Ojciec Święty liczy na to, że Polska współtworząc struktury Unii Europejskiej wniesie w nie swą kulturę, a przede wszystkim wiarę w Chrystusa i bogactwo chrześcijańskiego dziedzictwa. Bł. Natalia Tułasiewicz już w okresie II wojny światowej zrealizowała tę ideę. Dobrowolnie wyjechała do Niemiec, by wnieść Jezusa, chrześcijaństwo i piękne człowieczeństwo w życie zarówno robotnic polskich, i wywodzących się z innych narodowości, jak i Niemców, u których one pracowały. Uczyła się francuskiego, by głosić chrześcijańskie egzorty Francuzom. Niemcom, którzy nawet „Ojcze nasz” nie pamiętali, przypominała tę modlitwę w ich języku głosząc zarazem, kim jest dla niej Bóg.
Miłowała własną Ojczyznę całą żarliwością duszy i modliła się za nią. Gdy na skutek działań wojennych zagrożona była polska państwowość, Natalia, nawiązując do słów Matki Najświętszej wypowiedzianych w Kanie Galilejskiej, prosiła Jezusa: „Ojczyzny nie mają!”. Narażając się na szykany ze strony hitlerowców, nie wypierała się swej narodowości, lecz z dumą mówiła: „Wir sind Polen!” („Jesteśmy Polakami”). Równocześnie daleka była od jakiegokolwiek nacjonalizmu czy szowinizmu; kochała i ceniła każdy naród i każdą kulturę. Czytała Pana Tadeusza, utwory Staffa i Żeromskiego, ale również dzieła Mauriaca, Le Bona, Heinego, Gräffa, Hertwiga, Tihaméra Tótha, Berdiajewa, Szekspira. Twierdziła, że mowa jest skarbem każdego narodu. Piękno jest zawsze pięknem, nawet jeśli pochodziło z kultury niemieckiego najeźdźcy. Nie zapominała, że każdy człowiek jest jej bliźnim i marzyła o chrześcijańskim uniwersalizmie.
Natalia Tułasiewicz urodziła się 9 kwietnia 1906 r. w Rzeszowie. Jej ojciec Adam był inspektorem Kontroli Skarbowej; matka, Natalia, pochodziła z rodziny Bromnik. Natalia miała dwie siostry: Halinę i Zofię oraz dwóch braci: Tadeusza i Józefa. W domu rodzinnym Tułasiewiczów panowała atmosfera głębokiej i wzajemnej miłości, patriotyzmu, a przede wszystkim pobożności. Natalia bardzo dużo zawdzięcza swej rodzinie i do końca życia była z nią mocno związana. Sama była dzieckiem wątłym i chorowitym, dokuczała jej gruźlica, która atakowała skórę, płuca, gruczoły limfatyczne; stała się ona przyczyną kilka ciężkich operacji. Z kolei choroba serca prowadziła do częstych omdleń. Pomimo wszystkich tych utrudnień była bardzo aktywna, przezwyciężając problemy zdrowotne mocą ducha i wiary.
W roku 1913 Natalia rozpoczęła edukację w Szkole Powszechnej w Kętach. Kiedy wraz z rodziną przeniosła się do Krakowa, uczęszczała tam, od roku 1915, do szkoły Sióstr Klarysek przy kościele św. Andrzeja. Od roku szkolnego 1917/1918 była uczennicą I Prywatnego Gimnazjum Żeńskiego, zaś trzy lata później – Państwowego Gimnazjum Żeńskiego. Uczyła się bardzo dobrze. Kiedyś napisała w swym dzienniku: „Kocham książki, jak kocham muzykę, teatr, jak kocham przyrodę. (…) muzyka i książka idą razem. Książka odradza mnie duchowo, (…) przypomina ciągle, że duch nie zna zmęczenia, że znużenie ogarnia tylko ciało (…). Muzyka w moim życiu duchowym czyni ład”. W dzieciństwie brat Natalii, Tadeusz, pobierał lekcje gry na wiolonczeli, ona zaś na skrzypcach.
