”.
Właściwsze jest zachowanie zdolności cieszenia się niż zarobienie mnóstwa pieniędzy.
Maciej Szczęsny SJ