W roku 1921 cała rodzina przeniosła się do Poznania, gdzie Natalia uczęszczała do prywatnego Gimnazjum Sióstr Urszulanek; uznawana tam była za „perłę i dobrego ducha szkoły”. Kiedy rodzice z powodu trudności finansowych chcieli przenieść ją do gimnazjum państwowego, siostry ceniąc sobie dobry jej wpływ na środowisko szkolne – zwolniły ją z obowiązkowych opłat.
Gimnazjum Natalia ukończyła w 1926 r., a następnie podjęła studia na kierunku filologia polska w Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ukończyła je w roku 1931, uzyskując tytuł magistra na podstawie pracy zatytułowanej Mickiewicz a muzyka. Mocno związana ze sztuką, podkreślała, że piękno sztuki sublimuje życie wewnętrzne. Trawiona głodem świętości i piękna, marzyła – niczym teocentryczna humanistka – o dobie chrześcijańskiego renesansu.
Już w okresie nauki w gimnazjum Natalia związana była z Sodalicją Mariańską. W czasie studiów wygłaszała na sodalicyjnych spotkaniach referaty na temat duchowości i świętości w życiu codziennym. Żyjąc w komunii z Bogiem podkreślała, iż rozwój życia duchowego jest dla niej najważniejszy: „Bóg żyje namacalnie w człowieku, który Mu w sercu mieszkanie daje (…). Co dzień w ofiarowaniu Mszy św. poddaję Mu wszystko – każdą myśl, najdrobniejszy uczynek, każde pragnienie, wszystkie troski. Czyż dziwić się można, że to w ciągu dnia wraca do mnie uchrystusowione, dobre i błogosławione?” Chciała iść przez życie ścieżką Pańską, poddając całkowicie swą wolę woli Bożej. Porównywała siebie do jednego z członków wszechświatowej orkiestry, której Dyrygentem jest Bóg. Każdy w tej orkiestrze ma swoje miejsce, którego wielkość polega na posłuszeństwie Dyrygentowi.
W latach 1933-37 Natalia uczyła w prywatnej szkole powszechnej im. św. Kazimierza w Poznaniu. Wiosną 1938 r. udała się do Włoch, gdzie m.in. modliła się u grobu ukochanego przez siebie św. Franciszka z Asyżu oraz uczestniczyła w Watykanie w uroczystościach kanonizacyjnych św. Andrzeja Boboli.
Zawierucha wojenna spowodowała, że 10 września 1939 r. Natalia wraz z rodziną musiała opuścić mieszkanie w Poznaniu przy ul. Śniadeckich 30. Trzy tygodnie przebywali w obozie w Poznaniu na ul. Głównej, a stamtąd zostali wysłani do Ostrowca Świętokrzyskiego. W opuszczonym mieszkaniu pozostały notatki, poezje, refleksje Natalii spisane w manuskryptach, jej pamiętniki za lata 1934-1938, jak również instrumenty muzyczne. Pomimo doznanych krzywd odrzucała ze swego serca wszelką nienawiść do wroga, prosząc Boga, by zachował ją od żądzy odwetu: „Niech z oczu moich na wszystkich ludzi, z którymi choćby przelotnie się stykam, szczególnie zaś na wrogów ojczyzny mojej – promieniuje Twoja miłość i dobroć. Niech choć przelotnie, a przecież tryumfująco, łaska Twoja spłynie na grzeszących, przez pośrednictwo mojej niegodności. (…) modlę się nie o odwet, lecz o tryumf dobra i sprawiedliwości”.
Okres wojny traktowała jako czas trudnych ale cennych rekolekcji pozostając wrażliwą na dobro i piękno. Czerpiąc siłę od Pana Boga, nie upadała na duchu, przeciwnie: wydała walkę zniechęceniu, lenistwu duchowemu, starała się wzrastać w cnotach i żyć zgodnie z Bożymi przykazaniami.
W lutym 1940 r. Natalia udała się do Krakowa w celu znalezienia pracy. Otrzymała ją w czytelni p. Starzewskiej, lecz po sprowadzeniu do Krakowa rodziny, odstąpiła swoją posadę siostrze Zofii, sama zaś zajęła się nauczaniem młodzieży na tajnych kompletach. W tym też czasie pogłębiała swoją wiedzę teologiczną, czytała m.in. dzieła św. Teresy od Jezusa i św. Jana od Krzyża. Często też modliła się przy grobie św. brata Alberta Chmielowskiego, codziennie uczestniczyła we Mszy św. Pełna troski o zbawienie dusz, myślała o modlitwie w intencjach osoby, która jej potrzebowała, mówiła o „dokonaniu najazdu Chrystusa” na dom owej osoby. Pozostając apostołem miłości, pragnęła „nieść Chrystusa wszystkim ludziom spotykanym na ulicach, w tramwaju, w urzędach, w sklepach, w restauracjach, kinach, teatrach, wszędzie!” Miała odwagę chcieć być świętą, ale nie chciała wchodzić do nieba sama, lecz z całym zastępem dusz. Zrozumiała, że jej życiowa misja to apostolstwo świeckie, dlatego też pozostanie osobą samotną nie z konieczności czy z bolesnego przypadka, ale z własnej woli, podjętej w miłości i radości.
Organizacja podziemna „Zachód”, powołana w 1942 r. przez Rząd Londyński, prowadziła akcję wysyłania wolontariuszy do Niemiec, by pomagać robotnikom polskim wywiezionym do przymusowej pracy na obczyźnie. Pomoc ta wyrażać miała troskę o życie duchowe i moralne, zaś po wojnie – na ułatwieniu im powrotu do Ojczyzny.
Natalia dobrowolnie zgodziła się podjąć taką misję. Przed wyjazdem do Niemiec, 18 sierpnia 1943 r., Natalia uczestniczyła w rekolekcjach w Laskach. Skierowano ją do pracy w fabryce Günther-Wagner w Hanowerze. Bardzo szybko zyskała zaufanie pracowników, oddziałując szczególnie na kobiety. W jej otoczeniu żyło kilkaset Polek, Ukrainek, Serbek, jak również Francuzki, Jugosłowianki, Bułgarki, Greczynki. Troszczyła się o ich życie religijne, moralne i kulturalne, organizowała i prowadziła modlitwy. Pomagała przeżywać tzw. „Msze barakowe” (od miejsca modlitwy w barakach), polegające na odmawianiu, komentowaniu i rozważaniu liturgicznych tekstów Mszy św. Czytała Słowo Boże, prowadziła katechezy (o tajemnicach różańca, ośmiu błogosławieństwach, o prawdach wiary, przykazaniach, o grzechach głównych, sakramentach, o modlitwie, o świętych), zachęcała do komunii duchowej z Bogiem. Czytała książki, przygotowywała do przeżywania sakramentów, rozdawała teksty modlitw i obrazki religijne, otrzymywane z Polski. Modlitwy prowadzone były nie tylko w barakach mieszkalnych, ale niejednokrotnie również w schronach przeciwlotniczych. Niewątpliwie modlitwy i rozmowy przybliżały do Boga oraz wlewały w serca otuchę, nadzieję i męstwo.
Wiele starań Natalia musiała wkładać w troskę o morale robotnic i robotników, często przeklinających, dopuszczających się cudzołóstwa, co w efekcie sprzyjało szerzeniu się chorób wenerycznych oraz prowadziło do rodzenia się dzieci w związkach pozamałżeńskich. Efekty oddziaływania Natalii, zarówno na życie duchowe jak i moralne, były łatwo dostrzegalne. Troszczyła się również o czystość i ład w miejscach zamieszkania oraz o pogłębienie znajomości kultury, polskiej jak i światowej. Ponadto poszerzając swoją apostolską misję uczyła się języka francuskiego, niemieckiego a nawet włoskiego.
Realizacja podjętych przez Natalię form apostolatu wymagała od niej wielkiego poświęcenia i samozaparcia. Pomimo, iż codziennie – jak wszystkie robotnice – przeznaczała 8 – 12 godzin na pracę w fabryce, to jednak stale podejmowała wysiłek oddziaływania religijno – kulturowego. Nazywała siebie „echem Pana Boga”, przekonując się zarazem, „jak palącą kwestią jest, aby wyjść z ukrycia własnej kapliczki (…) ku światu, aby wypełnić tę przepaść, jaka dzieli świętego w klasztorze od człowieka świeckiego”. Ukuła hasło: „wyjdźmy ze świętością w duszy na ulice!”
W okresie wielkanocnym 1944 r. przyjechał do Hanoweru kurier organizacji „Zachód”. Niestety jego nieostrożne zachowanie wzbudziło podejrzenia Niemców. W efekcie doszło do aresztowania Natalii przez gestapo i osadzenia jej w więzieniu w Hanowerze, a następnie w Kolonii i Berlinie. 16 maja 1944 r., podczas przesłuchania w więzieniu, została dotkliwie pobita. Spokój i opanowanie z jej strony doprowadzały oprawców do wściekłości. Obnażoną bili bez opamiętania, aż do momentu, gdy z zabliźnionej rany pooperacyjnej na szyi trysnęła krew. Wtedy zaprzestano dalszego znęcania się. Gdy wciągnięto ją do celi, na wpół żywa, zanim położyła się, dokonała najpierw adoracji. 26 września 1944 r. przewieziono Natalię do Ravensbrück. Wyczerpana padła ofiarą gruźlicy, to jednak pozostała pełną wiary i optymizmu. Planowała powrót do fabryki w Hanowerze, by nadal pracować wśród „zachwaszczonych dusz”. W szpitalu, w którym znalazła się jako pacjentka, gdy tylko siły jej pozwalały, chodziła między łóżkami i odmawiała z Polkami modlitwy. Wstrząśnięta obrazem nagich ciał kobiet, złożonych w obozie na stosie i obgryzanych przez szczury, napisała wiersz pt. Wieczny odpoczynek.
Stan zdrowia Natalii pogarszał się, do gruźlicy dołączyła się krwawa biegunka. Ekstremalnie wyczerpana, podczas jednej z selekcji przeprowadzanej przez Niemców, mającej na celu „wyłowienie” najsłabszych, została skazana 30 marca 1945 r. (w Wielki Piątek) „do komina”. Zagazowano ją prawdopodobnie w Wielką Sobotę, 31 marca 1945 r. Swą mękę przeżywała w łączności z męką Chrystusa. W Niedzielę Palmową zdobyła się jeszcze na to, by leżąc zorganizować i przeprowadzić nabożeństwo z rozważaniem Męki Pańskiej. Śmierć Natalii nastąpiła w przeddzień wyzwolenia obozowiczów przez wojska sojusznicze.
Towarzyszki obozu pracy, więzień i obozu koncentracyjnego wspominają Natalię jako niewiastę drobną, szczupłą, schorowaną, a równocześnie obdarzoną mocną osobowością. Miała ponadtragiczne spojrzenie na świat i – jak to określała – „wewnętrzną słoneczność”. Twierdziła, że radość, podobnie jak owocnie przeżywane cierpienie, jest obowiązkiem chrześcijanina. Jej zdaniem, szczęście należy w sobie wypracowywać: trzeba „być szczęśliwym wbrew sobie”. Była „żywą Ewangelią”. Kochała człowieka miłością mężną i ofiarną. Cechowała się żywą fantazją i cichą, optymistyczną beztroską. Refleksyjna, chłonna duchowo i ciekawa świata nazywała siebie pieszczochem bądź pupilem Bożym. Wiedziała, że jest miłowana całym Sercem przez Boga, którego ona z kolei miłowała ze wszystkich sił. Traktowała Go jako Najdroższego Przyjaciela duszy, zaś jedynym celem jej życia było miłowanie Boga i wszystkiego w Nim.
Ks. Jan Jagiełka, ur. 1960, dr teologii, ojciec duchowny
oraz wykładowca teologii życia wewnętrznego
i medycyny pastoralnej WSD w Kielcach.